NECRONOMICON „Tips zum Selbstmord” (1972)

Wygląda na to, że amerykański pisarz H.P. Lovercraft, autor powieści grozy i fantasy, twórca m.in. takiego dzieła jak „Call Of Cthulhu” żyjący na przełomie XIX i XX wieku inspirował nie tylko filmowych twórców horroru, komiksów, gier komputerowych i RPG, ale także muzyków rockowych. Wspomniane„Call Of Cthulhu” zainspirowały Metallicę do napisania piosenki o tym samym tytule umieszczonej na płycie „Ride The Lightning” (1984). Działający w latach 60-tych świetny, psychodeliczny zespół z Chicago nazwał się HP Lovercraft. Progresywny niemiecki NECRONOMICON tworzył swoją muzykę we wczesnych latach 70-tych, nie mówiąc o tym, że współczesna trash metalowa kapela o tej samej nazwie z wielkim powodzeniem koncertuje i nagrywa płyty do dziś… Nie ukrywam, że H.P. Lovercraft jest jednym z moich ulubionych pisarzy, więc przyciągają mnie wszelkie odniesienia do jego literatury. Sęk w tym, że od lat szukam wykonawcy, który byłby w stanie odtworzyć mroczny, szatański nastrój jego powieści. Bez powodzenie. Najbardziej zbliżyła się do tego formacja Arzachel w „Azathoth”... Zapomnijmy jednak o tekstach starego mistrza grozy i przejdźmy do meritum sprawy.

NECRONOMICON został założony w  1970 roku w Aachen w zachodnich Niemczech, w pobliżu granicy belgijsko-holenderskiej  przez Waltera Sturma (g, voc), Norberta Breuera (g. voc) i Gerda Libbera (gb). Wkrótce do projektu dołączyli Harald Bernhard (dr), a następnie Fistus Dickmann (org.).  W lutym 1972 r. Libber został zastąpiony przez Bernharda Hocksa i tak narodziła się niemiecka legenda progresywnego rocka.

Necronomicon . Stoją od lewej: N. Breuer, H. Bernhard, W. Sturm, B. Hocks, F. Dickmann (1972)

Nazwa zespołu pochodzi od księgi „Necronomicon” (Księga Umarłych) zawierająca mroczną, zakazaną wiedzę tajemną, którą Lovercraft wymyślił na potrzeby swoich opowiadań. Księga Umarłych to dzieło okultystyczne oparte ponoć na prawdziwych starożytnych źródłach opisujące wszystkie rodzaje ziemskich horrorów.  Zawarte w niej tajemnice o pradawnych bóstwach i demonach, które kiedyś panowały na Ziemi i teraz czekają na moment by wrócić rozpalały wyobraźnię miliony czytelników…

Na początku grali utwory Johna Mayalla, Pink Floyd, Ten Years After, Black Sabbath, Uriah Heep i Deep Purple. Potem przyszła pora na własne kompozycje z długimi, skomplikowanymi strukturami i aranżacjami. Niektóre trwały prawie godzinę i raczej nie nadawały się do grania na żywo. Z bólem serca muzycy skrócili je do 10-15 minut. Miały one trafić na płytę roboczo zatytułowaną „History Of A Planet”. Do jej nagrania nigdy jednak nie doszło. Rok później, dzięki finansowemu wsparciu jednego z przyjaciół w marcu i kwietniu 1972 roku w skromnym studio w holenderskim mieście Kerkade mając do dyspozycji dwuścieżkowy magnetofon i  producenta Carla Lindströma zespół zarejestrował materiał na dużą płytę. Album „Tips zum Selbstmord” wydała mała, niezależna wytwórnia Best Prehodi w nakładzie… 500 egzemplarzy. Intrygująca okładka przypominająca szkice Hieronima Boscha  stworzona przez Haralda Bernharda rozkładała się na sześć części tworząc kształt krzyża.

Front okładki „Tips zum Selbstmord” (1972)

Dzieło perkusisty, przedstawiające koszmarne, czarno-białe obrazy torturowanych ludzi pozbawionych twarzy i niektórych organów otoczonych chaosem przedstawione jest na sześciu panelach. Każdy zawiera rysunek obrazujący jeden z sześciu utworów tworząc cykliczną koncepcję albumu. Całość wyglądała imponująco!

NECRONOMICON, podobnie jak zespoły Gäa, czy Eulenspygel postanowił zaśpiewać wszystkie piosenki w swoim ojczystym języku, co było równoznaczne z komercyjnym samobójstwem. Jak widać muzykom nie zależało na międzynarodowej karierze w przeciwieństwie do wielu innych niemieckich zespołów. Kompromis nie był wpisany w ich naturę… Wbrew apokaliptycznemu tytułowi płyty (w wolnym tłumaczeniu „Jak popełnić samobójstwo”) tematyka tekstów nie dotyczy problemów nierozumianych przez świat małolatów chcących odciąć się od niego za wszelką cenę. Nie ma w nich także krzty okultyzmu, ani czarnej magii, o które to rzeczy podejrzewano grupę na początku działalności. Prawda jest o wiele prostsza. Muzycy przestrzegają ludzkość by się opanowała i nie popełniała samobójstwa niszcząc swe naturalne środowisko, od którego jest uzależniona. Temat zawsze aktualny, ale w niemieckim rocku nie nowy. Pell Mell zrobił to w „City Monster” na debiutanckiej płycie „Marburg” (1972), a Ikarus podobne kwestie poruszał w utworze „Eclipse” na swym jedynym albumie z 1971 roku. W odróżnieniu do innych zespołów, którzy ogłaszali zbliżającą się apokalipsę z rąk ludzkości, tu panuje atmosfera smutku, melancholii i rozpaczy, a nie oburzenie. Tyle w temacie tekstów. Jeśli zaś chodzi o muzykę to jest jej bliżej do Grobschnitt, Amon Düül II i wczesnego Uriah Heep niż do Pink Floyd.

