BIRTH CONTROL „Operation” (1971); „Live” (1974)

W połowie 1966 roku dwa berlińskie zespoły: The Earls i The Gents rywalizujące do tej pory ze sobą na lokalnej scenie muzycznej o względy publiczności postanowiły połączyć swe siły i powołać do życia nową grupę. Marzyły im się trasy po Niemczech i Europie. Marzyło im się nagrywanie płyt. Fani obu formacji nie mieli nic przeciwko temu zjednoczeniu. Nie mogli jednak zrozumieć jednego – dlaczego nowo powstała formacja nazwała się tak dziwnie: BIRTH CONTROL (ang. antykoncepcja)!? Ze strony muzyków była to świadoma prowokacja. Zresztą kontrowersje pozamuzyczne, przysparzające im mimo wszystko dodatkowej sławy, ciągnąc się będą za BIRTH CONTROL  jeszcze długo.

Pigułka antykoncepcyjna jaką amerykanie wypuścili po raz pierwszy do powszechnego użytku w 1960 roku o nazwie Envoid, była prawdziwą bombą i szokiem  dla konserwatystów, natomiast zrewolucjonizowała myślenie nowego pokolenia. Ta malutka, niepozorna z wyglądu tabletka spowodowała lawinę, która ruszyła pędem ku nieuchronnej rewolucji obyczajowej. Nagle planowanie rodziny i zapobieganie ciąży stało się pewniejsze i łatwiejsze, a seks bezpieczniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Zaraz potem pojawili się Beatlesi ze swoimi długimi za uszy włosami i „krzykliwym” rock’n’rollem; zaangażowanie USA w wojnę w południowo-wschodniej Azji zjednoczyło całe młode pokolenie na czele których stali hippisi głoszący pacyfistyczne hasła i wyznający wolną miłość… Krok po kroku rewolucja obyczajowa i seksualna stała się faktem!

Ta daleko posunięta swoboda obyczajowa i rozluźnienie moralnych rygorów poważnie zaniepokoiła Watykan. Dzieło „naprawy świata” rozpoczął jeszcze Jan XXIII, dokończył Paweł VI, który w encyklice „Humanae vitae” jednoznacznie potępił wszelką sztuczną antykoncepcję jako wynalazek szatana. Zdecydowana większość katolików jakoś zbytnio nie przejęła się „odgórnymi” zarządzeniami Kościoła i w najlepsze stosowała pigułki.  Zresztą i w łonie samego Kościoła doszły głosy  sprzeciwu biskupów z Kanady (tzw. „dokument z Winnipeg”), którzy otwarcie sprzeciwili się swojemu zwierzchnikowi. „Owszem, encyklika tak, ale bądźmy też liberalni!” Tego w Kościele nie było od stuleci! Zwłaszcza, że do Kanadyjczyków dołączyli inni: Amerykanie i Holendrzy. I w zasadzie do dziś nic się w tej sprawie nie zmieniło. Kolejni papieże potępiali antykoncepcję, a zdecydowana większość wiernych ignorowała to i robiła swoje.

Berlińczycy z BIRTH CONTROL od samego początku nie kryli, co myślą o „Humanae vitae”. Już sama nazwa zespołu wybrana świadomie w reakcji na encyklikę Pawła VI była rozmyślnie prowokacyjna, a do tego doszły jeszcze okładki płyt. Debiutancki krążek z 1970 roku „Birth Control”  zarejestrowany dla niewielkiej  wytwórni Metronome wydany był w specyficznym okrągłym opakowaniu imitującym pudełeczko z pigułkami antykoncepcyjnymi.  Muzyka na tym albumie w dużej mierze oparta była na jazz rocku, choć słychać też wpływy zespołów pokroju The Doors. Zresztą jeden z utworów tej amerykańskiej grupy „Light My Fire” znalazł się na tej debiutanckiej płycie.

