Pionierzy muzycznego okultyzmu. COVEN „Witchcraft Destroys Minds & Reaps Souls” (1969).

Z całym szacunkiem dla ikon metalu i wkładów jakie wnieśli do heavy metalowej muzyki w ostatnim półwieczu to zdecydowanie trzeba powiedzieć, że pierwszym zespołem, który połączył tematy okultystyczne i satanistyczne z muzyką rockową był COVEN. Rok przed debiutem Black Sabbath, a więc w 1969 roku zespół odważnie podrzucił niczego nie podejrzewającej publiczności swój okultystyczny debiut „Witchcraft Destroys Minds & Reaps Souls”. Biorąc pod uwagę zawarte w nim treści celebrujące osobiste wyzwolenie, seks i Szatana było to ryzykowne i niespotykane. Album wywołał oburzenie konserwatywnej części amerykańskiego społeczeństwa doprowadzając bigoteryjną jej część na skraj histerii.

Zespół powstał w Chicago w drugiej połowie lat 60-tych założony przez nastoletnią wówczas wokalistkę Esther „Jinx” Dawson, basistę Grega „Oz” Osborne’a i perkusistę Steve’a Rossa. To oni stanowili trzon grupy, do której dołączali w różnych okresach kolejni muzycy: klawiszowiec Rick Durrett i gitarzysta Chris Neilsen. Od samego początku główną postacią w COVEN była Jinx. I to nie tylko ze względu na swoją urodę, figurę, długie blond włosy i obcisłe czarne kostiumy. Ta piekielnie inteligentna „diablica” z charakterystycznym, oryginalny głosem miała w sobie to „coś”, co przykuwało uwagę każdego, kto choć raz się z nią zetknął. Pod jej urokiem byli m.in. Jim Morrison i Roger Taylor z Queen.

Liczba „trzynaście” przypisana była do niej od samego początku – wszak urodziła się 13-tego, w piątek. Nigdy nie podała miesiąca, ani roku urodzenia – szanując ją nie będę się wyrywał z podpowiedzią. Przydomek „Jinx” przyjęła od nazwiska lekarza, doktora Jinksa, który odbierał jej poród. W jej rodzinnym domu w Indianapolis słuchano głównie muzyki klasycznej. Od małego wychowywała się w duchu post-wiktoriańskim w wielopokoleniowej rodzinie. Jej edukacją zajmowały się głównie ciotki, które kładły duży nacisk na dobre wychowanie, eleganckie maniery, na lekcje gry na pianinie, lekcje śpiewu operowego, malarstwa i sztuki, lekcje etyki, baletu… Dużo tych lekcji. A była jeszcze jedna – lekcja okultyzmu. Bo Dawsonowie od wielu pokoleń byli członkami okultystycznego ruchu Post-Victorian Spiritualist Movement zajmując w nim wysokie stanowiska.

W wieku 9-ciu lat Jinx zaczęła edukację w szkole muzycznej w klasie fortepianu. Mając lat 13 otrzymała stypendium w Jordan School of Music na Uniwersytecie Butler na wydziale śpiewu operowego. Jak widać była utalentowaną „bestią”. Wtedy też zainteresowała się muzyką rockową. Spędziła kilka lat grając z lokalnym zespołem rock and rollowym Him, Here And Them prowadzonym przez jej brata. Tam poznała Osborne’a i Rossa. Kiedy cała trójka przegrupowała się w COVEN, miała okazję połączyć wszystkie swoje zainteresowania.

W latach 1967-68 występując z takimi zespołami jak Alice Cooper, MC5, Vanilla Fudge i The Yardbirds ugruntowali mocną pozycję na chicagowskiej scenie. Po pewnym czasie ich koncerty zaczęły przemieniać się w para-teatralne, bardzo odważne i (jak na owe czasy), szokujące przedstawienia muzyczne. Upiorne elementy sceniczne, w tym udrapowany ołtarz z czaszką, świecami i kielichem podkreślały odprawiane przez ubranych w czarne, fioletowe lub czerwone peleryny muzyków satanistyczne rytuały. Za plecami perkusisty na wielkim krzyżu wisiał któryś z technicznych (albo  ich road menadżer) wystylizowany na Jezusa, który w finale schodził z niego i odwracał go do góry nogami.  Podczas każdego występu Jinx Dawson unosiła nad głową zaciśniętą pięść z wysuniętymi palcami –  wskazującym i małym. Tym samym wprowadziła w świat muzyki „znak rogów” – gest, który od tamtej pory nierozerwalnie kojarzy się z hard rockiem i wszelkimi odmianami heavy metalu (nawiasem mówiąc, kiedy w 2017 roku Gene Simmons próbował oznaczyć ten gest znakiem towarowym, Jinx w imieniu fanów muzyki rockowej na całym świecie zagroziła pozwem sądowym; basista Kiss szybko wycofał się z tego pomysłu).

