PLUTO „Pluto” (1971) – wysmakowany kąsek hard rocka.

Któż z nas nie darzył sympatią poczciwego psa Pluto występującego w komiksach i filmach rysunkowych?! Stworzony w studiach Walta Disneya pomarańczowy pies z czarnymi uszami, zieloną lub czerwoną obrożą na szyi towarzyszył Myszce Miki w jej przygodach. Disney nazwał go na cześć odkrytej kilka miesięcy wcześniej planety karłowatej Pluton (łac. Pluto). Wierny swojemu panu miał niebywały talent do wpadania w tarapaty, z których zawsze wychodził obronną ręką. Miał więcej szczęścia niż rozumu. Kochliwy, wrażliwy, trochę ciapowaty, zazwyczaj tchórz. Jednak w decydujących momentach bohater jakich mało… Uwielbiany przez milusińskich stał się też inspiracją dla muzyków z północnego Londynu. Utworzona przez nich w 1970 roku grupa rockowa została nazwana jego imieniem.

Plakat zespołu z wizerunkiem psa Pluto
Plakat zespołu z wizerunkiem psa Pluto.

Głównymi filarami PLUTO byli Paul Gardner i Alan Warner, dwaj doświadczeni gitarzyści z bardzo różnych środowisk muzycznych. We wczesnych latach 60-tych Gardner pojawiał się w licznych londyńskich grupach beatowych. Najdłużej  grał w Jack’s Union –  zespole, który jako ostatni zrobił kilka sesji nagraniowych z legendarnym producentem Joe Meek’em tuż przed jego samobójczą śmiercią w lutym 1967 roku… Warner, cudowne dziecko, w wieku lat trzynastu grywał z półprofesjonalnymi zespołami na lokalnej scenie. Do 1966 roku przewinął się przez wiele formacji, których nazwy dziś nam tak naprawdę niewiele mówią. Krótko współpracował z grupą The Black Eagles (pre-Thin Lizzy) z Philem Lynottem w składzie, a niedługo później zaciągnął się do „kolorowej”, soulowo popowej formacji The Ramong Sound. Po zmianie nazwy na The Foundations nagrał z nią trzy duże płyty i kilkanaście singli… Skład PLUTO uzupełnili perkusista Derek Jervis (wcześniej Mighty Joe Young), oraz sprzedawca samochodów(!) basista Michael Worth. Na przesłuchaniu zjawił się z gitarą basową Precision, która wcześniej należała do Johna Entwistle’a z The Who czym zaimponował przyszłym kolegom. Właściciel dużego kolorowego vana transita okazał się nie tylko świetnym basistą, ale też showmanem.

Pluto. Od lewej: A. Warner, D. Jrevis, M. Worth, P. Gardner.
Pluto na scenie. Od lewej: Alan Warner, Derek Jervis, Mick. Worth, Paul Gardner.

Zaczęli koncertować po uniwersytetach, gdzie niezależną muzykę przyjmowano zawsze z entuzjazmem. Lata sześćdziesiąte zostały w tyle, nowe dźwięki rytmiczne miały silniejsze podstawy, kompozycje stawały się dłuższe no i przede wszystkim głośniejsze. Pojawiły się niezależne wytwórnie płytowe otwarte na alternatywną muzykę. Wielcy potentaci też nie spali. EMI, Island, Decca, czy Philips tworzyły nowe pododdziały. Harvest, Charisma, Deram, Vertigo zajmowały się wydawaniem i promocją płyt z muzyką rockową we wszystkich możliwych jej odmianach i stylach.

W tej ówczesnej, wspaniałej  eksplozji rocka znalazł się PLUTO. Dość szybko podpisali kontrakt z Dawn (oddział Pye Records), wydawcą płyt Stray, Fruupp, walijskiego Man. W pewnym sensie pomogła tu też znajomość Alana Warnera z szefami Pye, ponieważ była to wytwórnia The Foundations. Pomogła, ale też przyniosła pecha, gdyż na swoje nieszczęście grupa dostała tego samego producenta, Johna McCleoda, który do tej pory pracował tylko z popowymi zespołami. Jak łatwo się domyślić współpraca z nim nie należała do łatwych, obfitowała w wiele spięć i sporów. McCleod wciąż wygładzał im „brudne” brzmienie, dopieszczał szczegóły, nie dopuszczał do nagrywania na „setkę”.  Alan skarżył się, że nie dano im swobody jaką otrzymywały inne grupy w tym czasie. „Zamiast zrobić krok do przodu zostaliśmy w latach sześćdziesiątych”… Goryczy dodał fakt, że wytwórnia nie wyraziła zgody na nagranie ważnego dla zespołu utworu „Fake It” – kulminacyjny punkt programu każdego koncertu. Rozumiem rozgoryczenie gitarzysty, ale bez przesady – aż tak źle nie było. Pojawił się natomiast inny problem…

