Wikingowie psychodelii: DREAM „Get Dreamy” (1967)

Wielokrotnie pisałem, że skandynawski rock lat 60/70-tych był nie mniej fascynujący i równie ciekawy mogący śmiało konkurować z muzyką brytyjską tamtego okresu. Wiele wspaniałych płyt wydano wówczas w Danii i Szwecji. Trochę gorzej na tym tle wypadała Norwegia, bo poza grupami Aunt Mary i Junipher Greene tak naprawdę nie było na czym ucha zawiesić. Do tej dwójki koniecznie dopisać trzeba zespół czterech młodych muzyków, którzy po obejrzeniu koncertu Otisa Reddinga i Bookera T & The M.G.’s w kwietniu 1967 roku w legendarnym norweskim Stax Volt Revue w Njardhallen postanowili założyć zespół, który z nazwy miał nawiązywać do znanego, londyńskiego tria Cream…  Tak narodził się zespół DREAM.

Dream. Od lewej: Hans Marius Stormoen (bg) Terje Rypdal (g) Tom Karlsen (dr) Christian Reim (org)
Dream. Od lewej: Hans Marius Stormoen (bg) Terje Rypdal (g) Tom Karlsen (dr) Christian Reim (org)

Dziś już legendarny i jedyny album tej norweskiej hard rockowo psychodelicznej formacji zatytułowany „Get Dreamy” został nagrany w dniach 4 – 7 lipca 1967 roku. Wydany w październiku nakładem brytyjskiego Polydor jest dziś jednym z najbardziej poszukiwanych winyli z tego kraju. Wśród kolekcjonerów osiąga cenę ponad 1000 euro! Była to autentycznie pionierska i pierwsza psychodeliczna płyta na tamtejszym rynku. Norwescy wikingowie psychodelii otworzyli swoim fanom nowe muzyczne horyzonty.

Niekwestionowanym liderem grupy był gitarzysta Terje Rypdal. Ten urodzony w Oslo syn kompozytora i dyrygenta wielkiej orkiestry symfonicznej już jako siedmiolatek uczęszczał do szkoły muzycznej w klasie fortepianu. W wolnych chwilach chwytał jednak za gitarę i w wieku czternastu lat zaczął grywać w lokalnych zespołach rockowych. Najdłużej, bo przez pięć lat, grał w The Vanguards – najbardziej popularnym wówczas zespole rockowym w Norwegii, który swój repertuar opierał głównie na coverach. Zachwyt wzbudzała zwłaszcza gra na gitarze Rypdala, który w utworach The Shadows odgrywał partie Hanka Marvina. Sam gitarzysta nie był zadowolony z muzyki granej przez zespół. Uważał, że więcej w niej popu niż rock’n’rolla. W momencie gdy przyszła fascynacja Jimi Hendrixem i grupą Cream utworzył wraz z przyjaciółmi  zespół  DREAM. W nim też po raz pierwszy zaprezentował swój unikalny i oryginalny styl grania.

DREAM "Get Dreamy" (1967)
DREAM „Get Dreamy” (1967)

Album „Get Dreamy” to fantastyczna psychodelia połączona z mocnym ciężkim rockiem podlana bluesem. Mieszcząca się gdzieś w stylistyce debiutu Hendrixa, Cream (okładka inspirowana na krążek „Disraeli Gears”) i późnego The Artwoods. W oryginale zawierał dziesięć kompozycji. Reedycja kompaktowa wzbogacona jest o jedno nagranie więcej – siedmiominutowy utwór „Dead Man’s Tale” z solowej płyty Terje Rypdala „Bleak House” wydanej w październiku tego samego roku z udziałem nikomu nieznanego jeszcze Jana Garbarka. Świat jazzu zachwyci się nim  na dobre kilka lat później. Kompozycja nagrana była przez zespół w 1968 roku z myślą o nowym albumie, który niestety nigdy nie powstał. „Dead Man’s Tale” to piękna nostalgiczna opowieść. Bluesowy klimat, organy, na koniec partia fletu. Porządny blues-rockowy numer bez smędzenia jakiego nikt w tym nurcie by się nie powstydził. Ale to mamy na samym końcu. Album otwiera dynamiczny „Green Things (From Outer Space)” z mocnym wokalem perkusisty Toma Karlsena, fajnymi partiami organowymi w wykonaniu Christiana Reima i wchodzącymi od czasu do czasu instrumentami dętymi. Ballada „Emptiness Gone” z czystą jak łza gitarą i śpiewem (tym razem organisty) jest wstępem do kolejnego, najdłuższego na płycie „Ain’t No Use”. Ten trwający ponad osiem minut kawałek to czysta orgia szaleńczych dźwięków sprzężonej, kosmicznej gitary, improwizowanej gry organów, oraz zabójczej sekcji rytmicznej. Gitarowy riff przypomina mi trochę „Jumpin’ Jack Flash” Stonesów, który tak na dobrą sprawę pojawi się pół roku później. Psychodelia pełną gębą! To w tym nagraniu najbardziej słychać fascynację Terje Rypdala Jimi Hendrixem. Fascynacja, której efektem było nagranie „Hey Jimi” dedykowane gitarzyście. Po wydaniu płyty jeden z jej egzemplarzy lider DREAM podpisał osobiście i wysłał do artysty. Na okładce napisał :„Z całym szacunkiem pozwoliłem sobie jeden z naszych utworów  zatytułować „Hey Jimi” w hołdzie dla Ciebie. Mamy nadzieję, że z przyjemnością wysłuchasz naszego albumu”. Wiele lat później egzemplarz ten został zlicytowany na aukcji z innymi pamiątkami po Hendrixie i jak wieść niesie był dość zużyty, co może świadczyć, że Jimi często go słuchał… Inny bardzo ważny utwór to „Night Of The Lonely Organist And His Mysterious Pals”. Fantastyczna bitwa muzyczna na organy i gitarę podparta mocną sekcją rytmiczną. Wydaje się, że pojedynek ten wygrywają organy, ale kiedy wchodzi gitara wszystko się równoważy, a gdy do tego dochodzą jeszcze efekty space rocka a la Hawkwind jest absolutnie odjazdowo!

Terje Rypdal
Terje Rypdal

Jak już wspomniałem nie było następnych płyt grupy DREAM, która swą działalność zakończyła wkrótce po wydaniu albumu „Get Dreamy”. Jak stwierdził po latach lider zespołu, znudziła mu się formuła muzyki rockowej, gdy odkrył fascynujący świat jazzu. Co prawda jeszcze na swej pierwszej solowej płycie rock wygrywał z jazzem, ale potem tego pierwszego było coraz mniej. Wkrótce zaczął też studia muzykologiczne na uniwersytecie w Oslo, oraz uczęszczał do tamtejszego konserwatorium muzycznego. Od początku swej jazzowej kariery związał się z Janem Garbarkiem i amerykańskim pianistą George’m Russellem. Grał też wspólnie m.in z czeskim basistą Miroslavem Vitousem, perkusistą Jack DeJohnette’em, czy Bobo Stensonem. Terje Rypdal do dziś tworzy, komponuje i występuje na scenie, choć pozostaje wykonawcą raczej niszowym, niż znanym i sławnym. I być może z perspektywy lat album „Get Dreamy” wydaje się być li tylko jego  młodzieńczą przygodą i rockową fascynacją, ale nie zmienia to faktu, że do dziś słucha się go z wielkim zainteresowaniem. Ja tę muzykę biorę w ciemno!