Szwecja na początku lat 70-tych, podobnie jak Niemcy, miała ekscytującą scenę muzyczną ignorującą amerykańskie i brytyjskie trendy. Tutaj zespoły nie były skrępowane komercjalizmem – mogły swobodnie kombinować z brzmieniem i dowolnie mieszać style. Zespoły takie jak Algarnas Tradgard, Samla Mammas Manna, Kebnekaise, Ęlgarnas Trädgård i International Harvester stworzyły bardzo ekscytującą, rockową kulturę pełną kreatywnych pomysłów. Co ciekawe, prawie wszystkie pojawiły się w wytwórni Silence, szwedzkim odpowiedniku niemieckiej wytwórni Ohr. Powstały w Sztokholmie w 1970 roku FLÄSKET BRINNER był ich „czarnym koniem”.

Sercem pompującym muzykę do krwioobiegu grupy był Sten Bergman, grający na klawiszach (głównie na organach Hammonda) i flecie. Wcześniej Bergman towarzyszył popowemu piosenkarzowi Janowi Rhode, grywał w dixielandowym combo jazzowym, a także był członkiem progresywnej formacji Atlantic Ocean, z którą nagrał dwa single i album „Tranquility Bay” (1970). Po jej rozpadzie dobrał sobie nowych, znakomitych muzyków i powołał do życia grupę o dość oryginalnej nazwie Fläsket Brinner (w wolnym tłumaczeniu Pieczona wieprzowina). Przy boku lidera stanęli: basista Per Bruun (ex- Steampacket), gitarzysta Bengt Dahlén (szarpał struny w Lenne & The Lee Kings), oraz świetni muzycy jazzowi – saksofonista Gunnar Bergsten i grający na perkusji Erik Dahlbäck. Choć wywodzili się z różnych środowisk muzycznych każdy z nich był osobowością i wirtuozem swojego instrumentu spajając w jeden doskonały monolit muzykę zespołu.
Zadebiutowali wiosną 1970 roku w sztokholmskim Moderna Musset (muzeum sztuki współczesnej), zaś latem dwukrotnie (w czerwcu i sierpniu) pojawili się na historycznym Gärdetfesten – plenerowym festiwalu muzyki rockowej (taki ichni Woodstock). W marcu 1971 roku wyszedł ich debiutancki album „Fläsket Brinner” z okładką zaprojektowaną przez Hansa Esseliusa przedstawiającą świńską głowę w piekarniku.

