PULSE feat. Carlo Mastrangelo (1972)

Carlo Mastrangelo, znakomity perkusista, a także wokalista to człowiek, który dwa razy odmówił Buddy Holly’emu by przyłączył się do jego ansamblu i wziął udział w trasie koncertowej. Ostatni raz zrobił to w styczniu 1959 roku; kilka dni później (w nocy z 2 na 3 lutego) Buddy Holly, Ritchie Valens i Jiles Perry Richardson zginęli w wypadku lotniczym. Ten tragiczny dzień przeszedł do historii jako The Day the Music DiedCarlo, urodzony i wychowany w nowojorskim Bronxie, uczęszczał do Roosevelt High School z Dionem DiMucci i Fredem Milano. Pod wpływem popularnego w latach 50-tych muzycznego gatunku zwanym doo-wop założył z Fredem Milano i Angelo D’Aleo zespół The Belmonts. Śpiewające trio w 1957 roku podpisało umowę z wytwórnią Mohawk. Wkrótce dołączył do nich Dion  DiMucci i jako kwartet rok później wydali debiutancki album „Presenting Dion and the Belmonts”. Szybko zyskali popularność, a kolejne hity nagrane pod nazwą Dion And The Belmonts tylko ją ugruntowały.

The Belmonts. Pierwszy z lewej Carlo Mastrangelo.

Po odejściu Diona w 1960 r. Carlo przejął obowiązki głównego wokalisty po czym dwa lata później rozpoczął karierę na własny rachunek. Solowa działalność nie przyniosła mu sukcesów na miarę oczekiwań. Czasy się zmieniły, zmieniła się też muzyka. Pod koniec dekady gdy boom na rock’n’rolla minął związał się z nowojorską formacją The Endless Pulse, w której był perkusistą i głównym wokalistą nagrywając dla Laurie Records trzy single. Najbardziej przypadł mi do gustu ten ostatni „Nowhere Chick/Wake Me Shake Me” z 1969 roku zapowiadający zmianę stylu w karierze muzyka.

A zmiana była diametralna: hard rockowy dźwięk był daleki od ballad doo-wop The Belmonts. Perkusista zafascynowany fuzją rocka z jazzem tworzył własne, bardziej progresywne kompozycje stając się liderem i głównym dostarczycielem repertuaru grupy, która skróciła nazwę na PULSE. Oprócz Mastrangelo formację tworzyli: gitarzysta Richie Goggin, basista Kenny Sambolin oraz grający na organach Chris Gentile. Pod koniec 1971 roku cała czwórka weszła do studia i nagrała materiał na dużą płytę. Jej producentem został legendarny Orrin Keepnews znany ze współpracy z ikonami jazzu takimi jak Wes Montgomery, Bill Evans, Thelonious Monk… Album „PULSE feat. Carlo Mastrangelo” wydany przez niewielką wytwórnię Thimble Records i ukazał się wiosną 1972 roku.

