TWINK „Think Pink” (1970)

Lata świetlne temu, nie znając jeszcze zawartości płyty, nie wiedząc nawet czy TWINK to zespół, czy może pseudonim artystyczny, zafascynowała mnie od pierwszego spojrzenia okładka tego albumu. Przepiękne zdjęcie parkowej  alei z niesamowicie wysokimi, strzelistymi starymi drzewami, z grubym dywanem opadłych suchych już liści. W głębi, w dalekim planie samotna, jakże drobna i niepozornie wyglądająca postać. Jest w tym i nostalgia i melancholia i jakiś magiczny poetycki klimat. Aż chce mi się wejść w tę aleję, poczuć zapach odchodzącej już jesieni, pooddychać jej wilgotnym powietrzem, dotknąć ręką chropowatej kory drzew. I spotkać się z osobą, która zmierza w naszą stronę…

TWINK "Think Pink" (1970)
TWINK „Think Pink” (1970)

Pod pseudonimem Twink krył się były perkusista Tomorrow, The Pretty Things i Pink Fairies, który był centralną postacią brytyjskiej sceny psychodelicznej. W rzeczywistości nazywał się John Charles Alder. Mając niespełna dziewiętnaście lat w rodzinnym Colchester zadebiutował w rhythm and bluesowym zespole Fairies. Grupa zyskała tylko lokalną sławę, nie mniej w 1964 roku nagrała singla „Don’t Think Twice It’s Alright” który wydała Decca Records.To wówczas narodził się jego pseudonim. Natura obdarzyła go burzą długich, gęstych, kręconych włosów. Do ich pielęgnacji zużywał po kilka butelek popularnej wówczas odżywki marki Twink. Nawiasem mówiąc używał jej też Eric Clapton, o czym wspomina w swojej „Autobiografii” (Wydawnictwo Dolnośląskie 2008r.), a kosztowała ona wtedy 37 pensów. To właśnie od tego pielęgnacyjnego balsamu wzięła się „ksywka” muzyka.  Wkrótce potem perkusista przeniósł się do stolicy, stając się prominentnym członkiem wyjątkowej sceny muzycznej, która powstała z hippiesowskiej enklawy Notting Hill.

John Charles Alder jakoTwink (1967)
John Alder jakoTwink (1967)

Ściśle związany z psychodelicznym podziemiem, z całą tą londyńską bohemą, mieszkając w wielokulturowej dzielnicy Ladbroke Grove i nieustannie koncertując w różnych, dziś już legendarnych klubach otarł się o historyczne dziś postaci, A może to legendy muzyczne krzyżowały z nim swe drogi..? „Z grupą Tomorrow graliśmy kilka koncertów w UFO”  – wspomina Twink.„Któregoś dnia zawitał tam menadżer Hendrixa, przyprowadzając go ze sobą. Gitarzysta, o ile pamiętam pierwszy raz był w Londynie. Nasz basista na moment zszedł ze sceny, by udać się do WC. Naraz patrzę, a tu Jimi wdrapuje się do nas, bierze do ręki bas i… zaczyna grać! Po latach dotarło do mnie, że tego dnia miałem obok siebie dwóch wybitnych muzyków: po lewej ręce Hendrixa, a po prawej Steve’a Howe’a!”

Wybiegając nieco w przód, chciałbym zaznaczyć, że Twink to człowiek niezwykle inteligentny, wielki erudyta, filozof i… aktor. Grał m.in, w serialu „Allo, Allo!” (sezon pierwszy) zrealizowanym przez brytyjską  stację telewizyjną BBC1. Serial był zresztą bardzo popularny także w naszym kraju. Po tym jak przeszedł na islam i zmienił imię na Mohammed Abdullah, razem z żoną i 5-cio letnią dziś córeczką Sarą zamieszkał w Marakeszu (Maroko), aby „…lepiej praktykować swoją nową drogę życia. Nie używam słowa 'religia’. Preferuję wyrażenie 'sposób życia'” – powiedział w jednym z wywiadów udzielonym w 2013 roku. Tym samym, w którym ukazała się kompaktowa reedycja jego solowego albumu pt. „Think Pink”.

Twink jako Mohammed Abdullah z 18-miesięczną córeczką Sarą (2013)
John Alder jako Mohammed Abdullah z 18-miesięczną córeczką Sarą (2013)

Wydawać by się mogło, że skoro perkusista wydaje swoją solową płytę, to właśnie jego instrument będzie tym wiodącym i dominującym w większości nagrań. Tymczasem na płycie „Think Pink” nawet przez moment perkusja nie wysuwa się na plan pierwszy. Traktowana jest na równi z innymi instrumentami. O dziwo – nie ma tu nawet tak modnego wówczas sola perkusji! Jest to po prostu typowe zespołowe granie. Do studia nagraniowego Twink zaprosił kolegów z zespołów, z którymi współpracował wcześniej. Byli to: gitarzysta Paul Rudolph z Deviants, basista John Wood z Tomorrow, pianista Wally Allen, grający na sitarze i melotronie John Povey obaj z The Pretty Things, oraz gitarzysta prowadzący Steve Peregrin Took z Tyrannosaurus Rex. Producentem albumu był Mick Farren wokalista Deviants, który kilka miesięcy wcześniej został z niej usunięty, Album nagrano w cztery lipcowe dni 1969 roku. Muzycy, jak potem wyliczył Twink,  w studiu spędzili w sumie dwadzieścia dość intensywnych i „odlotowych” godzin. W takich okolicznościach i w takiej konfiguracji trudno było stworzyć „normalną” i przewidywalną płytę.