Talent i oszałamiające programy COVEN urzekły chicagowskiego producenta Billa Trauta, który przywiózł zespół do studia. Zatrudnił też autora piosenek i muzyka Jamesa Vincenta, który w tym czasie był członkiem popularnego zespołu Aorta. Vincet, który na albumie pojawi się jako Jim Dondelinger skomponował sporą część materiału i miał pomóc dopracować dźwiękowe wizje Trautta. Na szczęście jego ingerencja nie wypaczyła scenicznego ducha zespołu. Słychać to zwłaszcza w dynamicznych wokalach panny Dawson, która skalując złożone aranżacje czyniła to z pozorną łatwością lawirując między kroplami miodu, a mrożącymi krew w żyłach „warczeniami”.

Wytwórnia Mercury, z którą zespół miał podpisany kontrakt,  wydała płytę w 1969 roku. Wnętrze rozkładanej okładki nie tylko przedstawia nagie zdjęcie głównej wokalistki leżącej na rytualnym ołtarzu otoczonym przez zakapturzonych członków zespołu i jego współpracowników, ale zawiera również pełny tekst „Czarnej Mszy” wraz ze słowami do bezwstydnie czczących Szatana pieśni. I to na tym albumie po raz pierwszy pojawił się „znak rogów,” odwrócone krzyże i zwrot „Hell Satan”

Front okładki

Traf chciał, że album „Witchcraft Destroys Minds & Reap Souls” został wydany w okresie wzmożonego niepokoju w stosunku do wszystkiego, co w tym czasie związane było z okultyzmem lub szatanem. Zbiegło się to z histerią otaczającą Charlesa Mansona i jego sekty „Manson Family”, która dokonała szokującego morderstwa w Beverly Hills w willi Romana Polańskiego (jedną z ofiar była ciężarna żona reżysera, Sharon Tate). Atmosfera wokół zespołu zaczęła gęstnieć, gdy w prasie pojawiło się zdjęcie Mansona trzymającego kopię „Witchcraft…” przed sklepem płytowym Tower Records w Los Angeles, mimo że zespół nigdy osobiście nie spotkał Mansona. Oliwy do ognia dolał artykuł opublikowany w magazynie „Esquire” w marcu 1970 roku zatytułowany „Evil Lurks in California” („Zło czai się w Kalifornii”), w którym powiązano kontrkulturowe zainteresowanie okultyzmem z morderstwami Mansona i Tate-La Bianca wspominając jednocześnie o COVEN i ich płycie z „Czarną mszą”. To był gwóźdź do trumny wstrzymujący na pewien czas karierę zespołu. Koncerty zostały odwołane, cały nakład płyty wycofany, taśmy-matki zniszczone. Na dodatek wytwórnia Mercury wycofała się z kontraktu…

Tył okładki

W jednym z późniejszych wywiadów Jinx Dawson w sposób jednoznaczny odparła zarzuty dotyczące satanizmu przypisywanego grupie. „Z mojego doświadczenia wynika, że ​​aby być teistycznym satanistą w jego współczesnej definicji. trzeba było być kiedyś katolikiem, chrześcijaninem. Moi przodkowie nigdy nie byli religijni. Byli Ścieżką Lewej Ręki (ang. Left-Path Hand, grupa zajmująca się magią okultystyczną i ceremonialną – przyp. moja), która zaciekle sprzeciwia się wszystkim religiom. Po co więc odmawiać Modlitwę Pańską od tyłu, nosić odwrócone krzyże, czy przeinaczać rytuały religijne..? Obraz satanistyczny jest używany do wyśmiewania kościoła jako nieoświeconej drogi, aby nie wierzyć w jakąkolwiek dosłowną Istotę. Kiedy widzę tak zwane black metalowe zespoły dające na scenie „znak rogów”, a jednocześnie noszące na sobie chrześcijański krzyż wiem, że nie znają prawdziwego znaczenia tej praktyki. To co robią jest zupełnie bez sensu. Coven nigdy nie był zespołem satanistycznym. Steve Ross był wierzącym i praktykującym katolikiem, Jim Dondelinger gorącym chrześcijaninem, więc jeśli posądzaliście nas o praktykowanie czarnej magii i pakcie z diabłem daliście się wpuścić w maliny…”