Front okładki

Cóż my tu mamy? Mamy tu soczysty, ciężki rock progresywny z elementami bluesa, psychodelii i jazzu oparty na brzmieniu gitar, organów, gęstej grze perkusji i fajnym, mocnym wokalu lidera. Nagranie otwierające całość, „Understanding”, rozpoczyna się od pulsującego basu i klawiszy. Uwodzicielski głęboki głos wokalisty wraz z chórkiem staje się ucztą dla uszu. Muzyka nabiera tempa, pięknie „chodzą” organy, gitara i mocna perkusja. Po dwóch minutach następuje uspokojenie i wyciszenie po czym muzycy ponownie częstują nas ciężkimi dźwiękami w stylu „Iron Butterfly spotyka Vanilla Fudge”. Pod koniec pojawia się krótkie i dość zaskakujące solo zagrane na… kazoo, instrumencie bardzo rzadko wykorzystywanym w muzyce rockowej (jego dźwięk przypomina grę na grzebieniu). Kazoo pojawi się raz jeszcze w kompozycji „I’ll Cry Tomorrow” w dalszej części płyty… Klasycyzująca miniatura „Peace „ w barokowo sakralnym klimacie została zagrana na Hammondzie. Szkoda, że została „pocięta” na trzy oddzielne jednominutowe kawałki, które wciśnięto pomiędzy dłuższe nagrania. Pełnią rolę klamer spinających całość choć wolałbym ją wysłuchać w jednym kawałku. Z kolei „I Want To Live” brzmi (nawet dziś) niezwykle nowocześnie. Możliwe, że inspirowały się nim współczesne neo-progresywne kapele spod znaku Siena Root lub Mondo Drag. Kto wie..? Po pierwszym przesłuchaniu moje myśli powędrowały w stronę King Crimson z tego okresu choć nagranie pasuje też do stylu ówczesnych amerykańskich grup takich jak Child, Sugarloaf, czy The Masters Of Deceit… Psychodeliczny „I’ll Cry Tomorrow” na wstępie ma surrealistyczne wejście kazoo w stylu „John Coltrane przygrywa klaunom w cyrku” (żart). Mówiąc poważnie późna psychodelia taka była; łączyła się z innymi gatunkami i nie bała się eksperymentów. The 13th Floor Elevators użyli jako instrumentu botijo (tradycyjne hiszpańskie naczynie gliniane do przechowywania wody) i… przeszli do historii! Co by jednak nie powiedzieć „I’ll Cry Tomorrow” to kawał fantastycznego progresywnego grania z dramatycznym wokalem i fajnymi chórkami w tle, ciężką sekcją rytmiczną, cudownymi zagrywkami i solami gitarowymi. Jak dla mnie to właśnie Richie Goggin jest bohaterem tego utworu.

Tył okładki oryginalnego LP (o wiele ciekawszy niż na płycie CD!).

„Why Can’t She See Me?” to kolejny klejnot tej płyty. Tym razem na plan pierwszy wybija się Chris Gentile i jego organy dając popis swej wirtuozerii (sam Mark Stein z Vanilla Fudge nie zrobiłby tego lepiej). Szalejący na perkusji Carlo i kolejna niesamowita solówka gitarowa  Goggina powodują (rockowy) zawrót głowy. Szkoda, że wszystko trwa niecałe cztery minuty, które tu wydają się sekundami – tak to wszystko pędzi…  Gdyby ballada „She’s Coming Home” utrzymana w hippisowskim stylu została wydana na singlu trzy, cztery lata wcześniej mogłaby w San Francisco zyskać sporym hitem. Miło się tego słucha, tym bardziej że kolejne nagranie „Break Of Day” szybko sprowadza nas na ziemię. To jak najbardziej czysty, mięsisty hard rock wściekle atakujący głośniki; miód na uszy dla fanów Vanilla Fudge i Deep Purple z okresu „Fireball”! Z kolei plastrem na zbolałe serce wydaje się być kompozycja „Long Ago”. Przepiękny, by nie powiedzieć liryczny, progresywny kawałek w stylu wczesnych Uriah Heep z zapadającą w pamięć linią melodyczną i soczystą solówką gitarową (dlaczego wyciszoną w końcówce?!). Taki samograj, który doskonale sprawdza się na wieczornych prywatkach przy świecach z czerwonym winem..! Minutowa miniaturka „Peace III” z sakralnym Hammondem zamyka album zachęcając jednocześnie do włączenia klawisza repeat w odtwarzaczu. Czynię to z wielką przyjemnością niemal za każdym razem, a fakt, że jest to prawdopodobnie jedyny album na którym pojawiło się kazoo dodaje mu tylko smaczku.

Po rozwiązaniu PULSE Carlo Mastrangelo wraz z basistą Kenny Sambolinem założył The Midnite Sun, zespół który zyskał dużą popularność w klubach nocnych w Nowym Jorku. Po nagraniu jazz rockowej płyty ponownie połączył się z D’Aleo, Milani i DiMuccim reaktywując The Belmonts. Występowali na scenie do późnych lat 80-tych XX wieku. Tak oto historia niezwykle utalentowanego artysty, którego grę na perkusji podziwiał Budy Holly zatoczyła koło.