Tył okładki.
Tył okładki. Reedycja kompaktowa Sunbean Records (2013)

Z jednej strony bowiem jest to totalny odlot, wręcz obłąkana muzyka niczym z koszmarnego, narkotycznego snu. Zniekształcone, złowieszcze dźwięki. Kolaże dźwiękowe. Powolne rytmy i bardzo mroczny klimat całości. Pojawiający się sitar dodaje mistyczną aurę. Czasami ma się wrażenie, że jest to materiał niemuzyczny. Ale jeśli już, to zdecydowanie CUDOWNIE niemuzyczny. Boże jak ja kocham takie obłędne granie! Z drugiej zaś strony jest tu masa doskonałego zdecydowanie ciężkiego grania z kapitalnie czadowymi partiami gitar na pierwszym planie. No i brzmienie jest wręcz zniewalające!

Zaczyna się od „Coming On Of The One” – apokaliptycznej introdukcji nawiązującej do przepowiedni Nostrodamusa „1999 Seven Months” doskonale określająca charakter całego albumu. Kakofonia dźwięków, recytacje, krzyki, wrzaski i jęki potępionych. To najbardziej posępny fragment tej płyty. Totalny odlot. Mój znajomy opowiedział mi kiedyś, że jego przyjaciel nie mogąc poradzić sobie z uspokojeniem trójki rozbrykanych urwisów puścił to nagranie w wyższych rejestrach głośności. Ponoć efekt przeszedł jego najśmielsze oczekiwanie – do końca dnia w domu panowała cisza jak makiem zasiał. Podobny, choć może mniej groźny klimat jest w ciężkim, psychodelicznym „Dawn Of The Magic” któremu blisko do nagrań z pierwszej płyty Pink Floyd z Sydem Barrettem. Akurat wcale mnie to nie dziwi. bowiem Twink jeszcze z grupą Tomorrow często występował na jednej scenie z Floydami. Był nie tylko fanem grupy, ale także bardzo bliskim przyjacielem Syda.

Już przy pierwszym przesłuchaniu z fotela wyrzucił mnie „10 000 Words In A Cardboard Box”, Być może najbardziej przebojowy utwór na płycie, w którym uwypuklono ponure, mocarne brzmienie. Zaczyna się od fenomenalnego, prostego gitarowego motywu, by w finale przerodzić się w dość długą gitarową improwizację. Na szczególną uwagę zasługuje także bardzo atmosferyczny „Tiptoe On The Highest Hill” zaśpiewany bardzo natchnionym głosem. Słychać tu echa dokonań Jimi Hendrixa i (znowu) Pink Floyd. Kawał naprawdę świetnego rockowego grania. W „Suicide” instrumentem wiodącym jest gitara akustyczna, choć pojawiają się delikatne dźwięki  melotronu i wibrafonu, oraz odrealnione przerywniki nawiązujące do nagrań The Pretty Things z okresu „S.F. Sorrow”Z kolei w „Mexican Grass War” zestawiono marszowy rytm z czymś, co kojarzy się z plemiennymi obrzędami zaś zniekształcona gitara robi „szum” w tle. Dość intrygujące. Całość kończy dwu i pół minutowy „The Sparrow Is A Sign”. Muzyczna miniaturka zaczynająca się leniwie i balladowo, która wkrótce przeistacza się w drapieżne gitarowe granie. Takie skrzyżowanie wczesnych Pink Floyd z grupą Gong.

Oryginalny album wydał wczesną wiosną 1970 r. Polydor. Za Oceanem ukazał się on nakładem amerykańskiej wytwórni Sire Records. Pierwsza kompaktowa reedycja Sunbean z 2013 roku zawiera osiem bonusów z czego sześć to alternatywne wersje z podstawowego zestawu, zaś pozostałe dwa, których producentem był Mark Wirtz pochodzą z lutego 1968 r!

Wyspiarscy dziennikarze, krytycy muzyczni i fani psychodelicznego rocka płytę „Think Pink” określają diamentem, brylantem, a co najbardziej zapalczywi Świętym Graalem brytyjskiej psychodelii. Oczywiście Twink prochu nie wymyślił, nowych kierunków swą solową płytą nie wyznaczył. Nie mniej tę intrygującą, enigmatyczną i świetnie zagraną płytę z całym szacunkiem śmiało stawiam obok wielkich albumów tego gatunku: „S.F. Sorrow” The Pretty Thinks i „The Piper At The Gates Of Dawn” Pink Floyd…

PS.   Autorem intrygującej okładki, od której zacząłem swą opowieść był sam Aubrey Powell współwłaściciel firmy Hypgnosis (tej od okładek Pink Floyd!). Zdjęcie zostało zrobione w londyńskim Holland Park późną jesienią 1969 roku.