Wydany rok później „Operation” zdobiła jeszcze bardziej kontrowersyjna, rozkładana okładka: mrówczany potwór zjada porzucone niemowlęta. Całej scenie przygląda się zachwycony papież! Sugerowano, że z twarzy bardzo przypomina Pawła VI. Oczywiście większość sklepów odmówiła eksponowania takiej okładki na wystawie. Zespół stworzył więc alternatywną jej wersję, na której znalazła się fotografia dwóch prezerwatyw. W Niemczech jakoś to przeszło, lecz w  Anglii był z tym spory kłopot. Nie mniej zamieszanie z okładką, zrobione świadomie czy też nie, okazało się  doskonałym chwytem marketingowym, bowiem album sprzedał się bardzo dobrze. I aby nie skupiać się li tylko na prowokacjach grupy, kilka słów muszę powiedzieć o muzyce z tego naprawdę wyśmienitego albumu.

BIRTH CONTROL "Operation" (1971). Cała okładka.
BIRTH CONTROL „Operation” (1971). Cała okładka.

Można byłoby pomyśleć, że skoro BIRTH CONTROL pochodzili z Niemiec pewnie zaliczyć ich można do krautrocka, czyli niemieckiej odmiany angielskiego rocka progresywnego. Nic bardziej mylnego, choć muzycy owszem, lubili sobie od czasu do czasu poeksperymentować. Mieszali rock progresywny z hard rockiem i psychodelią, doprawionym dość specyficznym, solidnym wokalem gitarzysty Bruno Frenzela, który nie bał się wprowadzać do swego śpiewu soulowych ozdobników. Sporo w ich graniu wszechobecnych dźwięków organów Hammonda na których „wyżywał” się Reinhold Sobotta. Rzecz jasna nie brakuje tu też konkretnych, masywnych gitarowych riffów, rozpędzonych partii opartych na gitarowo-organowych wymianach, zmian tempa i nastroju. Do tego trzeba pochwalić kapitalnie współpracującą ze sobą sekcję rytmiczną, którą tworzyli  basista Bernd Koschmidder i perkusista  Bernd Noske pełniący także funkcję drugiego, równorzędnego  wokalisty. Oczywiście muzycy prochu nie wymyślili, ale trzeba przyznać, że grali naprawdę zawodowo.

BIRTH CONTROL 1971r. Stoją od lewej: Bruno Frenzel, Bernd Koschmidder, Bernd Noske, Reinhold Sobotta
BIRTH CONTROL 1971r. Siedzą od lewej: Bruno Frenzel, Bernd Koschmidder, Bernd Noske, Reinhold Sobotta

Już otwierający płytę utwór „Stop Little Lady” bardzo dobrze wprowadza w klimat całości. Jest ostry, gitarowy riff, są zmiany tempa, mocny hard rockowy śpiew  z domieszką soulowych klimatów. Sobotta wydobywa ze swego Hammonda szeroką paletę barw i dźwięków grając długie organowe solo. Organy rządzą także w „Just Before The Sun Will Rise” w głównej mierze oparty na dynamicznym, galopującym rytmie. Oczywiście nie brakuje tu czadowych gitarowych popisów i śpiewu. Jednak to właśnie poczciwy Hammond wysuwa się przed pozostałych na plan pierwszy i to on decyduje o kolorycie całości. Reinhold Sobotta oprócz szalonych popisów na organach zasiada także do fortepianu w wyśmienitym protest-songu „The Work Is Done” (w którym wykorzystany został motyw z „Etiudy Rewolucyjnej” Chopina) i w finałowej, rozbudowanej kompozycji „Let Us Do It Now” gdzie po długiej, klasycyzującej introdukcji pojawia się piękna  fortepianowa ballada rozwijająca się w podniosłą kompozycję. Na koniec klawiszowiec dodatkowo sięga po melotron, całość ubarwiają efektowne orkiestracje, zaś Bruno Frenzel daje upust swym soulowym ciągotom! Świetne zakończenie albumu. Ale  w środku mamy jeszcze perełkę w postaci „Flesh And Blood” zbudowaną na całkiem chwytliwym motywie  z wokalnym dwugłosem Frenzela i Noskego. Fajnie przeplatają się tu partie gitarowe i organowe, które ładnie się nawzajem uzupełniają. Jest też próbka flirtu z czarną, funkującą muzyką w „Pandemonium”, do którego pasują te soulowe naleciałości w głosie wokalisty. Na początku lat 70-tych dopadło to wielu hardrockowców z różnym jak wiemy skutkiem. BIRTH CONTROL ten egzamin zdali pomyślnie.

