DAY OF PHOENIX „Wide Open N-Way” (1970)

W grudniu 1967 roku po rozpadzie folkowego tria Cy, Maia & Robert jeden z jego filarów, angielski gitarzysta i wokalista od kilku lat mieszkający w Danii, Cy Nicklin, już wkrótce dołączył do grupy DAY OF PHOENIX uformowanej na przełomie stycznia i lutego 1968 roku. Tworzyła ją trójka byłych muzyków The Maniacs: Ole Prehn (g, voc), Karsten Lyng (g) i Jess Stæhr (bg), oraz Henrik Friis (dr). Bardzo szybko podpisali kontrakt z wytwórnią Sonet i jeszcze tego samego roku wydali małą płytkę z dwoma coverami: „Tell Me”/”I Think It’s Gonna Rain Today”. Pierwszy był utworem The Strawbs z ich debiutanckiego albumu, który w oryginale miał dłuższy tytuł („Tell Me What You See In Me”) i choć uwielbiam oryginał to wersja Duńczyków podoba mi się za rockowy pazur. Prawdziwe „ciacho”, zaczynające się od basowych nut, znalazło się tym razem po drugiej stronie płytki. Cover Randy’ego Newmana z chropowatym wokalem wylewającym się z cudownych akordów progresji brzmi, jak na moje ucho, lepiej od autorskiej wersji.

Pierwszy singiel grupy wydany przez Sonet w 1968 roku.

W kwietniu i maju towarzyszyli grupie Roundabout (pre-Deep Purple) w tournee po Danii, zaś 7 września w Gladsaxe Teen Clubs zagrali na jednej scenie z The New Yardbirds, która w październiku zmieniła się w Led Zeppelin. Na przełomie lutego i marca 1969 roku nagrali ścieżkę dźwiękową do filmu „Helle For Lykke”. Zabawna komedia swą kinową premierę miała 27 czerwca, ale w tym czasie zespołowi nie było do śmiechu. Muzyków dość nieoczekiwanie opuścił Cy Nicklin tworząc nową formację Culpeper’s Orchard; tuż po nim z grupą pożegnał się Jess Stæhr.  Wraz z nowym basistą Erikiem Stedtem i kolejnym nabytkiem, wokalistą Hansem Lauridsenem, koncertowali po Skandynawii pracując przy okazji nad nowym, ambitnym materiałem. Gitarzysta Ole Prehn ujawnił, że zespół inspirował się wówczas muzyką Pink Floyd z czasów Syda Barretta, Love, Clear Light, The Doors… Psychodeliczne wpływy spowodowały odejście od grania rhythm and bluesa i blues rocka na rzecz bardziej złożonych, improwizowanych kompozycji opartych na grze dwóch gitar prowadzących.

Ważnym punktem w ich karierze okazał się wspólny koncert z grupą  Colosseum w Aarhus. Ówczesny basista Colosseum, Tony Reeves, był nimi tak zachwycony, że zaproponował współpracę i został producentem ich debiutanckiego albumu. Nagrania trwały przez dziesięć pierwszych dni styczna 1970 roku w kopenhaskich studiach Rosenberg Soundtechnic pod okiem legendarnego duńskiego inżyniera dźwięku Ivara Rosenberga. Tego samego, który nagrywał płyty wielu duńskim zespołom rocka progresywnego tamtej epoki, w tym The Beafeeters i Burnin’ Red Ivanhoe. Album zatytułowany „Wide Open N-Way” ukazał się wiosną tego samego roku.

Front okładki płyty „Wide Open N-Way” (1970)

„Wide Open N-Way” to jeden z tych wspaniałych, niedocenianych  albumów tamtej epoki. Jak na zespół z zimnej Skandynawii krążek ten jawi się jako ambitny, psychodeliczny projekt z muzycznymi odniesieniami do stylu amerykańskiego Zachodniego Wybrzeża uzupełniony elementami prog rocka i jazzu. Coś, czego w tym czasie nikt w tej części Europy nie odważył się grać – warto przygotować się na wyrafinowaną, eklektyczną muzykę wyprzedzającą rok 1970. Szczególnie pierwsza strona oryginalnego longplaya to urocze nawiązanie do sceny San Francisco. Album zaczyna się dwoma długimi kawałkami: tytułowym „Wide Open N-Way” i „Cellophane # 1&2”.  które są bardziej improwizowane niż epickie, z podwójną wirtuozerską grą jamujących gitar. Gdybym wcześniej nie wiedział, że to Duńczycy słuchając już pierwszego z nich byłbym przekonany, że mam do czynienia z amerykańskim zespołem pokroju The Byrds, czy Grateful Dead. Największą atrakcją drugiej strony jest ponad dwunastominutowy „Mind Funeral” z gościnnym udziałem Kennetha Knudsena na fortepianie, Ulrika Jensena na oboju  i Petera Friisa (brat Henrika) na kontrabasie. Ta trójka włączając się w drugiej połowie utworu daje popis cudownego, jazzowego grania, którego nikt się pewnie w tym miejscu nie  spodziewał. Generalnie muzyka na albumie jest dość mroczna i nawet gdy zespół gra z największą mocą, wszystko wydaje się wyciszone, stonowane w melancholijnym nastroju. Jedynie bas Stedta grając od czasu do czasu z największą mocą wpadał w wir szalonego psychodelicznego rocka.

W 1971 roku ukazał się kolejny singiel zespołu ( „Deep Within The Storm” / „Chicken Skin”), a potem zespół po śmierci Erika Stedta rozpadł się. Co prawda został na krótko reaktywowany dzięki pomocy muzyków z Burnin’ Red Ivanhoe, ale płyta „The Neighbour’s Son” wydana rok później zawierająca krótsze i prostsze utwory rozczarowała. Ten Phoenix nie odrodził się z popiołów. Szkoda, bo była to jedna z najlepiej zapowiadających się duńskich grup tamtej epoki z nieskończonym zasobem pomysłów na swoją muzykę.

Mimo, że DAY OF PHOENIX nie przebił się poza granice ojczyzny Hamleta, to wraz z ówczesnymi grupami takimi jak Burnin’ Red Ivanhoe, The Young Flowers, Beefeaters, The Savge Rose, czy Alrune Rod dzielnie trzymał duńską flagę na rockowej scenie! I tylko błagam – nie pytajcie mnie dokąd prowadzi tytułowa droga N-Way