Podczas wyczerpującej pracy nad płytą „Electric Ladyland” basista The Jimi Hendrix Experience Noel Redding zrobił sobie krótką przerwę. Udał się do swego rodzinnego Folkestone w hrabstwie Kent (południowo-wschodnia Anglia) aby „naładować baterie”. Co prawda przebąkiwano tu i ówdzie, że muzyk był skłócony z Jimi Hendrixem, który w dążeniu do perfekcji odsunął go na bok i sam nagrywał partie basu, ale nie do końca było to prawdą. Wszak po powrocie do nowojorskiego studia basista kontynuował sesje, przywiózł ze sobą nową piosenkę („Little Miss Strange”), która weszła na album, brał udział w koncertach… Pobyt w Folkestone Redding wykorzystał m.in. na spotkanie z dwójką dawnych przyjaciół: Jimem Levertonem i Neilem Landonem.
Landon, Leverton i Redding znali się od wczesnych lat 60-tych. Noel Redding był gitarzystą jednego z najpopularniejszych wówczas zespołów z południa The Lonely Ones. Wokalista Neil Landon miał własną grupę o nazwie Gepard, zaś Jim Leverton grał na basie w The Big Beats, Kiedy w połowie dekady te trzy grupy rozpadły się razem utworzyli jedną – The Neil Landon And The Burnettes. Nowy zespół intensywnie występował na Wyspach i Europie – najwięcej w niemieckich klubach nocnych. W 1966 roku Landon zdecydował się na karierę solową. The Burnettes rozpadli się, ale pozostała dwójka dobrała sobie nowego wokalistę i jako The Lovin’ Kind trafili pod skrzydła Gordona Millesa, menadżera Toma Jonesa i Engelberta Humperdincka.
The Lovin’ Kind wydali trzy single dla Pye Records, ale żaden nie odniósł sukcesu. Nowy wokalista opuścił zespół próbując zrobić karierę solową, perkusista przeszedł do Honeybus, a Jim Leverton zarabiał jako muzyk sesyjny grając na basie dla Cata Stevensa, The Walker Brothers i dla Engelberta Humperdincka. W zespole tego ostatniego spotkał perkusistę Erica Dillona z którym szybko się zaprzyjaźnił. Noel widząc, że nic z tego już nie będzie wrócił do Folkestone. Kilka tygodni później przeczytał ogłoszenie w „Melody Maker” – grupa The Animals poszukiwała gitarzysty. Poszedł na casting. Spóźnił się – wakatu już nie było. Szczęśliwie tego samego dnia spotkał Chasa Chandlera, menadżera The Animals, idącego w towarzystwie Jimi Hendrixa. Chandler zapamiętał Noela Reddinga z porannej wizyty, szepnął słówko Hendrixowi, a ten zaproponował mu miejsce basisty w tworzonym właśnie zespole The Jimi Hendrix Experience…
Wspominając dawne czasy trójka przyjaciół wpadła na pomysł, by wspólnie stworzyć zespół, który byłby odskocznią od ich obecnych zobowiązań. Tak narodziła się grupa FAT MATTRESS… Noel Redding przyniósł kilka autorskich kompozycji; z Neilem Landonem napisał następne, a gdy wyjechał do Stanów na kolejną trasę z Hendrixem do pracy przyłączył się Jim Leverton. On też rozwiązał problem z perkusistą. Zadzwonił do Erica Dillona z zapytaniem, czy nie zechciałby pograć w nowym zespole? Chciał. Machając ręką na pożegnanie Humperdinckowi przyłączył się do nowych kolegów i wziął udział w sesji nagraniowej. Pierwszą piosenkę jaką nagrali było „All Night Drinker” z gościnnym udziałem Chrisa Wooda z Traffic. Ten świetny numer nadał ton całej płycie; pozostałe utwory zostały nagrane podczas dziesięciu nocnych sesji, której przyglądał się Chas Chandler później oferując grupie swoje usługi. Był pewny siebie, obiecał zdobyć poważny kontrakt płytowy no i znał się z Noelem Reddingiem. To on, już jako menadżer, wysłał ich wiosną 1969 roku do Stanów w trasę z The Jimi Hendrix Experience, a w czerwcu załatwił lukratywny kontrakt z Polydor Records. W kuluarach wytwórni mówiło się, że FAT MATTRESS otrzymało wówczas nie tylko wielki kredyt zaufania od szefów firmy, ale także pokaźną zaliczkę. Jedną z największych w historii firmy. Dwa miesiące później 15 sierpnia 1969 wyszedł ich debiutancki album „Fat Mattress”.
Jeśli ktoś spodziewa się, że ze względu na obecność Noela Reddinga płyta będzie skrzyła się gitarowym ciężkim brzmieniem to trzeba powiedzieć, że jest ona daleko od tego co Noel grał z Hendrixem. Co więcej – Redding nie jest tu postacią dominującą jak można by przypuszczać, ale jednym z członków grupy. Bo FAT MATTRESS był zbiorowym wysiłkiem czwórki muzyków. Dodajmy – znakomitych muzyków.