Kompaktowa reedycja albumu „Operation” wydana przez Repertoire Records zawiera kilka interesujących  singlowych nagrań. I tak „Hope” to zgrabnie zmieszany rock, organowe szaleństwa i elementy soulu. „Rollin” – rockowe boogie ze stylowymi fortepianowymi ozdobnikami Sobotty. Z kolei „What’s Your Name” oparty jest na mocnym gitarowym riffie, a piosenka o uroczym tytule „Believe In The Pill” to prosty czadowy hard rock.

Bardzo dobra sprzedaż płyty zaowocowała podpisaniem nowego kontraktu ze znaną wytwórnią CBS, ale przyniosła też zmiany w składzie. Tuż przed jego podpisaniem zespół opuścił Reinhold Sobotta. Wydany w styczniu 1973 roku krążek „Hoodoo Man” nagrany z nowym klawiszowcem stał się wkrótce – podobnie jak poprzednik – dużym sukcesem komercyjnym, ale także i sukcesem artystycznym. Zespół rozwijał swój unikalny styl. Nowe kompozycje za sprawą bardzo śmiałych aranżacji gitarowych granych z motywami klawiszy imitujących riffy gitary(!), oraz rozszerzone partie improwizowane okazały się strzałem w dziesiątkę i stały się wielkim hitem. Do tego głos Bernda Noske wciąż się rozwijał. Z czasem został okrzyknięty jednym z najlepszych niemieckich wokalistów. Również jako perkusista poczynił bardzo wielkie postępy. Tak wielkie, że uznano go za „niemieckiego Gingera Bakera”! Jego doskonałą grę możemy podziwiać na koncertowej podwójnej ( w wersji analogowej) płycie wydanej rok później pod wszystko mówiącym tytułem „Live”.

BIRTH CONTROL "Live" (1974)
BIRTH CONTROL „Live” (1974)

Nie było już w składzie założyciela grupy, Bernda Koschmiddera, który odszedł od kolegów jeszcze przed nagraniem czwartej płyty zatytułowanej „Rebirth”. Panowie Frenzel i Noske dobrali sobie nowych muzyków i ruszyli w dużą trasę po Niemczech. I trzeba obiektywnie przyznać, że nowi muzycy stanęli na wysokości zadania. Płyta „Live” do dziś oceniana jest przez niemieckich fanów za „najlepszą niemiecką rockową płytę koncertową”. Zawiera tylko pięć nagrań. Kapitalne, rozimprowizowane granie oparte głównie na współbrzmieniu hard rockowych gitar i wszelkiego rodzaju klawiszy (głównie Hammondów). Takie skrzyżowanie „Made In Japan” Purpli z koncertową częścią „Ummagummy” Floydów! Słucha się tego wybornie i z zapartym tchem. I szczerze powiem, że gdy wkładam ten kompakt do odtwarzacza trudno mi się później z nim rozstawać. Niewątpliwie jest to świetne podsumowanie najlepszego okresu w karierze zespołu.

Rzecz jasna nie mogło się obyć bez kolejnego małego skandalu. Album zapakowany był w kontrowersyjną (jakże by inaczej!) okładkę: muzycy siedzą w starej, odkrytej, czarnej  limuzynie, ubrani jak amerykańscy gangsterzy z lat trzydziestych XX wieku. Uzbrojeni po zęby w pistolety maszynowe strzelają do… dziecięcego wózka, tzw. „spacerówki” stojącej tuż przy  drodze pod drzewem.

Zespół BIRTH CONTROL aktywnie działał aż do 1983 roku, gdy zmarł gitarzysta i wokalista Bruno Frenzel. Po dziesięciu latach śpiewający perkusista Bernd Noske powołał do życia nowe wcielenie BIRTH CONTROL funkcjonujące przez kolejne dwadzieścia lat – aż do śmierci Noskego 18 lutego 2014. Naliczyłem, że na przestrzeni tych lat pod nazwą BIRTH CONTROL ukazało się ponad 30 albumów (dokładnie 34!). Gorąco zachęcam do zapoznania się przynajmniej z pierwszymi pięcioma, które tu wymieniłem. Zaś płyty „Operation”„Live” będące częścią podstawowego kanonu muzyki rockowej powinny obowiązkowo znaleźć się na półce każdego szanującego się fana (nie tylko niemieckiego) rocka lat 60-tych i 70-tych.