Rozkładana okładka albumu w formie krzyża

„Prolog” zaczyna album. Na wstępie wokalista parodiuje (czy mi się wydaje?) słynne „Hokus Pokus” holenderskiej grupy Focus. Szybko jednak utwór przekształca się w acidowy jam pełen jazgotliwych gitar, ciężkiego bębnienia i szalonych organów. Uff, ależ kapitalne otwarcie! Tak pewnie grałoby Deep Purple, gdyby poszło w stronę progresywnego rocka..! Ponad 10-minutowy „Requiem der Natur” zaczyna się od „kosmicznych” efektów klawiszy, delikatnych dźwięków gitary akustycznej i słodkim, melodyjnym wokalem, do którego dołącza się kościelny chór. Te pierwsze cztery minuty to psychodeliczne granie na najwyższym poziomie. Pomimo, że jesteśmy w 1972 roku, ten fragment nawiązuje do muzycznych klimatów późnych lat 60-tych. Druga połowa utworu to ciężki blues, choć całość kończy mroczny chór. Kapitalna kompozycja po wysłuchaniu której pan Lovercraft pewnie uroniłby łezkę z powodu śmierci Matki Natury… Tytułowy „Tips zum Selbstmord” otwiera ostra gitara, krzykliwy wokal i potężna sekcja rytmiczna, do których dołączają organy (The Doors na amfie). Ciężki hard rock bardziej w stylu amerykańskich niż niemieckich grup z licznymi zmianami tempa… Akustyczne intro w „Die Stadt” z nieco rozstrojoną gitarą przypominające Amon Düül II to najbardziej progresywny kawałek zmieniający się dalej w ciężkiego krautrocka z doskonałym basem; powrót do początkującego motywu zamyka jamowy set… „In Memoriam” jest mieszanką bluesa i psychodelii, w której zwracam uwagę na piękne tło klawiszy. Choć w warstwie muzycznej utwór nie jest przerażający, momentami nawiązuje do nagrania „Azatoh” grupy Arzachel, o którym wspominałem wcześniej. Album zamyka „Requiem von Ende”. Fani Hendrixa i garage rocka z końca lat 60-tych będą zachwyceni nawet wtedy, kiedy spokojniejsze prog rockowe fragmenty przywodzące na myśl klimat z „Kyrie Eleison” Electric Prunes zaciemniają ostre granie. Psychodeliczne crescendo, które prowadzi do trzeciej części utworu znów przypomina Amon Düül II. To tutaj mamy znakomite solo na basie, a kiedy do gitary basowej dołączają klawisze i obsesyjna perkusja w końcu jest trochę nastroju z Lovercrafta. Rockowo zagrany finał zamyka utwór i całą płytę.

NECRONOMICON był nie tylko niezwykłym rockowym zespołem, ale także stał się syntezą sztuki. Zawdzięczają to głównie gitarzyście Norbertowi Breuerowi, który skomponował większość materiału, oraz  Haraldowi Bernhardowi, który był w stanie graficznie zobrazować muzykę w koncepcję artystyczną, co widać m.in. na okładce płyty. Nie ma innego niemieckiego zespołu rockowego z tamtych czasów, który w tak imponujący sposób zastanawiał się nad estetycznym stosunkiem treści i formy jak zrobiła to grupa z Aachen. Niech nie zabrzmi to obrazoburczo, ale być może jest to muzyka, którą stworzyłby sam Ryszard Wagner, gdyby żył w 1945 roku i doświadczył nalotów bombowych na Drezno, a potem w latach sześćdziesiątych został muzykiem rockowym.

Chociaż „Tips zum Selbstmord” to nie jedyny album, który miał bardzo ograniczony nakład, oryginał ma status jednego z najbardziej poszukiwanych albumów wszech czasów. Co by nie mówić, jest legendą wśród kolekcjonerów winyli. Pojawia się na płytowych giełdach raz na kilka lat i mimo zawrotnej ceny (w 2016 roku poszedł za 2200$) momentalnie z niej znika. Nic dziwnego, że longplay był wielokrotnie bootlegowany nawet w tak odległych krajach jak Chile, czy Meksyk. Na szczęście specjalizująca się w wydawaniu płytowych rarytasów wytwórnia Garden Of Delights w 2004 roku wydała  kompaktową reedycję albumu z trzema wyśmienitymi bonusami trwającymi łącznie 26 minut. Pierwszy, „Dem Frieden und den Menschen” to nagranie demo z 1971 roku. Dwa następne: „Haifische. Gedanken” i „Wiegenlied” pochodzą z sesji nagraniowej jaka miała miejsce w domu Waltera Sturma w 1974 roku. Do płyty dołączono 32-stronicową książeczkę zawierającą historię zespołu w dwóch językach (niemieckim i angielskim), liczne zdjęcia i niesamowite rysunki Haralda Bernharda. I tylko żal, że nie udało się odtworzyć rozkładanej w krzyż okładki…

PS. Niedawno odkryłem, że istnieje alternatywna(?) wersja kompaktowej reedycji albumu NECRONOMICON wytwórni Garden Of Delights z tego samego 2004 roku(!), na której wśród bonusów pojawił się dodatkowy utwór „Wenn Die Haifische Menschen Waren” z tekstem Bertolda Brechta. Mój egzemplarz ma trzy bonusy, o których wspomniałem wyżej. Jeśli więc będziecie kupować płytę CD zwróćcie na to uwagę.