Królowie bluesa i boogie. CARSON „Blown”(1972); „On The Air” (1973).

Był styczeń 1970 roku, gdy mistrz gitary slide, Greg „Sleepy” Lawrie, będąc pod wrażeniem koncertów amerykańskiej grupy Canned Heat założył w Melbourne czteroosobowy zespół Carson County Band grając blues rocka i skocznego boogie. Ich kariera trwała zaledwie trzy lata, ale to wystarczyło, by Kings Of Boogie (jak ich wówczas nazywano) stali się najpopularniejszym zespołem blues rockowym na Antypodach. Lawrie zasmakował sukcesu nieco wcześniej, gdy w latach 60-tych, jako członek The Creatures, nagrał punkowo-garażowy singiel „Ugly Thing” uważany do dziś (nie bez powodu) za najbardziej wysublimowany kawałek australijskiego rocka. Ponieważ nazwę zespołu błędnie kojarzono z muzyką country pod koniec roku pozbyli się ostatnich członów. Wydany w maju przez Rebel Records debiutancki singiel „On The Highway”/„Resting Place” ukazał się jeszcze pod starą nazwą. Kolejne sygnowane były już nazwą CARSON.

Skład zespołu zmieniał się wielokrotnie. Warto zaznaczyć, że w tym pierwotnym na klawiszach grał John Capek (zastąpiony potem przez Mala Logana), który po opuszczeniu grupy pod koniec 1970 roku wkrótce stał się wziętym kompozytorem. Według „Who’s Who Of Australian Rock”, jego piosenki nagrywali Rod Stewart, Chicago, Toto, Manhattan Transfer, Don Johnson, Olivia Newton-John, Dan Hill, Marc Jordan, The Little River Band, John Farnham, Patty Austin, Diana Ross… Imponująca lista znakomitych wykonawców, od której może zakręcić się w głowie i trudno mi zrozumieć, dlaczego jego dyskografia to zaledwie singiel „Blue Jean Baby”/„Annabelle” (1972) nagrany dla Philipsa i jeden jedyny album „Indaba”  (1991).

Wraz z przybyciem wokalisty/harmonijkarza Brodericka Smitha i gitarzysty Iana „Willie” Wintera w 1971 roku, brzmienie zespołu nieco się zmieniło. Grali teraz ciężkiego bluesa z gorącym boogie podszytym ostrą, rock’n’rollową jazdą. Grupa znakomicie radziła sobie na koncertach stając się ostoją wszelkich festiwali rockowych dostarczając rozentuzjazmowanej publiczności dużo radości i masę szalonej rozrywki.

Sceniczne początki zespołu  z wokalistą Broderickiem Smithem  (1971)

W sierpniu 1971 roku wytwórnia Havoc wypuściła im drugiego singla „Travelling South”/„Moonshine”, który zwrócił uwagę szefów australijskiego oddziału EMI/Harvest. Na tym etapie Carson został okrzyknięty jednym z najlepszych zespołów jamujących, a jego skład od czasu do czasu powiększał się o kilkuosobową sekcję dętą. Personalne zawirowania spowodowały, że płytowy kontrakt z EMI podpisano dopiero we wrześniu następnego roku. Wydana tego samego miesiąca mała płytka „Boogie Part 1 & 2”, dała muzykom pierwszy posmak sukcesu osiągając wysokie jak na ten gatunek muzyczny 30 miejsce na krajowej liście przebojów. Obecnie ów singiel uważa się za australijski rockowy klasyk tamtego okresu. Trzeba powiedzieć, że była to znakomita forpoczta dla potężnego (jak się okazało) albumu „Blown”, wyprodukowany przez Roda Coe (byłego basistę Freshwater i Country Radio). który pojawił się w sklepach w listopadzie  1972 roku. Bardzo ciekawą okładkę zaprojektował sam Ian McCausland, tamtejszy artysta, któremu sławę przyniosły kultowe plakaty muzycznych rockowych gigantów lat 70-tych.

Front okładki albumu  autorstwa Iana McCauslanda (1972).