Nie dajmy się także wpuścić w maliny i nie szukajmy muzycznych podobieństw COVEN do Black Sabbath, bo ich po prostu nie ma! Tak naprawdę COVEN był psychodelicznym, acid rockowym zespołem, który brzmiał bardziej jak okultystyczna wersja Jefferson Airplane niż Black Sabbath, Led Zeppelin, czy Deep Purple. Wydaje mi się, że prawie każdy psychodeliczny zespół z taką wokalistką jak Dawson porównywano by do Airplane. Ale głos Jinx nie brzmi jak Grace Slick. Bardziej przypomina mi  Annę Meek z Catapilli (chociaż ta grupa wtedy nie istniała) z tą swoją zmysłową, kobiecą brawurą mającą ten charakterystyczny pazur w głosie odpowiedni dla tej muzyki. Wątpliwe też jest, czy muzycy Black Sabbath przed nagraniem swojej płyty słyszeli o COVEN. Tym bardziej, że album nigdy nie ukazał się na Wyspach. Jedyne podobieństwa do zespołu Tony Iommi’ego i spółki odnoszą się jedynie do zbieżnych nazwisk Grega „Oz” Osborne’a z Ozzy Osbournem i do nagrania „Black Sabbath” otwierającego album „Witchcraft…” Tyle. I tylko tyle.

Fragment wewnętrznej częśści okładki.

Można powiedzieć, że album to muzyczny miks, w którym pop rock przeplata się z folkiem, psychodelią, blues rockiem, aczkolwiek w niektórych fragmentach można zauważyć pewne progresywne skłonności. Większość utworów przesiąknięta jest (co zrozumiałe) dźwiękami tamtej epoki wsparte przez ciężkie przesterowane gitary, bas, perkusję i klasyczne brzmienie organów z wyróżniającymi się elementami. „For Unlawful Carnal Knowledge” zawiera przyjemną jazzową aranżację, „White Witch Of Rose Hall” oparty jest na fortepianie, a zjadliwy, ciężko palący rocker „Wicked Woman” wydaje się z czasem jeszcze mroczniejszy i bardziej mocniejszy. Dorzucę tu „Dignitaries Of Hell”, który jest zapowiedzią heavy metalu… Całość kończy „Satanic Mass”. Napisana przez Billa Trauta  13-minutowa „czarna msza” to opowieść o kobiecie, która oddaje duszę i ciało Szatanowi przechodząc na ciemną stronę, zawierająca rytualne śpiewy, dzwonki i satanistyczne modlitwy. To był ten utwór, za który album został zbanowany i który wyróżnia go spośród innych wydawnictw w historii fonografii. Powiem jednak szczerze – nagranie bardziej przywodzi mi na myśl słuchowisko radiowe niż rockową suitę i dziś pewnie nie zrobi na słuchaczach takiego wrażenia jak w chwili wydania, zaś groźny okrzyk „Pocałuj capa!” (cap – samiec kozy) budzi uśmiech niż grozę… Oczywiście ważną sprawą na całej płycie były teksty napisane przez Jima Dondelingera. One także przysporzyły zespołowi problemów. Są w nich opowieści o wiedźmie, która zabija wszystko czego się dotknie, o spotkaniu trzynastu okultystów chcących przywrócić ciemne moce, o piciu krwi z kielicha, wyuzdanym seksie, ekstatycznym tańcu…

Po wycofaniu płyty zespół odbijał się od wytwórni do wytwórni. Odmawiano im grania koncertów. Ten trudny czas przetrwali w różny sposób. Perkusista Steve Ross przez moment grał w Rainbow (zastąpił go Cozy Powell), Jim Dondelinger dostał propozycję dołączenia do psychodelicznej grupy HP Lovecraft, zaś Jinx z Osborne’em przenieśli się na moment do Nowego Jorku i założyli poboczną grupę The Equalizers. Tam też wokalistka założyła firmę odzieżową, w której projektowała stroje dla artystów. Jej klientami byli Jimmy Page, Cher, Motley Crue, Barbra Streisand, Michael Jackson i wielu innych. Kiedy wszystko w końcu ucichło zespół powrócił na scenę wydając w latach 1971-1974 dwa (przeciętne) albumu, po czym rozwiązał się 1976 roku.

Szkoda, że COVEN był niesprawiedliwie kojarzony z morderstwami Charlesa Mansona i innymi dewiacyjnymi zachowaniami tamtych czasów, że stał się kozłem ofiarnym ówczesnej kontrkultury. Płytowy debiut dziś jest raczej ciekawostką i jak na niesamowite lata 60-te nie jest czymś niezwykłym. Nie mniej zespól na stałe ma swoje miejsce w podręcznikach historii jako inicjator pierwszych oznak okultyzmu w muzyce popularnej. I niezależnie od tego, czy album „Witchcraft…” potraktujemy jako artefakt kulturowy, totemiczny fetysz, obozowy klasyk, czy po prostu jako naprawdę fajną muzykę, to i tak rzuci na nas czar.