Trzeba być nie lada ryzykantem, by debiutować na fonograficznym rynku płytą koncertową. W ich przypadku był to strzał w dziesiątkę! Duża część albumu została nagrana na żywo 1 grudnia 1970 roku w sztokholmskiej sali Konserthuset kiedy to otwierali koncert Franka Zappy z The Mothers Of Invention. Kilka krótszych utworów zostało nagranych na żywo w Decibel Studios 17-18 stycznia 1971. Ta całkowicie instrumentalna płyta została zdominowana przez długie, hipnotyczne jamy pełne surowych gitar, bardzo płynnych partii saksofonu i fletu oraz smacznych brzmień Hammonda wspartych solidną sekcją rytmiczną. Muzyka oscyluje między tak modnym w latach 60-tych free jazzem, z tradycyjnymi szwedzkimi motywami folkowymi, psychodelią i ciężkim progresywnym rockiem łącząc w sobie złożoność Zappy, eklektyzm King Crimson i intensywne brzmieniem wczesnych Deep Purple.
Płyta zaczyna się krótką zapowiedzią Stena Bergmana „Jesteśmy tutaj by was rozgrzać. Nazywamy się Fläsket Brinner” i zachęca publiczność: „nie krępujcie się zdjąć ubrania nim zaczniemy grać.” Tuż potem słyszymy cudownej urody liryczne dźwięki gitary akustycznej i fletu rozpoczynające nagranie „Gånglåten”. Niech nie zmyli nikogo ten folkowy wstęp, gdyż z chwilą wejścia saksofonu tenorowego muzyka nabiera szaleńczego tempa i ognistego żaru. W środku tego wszystkiego Hammond płonie jak drwa w kominku wygrywając szwedzką melodię ludową. Jest ciepło! Rozciągnięty, 14-minutowy „Tysta Finskan” pokazuje, że zespół był mistrzem improwizowanego grania. Ten kosmiczny rockowy jam z lekkimi folkowymi aspiracjami i jazzowymi przyprawami przebija się w najbardziej nieokiełznany sposób. Wściekłe gitarowe partie z mnóstwem fuzzów połączone z sekcją rytmiczną wirują jak papierowa łódeczka w rwącej rzeczce podczas tropikalnej burzy. Dźwięki saksofonu i fletu zdobią drugi plan, zaś organy bulgoczą wulkaniczną lawą zamieniającą się w błotniste bagno. Nie ma tu zbędnych nut i składników – wszystko pasuje jak w puzzlach i brzmi niesamowicie. Coś jak The Jimi Hendrix Experience, tylko z udziałem większej liczby muzyków. Swobodnie płynący psychodeliczny, jazzowy rock progresywny z mnóstwem perkusyjnych smaczków, krowich dzwonków, krzepkiej sekcji dętej i ognistej gitary. I jak tu tego nie kochać..? Trzy krótkie utwory: „Gunnars Dilemma” o podwyższonym tempie z wydatnymi organami, jazzowy „Bengans Vals” i ciężki „Räva” z gitarą i perkusją wysuniętą do przodu. można uznać za punkty wyjścia dla przyszłych koncertowych improwizacji. I podejrzewam, że tak właśnie było. W „Bosses Låt” główną melodię prowadzi flet, chociaż ładną partią gitarową i piękną solówką popisał się Bengt Dahlén. Na organach gościnnie zagrał tu Bo Hensson; rok później zastąpi on Bergmana gdy ten opuści grupę tuż po wydaniu płyty. Nawiasem mówiąc wcześniejszą (znakomitą!) i dwa razy dłuższą wersję tego utworu znaleźć można na „Fläsket Brinner. The Swedish Radio Recordings 1970-1975″, czteropłytowym, fantastycznym boxie wydanym przez szwedzki Mellotronen w 2003 roku… Na zakończenie dostajemy numer zatytułowany „Musik Från Liljevalchs” z dominującym na początku mocnym brzmieniem saksofonu i perkusji. W drugiej części nagrania do głosu dochodzi piekielna sekcja rytmiczna i szalejące organy, brzmiące i wirujące jak górska bystrza rzeczna. Na punkcie takiej muzyki jestem na zakręcony na maksa. Świetny, wielki finisz!

Latem Bergman opuścił zespół, a jego rolę przejął Bo Hansson. Fläsket Brinner nadal grał i oczywiście nadal brzmiał dobrze, ale nie była to już ta sama muzyka i ten sam Fläsket Brinner. W grudniu wydali singiel „Wild Thing”, a w styczniu 1972 wzmocnieni przez śpiewającego gitarzystę Mikaela Ramela rozpoczęli nagrywanie drugiego albumu zatytułowanego „Fläsket”. W trakcie sesji Bo Hansson niespodziewanie zrezygnował z grania w zespole wybierając solową karierę chociaż pojawił się na płycie nie tylko jako muzyk, ale też jako kompozytor i autor tekstów. To podwójne wydawnictwo zawierające na pierwszym krążku nagrania studyjne, a na drugim koncertowe był (niestety) nierówny i niespójny. W 1973 roku grupa przeszła kilka kolejnych zmian w składzie i koncertowała do wczesnych lat 80-tych, ale nie nagrała już żadnej płyty.
Fläsket Brinner, dzięki swojej mieszance rocka, jazzu i folku z brzmieniem, którego nie da się pomylić z niczym innym jest jednym z najważniejszych przedstawicieli nie tylko skandynawskiej muzyki progresywnej wczesnych lat 70-tych. Warto o tym pamiętać, a debiutancki album mieć na półce!