TITUS GROAN „Titus Groan” (1970).

Titus Groan to postać z powieści o tym samym tytule wydanej w 1946 roku napisana przez angielskiego pisarza Mervyna Peake’a,  która zapoczątkowała trylogię o baronie z zamku Gormenghast. Dzieło, porównywalne do twórczości J.R. Tolkiena, w Europie Zachodniej od dawna ma status kultowy, otaczając się do dziś oddaną armią fanów. Jednym z entuzjastów literackiej sagi był Stewart Cowell – młody, utalentowany muzyk grający na gitarze, organach i pianinie. Kiedy w 1969 roku przyszedł mu do głowy pomysł, aby założyć własny zespół, problemu z nazwą nie miał. Do współpracy zaprosił swego przyjaciela, perkusistę Jima Toomeya; dwa lata wcześniej obaj grali w popowej grupie Jon, z którą nagrali całkiem fajnego singla „Is It Love” (dostępny na YouTube). Gdy do tej dwójki dołączył basista John Lee, oraz grający na dętych (saksofon, flet, obój) Tony Priestland formacja TITUS GROAN gotowa była na podbój brytyjskiej sceny muzycznej.

Kwartet Titus Groan (1970)

Zadebiutowali na festiwalu Hollywood Pop w maju 1970 roku u boku Gingera Bakera i jego formacji Air Force, zespołu Mungo Jerry, oraz goszczącej po raz pierwszy na Wyspach grupy Grateful Dead – głównej atrakcji imprezy. Eklektyczną muzyką będącą mieszanką progresywnego rocka z jazz rockiem wzbudzili zainteresowanie przedstawicieli wytwórni Dawn Records. Na efekt nie trzeba było długo czekać, bo już jesienią 1970 roku muzycy weszli do londyńskiego studia Pye Records, gdzie pod okiem producenta Barry Murraya (dziś kojarzonego głównie z sukcesami Mungo Jerry) nagrali swą jedyną płytę. Album zatytułowany po prostu „Titus Groan” z okładką zaprojektowaną przez Sue Baws, żonę menadżera został wydany w listopadzie tego samego roku.

Front okładki płyty „Titus Groan” (1970)

Longplay wypełnia pięć nagrań z pogranicza rocka progresywnego (momentami ciężkiego) i jazzu, ale te elementy nie są wszechobecne albowiem muzyka dryfuje od stylu do stylu, obejmując także country rock, blues, folk… Nie ma co ukrywać – zespół brzmiał niesamowicie. Jak skrzyżowanie Czar bez melotronu, The Move z okresu „Message From The Country” z odrobiną Jethro Tull dorzuconym na dokładkę. Oznacza to wysokoenergetyczne melodyjne piosenki z dużą ilością gitar, saksofonu, fletu i… oboju (rzadko wykorzystywanego w rocku). Mamy tu harmonie wokalne i świetną grę na perkusji, są okazjonalne organy i pianino elektryczne. Wokal brzmi niesamowicie jak Ian Anderson. Nie mam pojęcia, który z czterech członków zespołu zadbał o głos prowadzący, ale jest świetny. I jeśli kochasz Tulla (ja!) pokocha się go od razu. Gitara, która jest mocna i pewna również przywodzi na myśl tę grupę, podczas gdy bas i perkusja mają bardziej jazzowe podejście, jak Cream czy King Crimson. Każdy utwór jest doskonały, nie ma tu żadnego wypełniacza.

Całość otwiera porywający, hard blues rockowy „It Wasn’t For You” z lekkim odcieniem psychodelii, mocną sekcją rytmiczną połączoną z żywiołowym podmuchem saksofonu utrzymanym w duchu jazz-fusion. Znakomite otwarcie, po którym dostajemy 12-minutowy, czteroczęściowy „Hall Of Bright Carvings” –  epicki utwór zawierający wiele odcieni progresywnego spektrum od przerywanych intonacji folkowych, po wyśmienity jazz-rock doprawiony melodyjnymi chorałami. Ten muzyczny tour de force wypełniają ekstrawaganckie flety, gitarowe riffy w stylu „byłego boga” Claptona, dudniące linie basu i ciężka perkusja. Wydaje się, że to koniec świata, jakby piekło się rozpętało. Dynamiczny kontrast pomiędzy delikatnymi melodyjnymi pasażami w połączeniu z nagłymi wybuchami bliskimi ostrzału artylerii, oraz swobodne improwizowane granie w środkowej i końcowej części utworu rozpalają z mocą i pasją moją (i nie tylko moją) muzyczną wyobraźnię. Oto TITUS GROAN w swoim artystycznym rozkwicie, który niesymfoniczny progres z lat 70-tych podsumował tak naprawdę w tej jednej kompozycji.

Label wytwórni See For Miles winylowej reedycji  z 1989 roku

Druga strona oryginalnej płyty zaczyna się od „I Can’t Change”, która jak na ironię jest piosenką pełną ciągłych zmian. Rezonansowy refren napędzany fletem w sposób oczywisty porównuje ją z Jethro Tull, chociaż w połowie przyjmuje bardzo nieoczekiwany zwrot kierując się w stronę przyjemnej odmiany country rocka, po czym powraca na bardziej znane jazz rockowe pastwiska. Tak czy inaczej, jest to świetna piosenka, która prze do przodu zawierając przy tym wystarczającą ilość nagłych zmian tempa czym zachwyci wielbicieli jazzu i prog-rocka… „It’s All Up With Us” to namiętna, rockowa ballada w srebrnej tonacji pozytywnie tryskająca optymizmem, a podnoszące na duchu dźwięki brzmią jak promyki tęczy po letnim deszczu. Jednym zdaniem – ponadczasowa, wiecznie zielona muzyka z kwitnącymi kolorowo kwiatami w ogrodzie. Aż dziw, że nie wydano tego na singlu. A skoro mowa o kwiatach – pojawia się tu „Fuschia” (napisana z błędem?), która niestety jest ostatnią piosenką na płycie. W tym przypadku nie chodzi jednak o fuksjękwiat, ale o Lady Fuchsia Groan, postać przewijającą się w książce Peake’a o Titusie Groanie. To kolejne kapitalne połączenie funku z tętniącą, optymistyczną i podnoszącą na duchu jazz-rockową energią. Jednym słowem – perełka.

Większość kompaktowych reedycji zawiera trzy dodatkowe nagrania pochodzące z EP-ki wydanej w tym samym czasie co album. Cover Boba Dylana „Open the Door Homer” jest prawdopodobnie najbardziej znanym dziełem zespołu, który pojawiał się na licznych  kompilacjach jakie Dawn wydawał przez lata, chociaż piosenka o zabarwieniu boogie oddalona jest o setki mil od ich oryginalnego stylu… „Woman Of  The World”, żałobna ballada o utraconej miłości, jest kolejnym interesującym aspektem zespołu, zaś „Liverpool” to organowym tasak, który świadomie odzwierciedla brzmienie Mersey Beat, aczkolwiek z progresywnym sznytem.

Może album „Titus Groan” to nie arcydzieło, ale prawie. Muzycy wzięli sobie mocno do serca eksperymentalny etos rocka progresywnego i zadali sobie dużo trudu nagrywając bardzo dobry album. Uważam, że ten niesłusznie zapomniany klejnot wart jest tego, by wracać do niego często.