Cała płyta jest pod silnym wpływem cudownej popowej psychodelii rodem z amerykańskiego Zachodniego Wybrzeża i brytyjskiej muzyki folk rockowej przypominającej wczesne Family i Traffic. Zresztą grający tu na flecie Chris Wood nie przypadkiem pojawił się na albumie. Każda piosenka jest doskonała, a proste teksty są tak urocze, że przywołują ducha barwnych lat 60-tych. I jeśli kiedykolwiek chcę wywołać uśmiech na mej twarzy wystarczy, że przywołam sobie słowa otwierające piosenkę „She Came In The Morning”. Na mnie to działa! Co prawda niektórzy zarzucali grupie gloryfikację narkotyków śpiewając o rzekomo pięknych doświadczeniach z nimi związanych („Walking Throught A Garden”, „Everything Blue”), ale bez przesady – w tym temacie znam o wiele bardziej radykalne teksty… Płytę otwiera wspomniana już wcześniej prześliczna folkowa kompozycja „All Night Drinker” a kończy „How Can I Live?” z dźwięczną linią basu i potrójną harmonią wokalną utrzymaną w znakomitej brytyjskiej tradycji chóralnej. Nawiedzony i chwytliwy „Petrol Pump Assistant” napędzany pogłosem gitary, „pulchnym” basem i mocną perkusją są wzorem kapitalnej produkcji płyty. Kawałki zakotwiczone w późnych latach 60-tych takie jak „Mr. Moonshine” czy ukochany przeze mnie „Magic Forest” z udziałem Mitcha Mitchella na perkusyjnych „przeszkadzajkach” to przykłady cudnej lirycznej psychodelii połączonej z akustycznym folkiem. Słuchać tego mogę bez końca…
Wcale, ale to wcale nie przeszkadza mi, że na albumie brak ostrych dźwięków gitar z fuzzem, potężnego brzmienia bębnów i ryczącego wokalisty na tle dudniącego basu. Jeśli chce się posłuchać pokolenia, które nauczyło się czegoś więcej od Dylana z odgłosami brytyjskiego folk rocka to tę płytę pokocha się na zabój. Bardzo podoba mi się tu Noel Redding, który oprócz tego, że był doskonałym basistą (co udowodnił grając z Jimi Hendrixem), był też świetnym gitarzystą. Bębnienie Erica Dilliona na pozór proste i nieskomplikowane jest wręcz niesamowite! Podobnie jak gra na basie i klawiszach Jima Levertona . Z kolei wokal Neila Landona jest tak ciepły i delikatny, że może łamać serca, lub lać w niego miód. Jeden kciuk uniesiony w górę dla tej płyty to za mało. Ja wyciągam dwa!!!
Kompaktowa reedycja Esoteric Records z 2011 roku zawiera osiem bonusów w tym m.in. cały singiel promujący album, dwa nagrania które nie weszły na płytę, strona „B” singla promującego drugi album, czy też – i tu ciekawostka: niewydany singiel Jima Levertona.
Płyta „Fat Mattress” sprzedawała się znakomicie po obu stronach Atlantyku. Magia nazwiska człowieka grającego z Jimi Hendrixem zrobiła swoje… 30 sierpnia 1969 roku na słynnym Festiwalu na Wyspie Wight zagrali przed 150 tys. publicznością. Zaraz po tym ruszyli na tournee po Niemczech. Publiczna telewizja ARD zaprosiła zespół do popularnego programu muzycznego Beat-Club. Grupa zaśpiewała kilka piosenek w tym singlowy „Naturally”, albumowe „Magic Forest”, „Bright New Way”, „Mr. Moonshine”… Są to jedyne nagrania „na żywo” FAT MATTRESS jakie zachowały się do dnia dzisiejszego!
Kolejny wyjazd do Ameryki miał ugruntować dobrą pozycję zespołu. Niestety z trzydziestu zaplanowanych koncertów udało im się zagrać zaledwie… pięć! Totalna klapa. Jakby tego było mało grupę opuścił Noel Redding, a zaraz potem Jim Leverton. Po powrocie z USA na ich miejsce zatrudniono kanadyjskiego gitarzystę Steve’a Hammonda i klawiszowca Micka Weavera. Wydana w 1970 roku płyta „Fat Mattress II” okazała się dużo słabsza od debiutu w związku z czym Polydor nie przedłużył kontraktu a zespół zakończył działalność.
W Los Angeles Noel Redding dołączył do hard rockowej grupy Road wydając album „Road” (1972). Następnie przeprowadził się do Irlandii gdzie założył zespół The Noel Redding Band. Udzielał się też jako muzyk sesyjny sporadycznie nagrywając i występując u boku innych artystów; w 1993 roku grał z rockową kapelą Phish. Martwego muzyka znaleziono w jego domu w Country Cork 11 maja 2003 roku. Do dziś nie ustalono przyczyny jego śmierci. Miał 57 lat… W 1971 Jim Leverton związał się z grupą Juicy Lucy, grał także w Savoy Brown. W 1978 przyjął propozycję od Steve’a Marriotta i jego zespołu Blind Drunk. To był początek ich długiej przyjaźni, aż do śmierci Marriotta w 1991 roku. Cztery lata później został członkiem legendarnej grupy Caravan, w której gra do dziś… Eric Dillion grywał w różnych mniej znanych kapelach rockowych. Zrobił licencję pilota i z tego co wiem jeszcze kilka lat temu zatrudniony był w brytyjskich liniach lotniczych. Odwiedzając Folkestone wpada czasem do pubu i dla odprężenia pogrywa na bębnach z lokalnymi muzykami… Neil Landon nagrywał solowe płyty; ostatnia „Sings Musical Highlights” wyszła w 2000 roku. I choć wielkiej kariery nie zrobił jego głos na zawsze będzie mi się kojarzył z FAT MATTRESS…