„Blown” nagrany w legendarnych studiach TCS w Melbourne pojawił się w czasie, gdy rodzimy krajobraz muzyczny zmieniał się dzięki przełomowym albumom takich grup jak Chain, Spectrum, Billy Thorpe And The Aztecs, Daddy Cool, Buffalo, Country Radio itp. To był czas, gdy australijskie zespoły bez zahamowań i uprzedzeń zaczęły odkrywać muzyczne korzenie. Płyta była solidnym dziełem pełnym dzikiego, bluesowego hard rocka z mocnym wokalem i kłującą gitarą. Jej centralnym punktem jest bez wątpienia „Boogie”, prawdziwy monster o dużej mocy jakże odmienny od znanej wersji singlowej, z ostrą jak brzytwa gitarą i doskonałymi riffami. W czasie koncertów zespół świadomie „przybrudzał” brzmienie tworząc potworny groove. Cały materiał zapewniał dużą różnorodność i zawierał potężne kawałki takie jak ten, wyluzowanego bluesa („Up In Queensland”„Let Me Sleep”, „Sunday In The City”), szaloną rock and rollową jazdę („Rock And Roll Game”) ocierając się nawet o jazz rocka („Banana Power”). Szczególnie interesująco wypadają tu pojawiające się od czasu do czasu kapitalne solówki saksofonowe Mala Capewella wcześniejszej współpracującego z grupą Grahama Bonda Holy Magic, rozdzierające nie tylko serce, ale i… wierzchnie ubranie.  Gościnny udział saksofonisty tak bardzo przypadł wszystkim do gustu, że jeszcze pod sam koniec roku Capewell został stałym członkiem zespołu. Szkoda, że na krótko.

W ostatni weekend stycznia zespół wziął udział w prestiżowym koncercie z okazji Dnia Australii w Sunbury. Trzydniowy Sunbury Pop Festival określany australijskim Woodstock zgromadził blisko 30-tysięczną publiczność, co jak na tamtejsze warunki było wielkim osiągnięciem. Nie muszę dodawać, że Carson rozgrzali swą muzyką wszystkich zgromadzonych fanów bisując trzy razy. Cały występ został (na szczęście) nagrany i sfilmowany. Organizator festiwalu, Michael Gudinski będący także właścicielem wytwórni płytowej Mushroom Records szybko wydał potrójny, bardzo ambitny album „The Great Australian Rock Festival”, zawierający nagrania wszystkich wykonawców. Carson reprezentował utwór „Friday Night Groove”, które nie wiedzieć czemu nie pojawił się później na „On The Air” – koncertowej płycie zespołu zawierającej występ z Sunbury. Niestety, festiwal okazał się ostatnim dużym występem zespołu: Winter i Logan odeszli zaraz po nim. W lutym oficjalnie ogłoszono, że grupa się rozpadła. Tak więc muzycy nie doczekali się  wydania nowego albumu, który ukazał się dwa miesiące później.

Carson „On The Air” (1973)

Z pośród sześciu zamieszczonych nagrań tylko „Boogie”, znane z singla i debiutanckiej płyty znalazło się w tym zestawie. Pozostałe to numery przygotowane specjalnie na tę okazję. Trzeba przyznać, że był to dość odważny, choć ryzykowny zabieg, który ostatecznie się opłacił. Miłośnicy bluesa znajdą tu dużo znakomitego i smakowitego grania. O ile pierwsze dwa utwory, „Dingo” i „Laid-back Feel” utrzymane są w nastrojowych klimatach to już „Dust My Broom” Elmore’a Jamesa porywa znakomitymi zagrywkami gitarowymi, saksofonowymi ozdobnikami i świetną harmonijką Brodericka Smitha, którego wokal stworzony jest do śpiewania bluesowych kawałków. Posłuchajcie jak Smith wspaniale śpiewa „Hey Joe”, nieśmiertelny kawałek kojarzony z wielkim Hendrixem. Oczywiście trudno zbliżyć się do gitarowego ideału Mistrza, ale za to bardzo fajne i pomysłowe intro od pierwszych dźwięków z miejsca przykuło moją uwagę. Punkt kulminacyjny to 10-minutowe „Boogie”, tym razem zagrane nieco inaczej niż na „Blown”, z łkającymi dźwiękami gitar duetu Lawrie/Winter, kapitalnym Capewellem na saksofonie i doskonałym Loganem na Hammondzie. Tuż po tym dostajemy bardzo energetyczny, niespełna 4-minutowy, ale jakże porywający „Sunberry Jam”. Mam wrażenie jakby od tego kawałka zespół złapał wiatr w żagle i zaczął się na dobre rozgrzewać. Niestety, to ostatnie nagranie na tej płycie, a chciałoby się tej muzyki słuchać dłużej niż czterdzieści minut…

Po rozwiązaniu zespołu muzycy rozeszli się w różne strony i kontynuowali działalność muzyczną. Broderick Smith został głównym wokalistą The Dingoes, a następnie rozpoczął udaną karierę solową. Greg Lawrie zagrał na płycie „Two A Kind” grupy Chain. a także na solowych płytach Matta Taylora. Mal Logan założył Altamirę; w późniejszych latach współpracował z Renee Geyer’em.

Obie płyty Carson zaliczane są dziś do kanonu australijskiego rocka i warto mieć je na swej półce. Gorąco polecam!