Tuż przed wydaniem płyty prawnicy wytwórni filmowej Walta Disneya zażądali od zespołu usunięcia z afiszów i projektu okładki wizerunku psa Pluto. Grozili sprawą sądową i sporą grzywną za jego bezprawne wykorzystanie. Brzmiało to groźnie, choć chłopcy podeszli do tego na luzie i z humorem. Szybko ogłosili, że nazwa pochodzi od dziewiątej planety Układu Słonecznego, która jak  wiadomo została nazwana imieniem mitologicznego boga świata zmarłych i nie jest nazwą zastrzeżoną. A plakat z disneyowskim psem był tylko żartem mającym przyciągnąć na występy młodszą widownię, za który przepraszają. Okładka wydanej w listopadzie 1971 roku płyty zatytułowanej „Pluto” nie pozostawia co do tego żadnych wątpliwości. Grafika została zainspirowana barokową rzeźbą „Pluton i Prozerpina” wykonaną w marmurze przez Giovenniego Berniniego przedstawiającą porwanie Prozerpiny przez Plutona do zimnego Hadesu…

LP. "Pluto" (1971)
Okładka albumu „Pluto” (1971)

Album dostał przychylne i zachęcające recenzje. Dziennikarze określili go jako mieszankę stylów Black Sabbath i Free, choć podobieństw doszukać się pewnie można więcej. Co ciekawe – dwie gitary prowadzące doskonale uzupełniały się brzmieniowo prowadząc ze sobą dialogi bez znamion rywalizacji. Świetnie się tego słucha zwłaszcza na słuchawkach – rozdzielono je na oba kanały. I nie warto doszukiwać się tu analogii z Wishbone Ash bowiem PLUTO nie grali unisono. Oni grali zdecydowanie ostrzej…

Rozpoczyna się od „Crossfire” z rytmicznym chwytliwym riffem gitarowym i fajną fortepianową wstawką. Linia wokalna przypomina mi April Wine lub wczesny Rush. Piękny, wibrujący hard rock… Perkusyjne triki i gitarowe zagrywki we wstępie do „And My Old Rocking Horse” ocierają się o rock progresywny. Jednak chłodny wokal, powolne tempo i zagęszczona atmosfera tworzą wrażenie narkotykowej podróży z Velvet Underground… Gitarowy akord zagrany w „Down And Out” jest bardzo podobny do tego z płyty „Fly By Night” Rush. Tyle, że Kanadyjczycy wydali ją cztery lata później. Niewykluczone, że Alex Lifeson i spółka słuchali ich wcześniej. Zwracam uwagę na świetną pracę perkusji i spektakularne gitary… „She’s Innocent” to prosta piosenka o dziewczynie osadzonej w celi więziennej, która przeradza się w dramatyczną balladę zbudowaną wokół nagłych zmian tempa… Z kolei „Road To Glory” to opowieść o człowieku stojącym na rozdrożu; od decyzji którą drogę wybierze zależeć będzie jego dalsze życie. Wyeksponowany dudniący bas i sposób śpiewania wokalisty potęgują dramaturgię owego wyboru…

Reedycja CD z alternatywną okładką.
Reedycja CD z alternatywną okładką. (See For Miles, 1989)

„Steeling My Thunder” jest hard rockowym numerem jakich w tym czasie było mnóstwo: pulsujący bas, nieskomplikowana melodia, proste bicie bębnów i świetna gitarowa solówka na koniec… Nieco bardziej złożony „Beauty Queen” zaczyna się od olśniewającej, wybuchowej, psychodelicznej gry na gitarze z pięknym (kolejnym) solem na zakończenie i mocnej perkusji z wokalnymi harmoniami… „Mister Westwood” ma piękne akordy gitary w intro, delikatny wokal z mocną i ekscytującą pracą basu. Typ łzawiącej ballady i prawdziwa esencja szczerego grania przełomu lat 60-tych i 70-tych. Idealna jako tło romantycznej kolacji we dwoje… „Rag A Bone Joe” kojarzy mi się z The Five Man Electrical Band (znany z hitu „Signs”) i ma super przebojową melodię z łatwym do zapamiętania refrenem… Płytę kończy „Bary Lane”. Szybki chwytliwy rytm i styl wokalny inspirowany Beatlesami, choć słyszę tu także obecność Marca Bolana. Fajne zagrywki fortepianowe pojawiające się dość nieoczekiwanie pod koniec drugiej części nadają całości lekkości i muzycznego blasku. Dowód na to, że prostymi środkami można zachwycić także wymagającego odbiorcę.

Wiosną ’72 ukazał się singiel z dwoma premierowymi utworami, „I Really Want It/Something That You Loved”, które można znaleźć m.in. na kompaktowej reedycji wytwórni See For Miles” pt. „Pluto… Plus” (z 1989 roku) i brytyjskiego Breathles (2000). Obie mają zmienione okładki, choć motyw mitologicznego porwania pięknej Prozerpiny przez Plutona został zachowany. Ja zdecydowałem się na japońską edycję firmy Victor (2003) – co prawda droższą i bez bonusów, ale z oryginalną grafiką…

Ten pierwszy i jedyny album grupy zyskał kultowy status na przestrzeni lat, stając się jednym z bardziej pożądanych pozycji wśród kolekcjonerów płyt na całym świecie. Urzekający hard rock skoncentrowany na grze dwóch gitar prowadzących, ze świetnymi melodiami, kreatywnymi pasażami  i ciekawymi liniami wokalnymi zachwyca do dziś. I choć zespół nie zrewolucjonizował gatunku, nie wyznaczył nowych kierunków to pozostawił po sobie piękny ślad!