Nowozelandzki klejnot prog rocka: THINK „We’ll Give You A Buzz” (1976).

Nowa Zelandia dla przeciętnego Europejczyka wydaje się nie tylko krajem bardzo odległym, ale też niezwykle egzotycznym niemal pod każdym względem. Także muzycznym. Tymczasem tamtejsza scena prog rockowa w latach 70-tych była dużo większa niż mogliby się spodziewać postronni obserwatorzy. Ticket,  Airlord, Space Farm, Living Force, Aleph to tylko niektóre zespoły przychodzące mi teraz na myśl, nie mówiąc już o Human Instinct, Ragnarok, czy Dragon mających wiernych fanów w Europie i po drugiej stronie Atlantyku. Do tych wymienionych dopisać powinno się grupę THINK choć, co może się wydać dziwne, w swojej ojczyźnie była niedoceniana i mało znana. Na tyle nieznana, że w znalezionym przeze mnie opracowaniu przybliżającym historię nowozelandzkiej muzyki rockowej grupie poświęcono dosłownie trzy linijki tekstu. I żeby było śmieszniej napisano, że grali… heavy metal. Jak widać, autorzy opracowania wcale się nie wysilili i pracę domową odrobili na przysłowiową „pałę”.

Think. Od lewej: D. Mills, L. Brook, P. Whitehead, N. Jess, A. Badger (1977).

Think byli pierwszym nowozelandzkim zespołem, który podpisał kontrakt z WEA, wydając w 1976 roku jedyny album, We’ll Give You A Buzz”. Człowiekiem, który wymyślił wizję Think był gitarzysta Kevin Stanton. Mając 18 lat mógł już pochwalić się grą w kilku garażowych kapelach działających w Auckland. Pod koniec 1973 roku, pod wpływem gitarowych herosów epoki: Claptona, Hendrixa, Page’a zmieniło się jego podejście do muzyki. Swoim entuzjazmem zaraził Neville’a Jessa, byłego perkusistę grupy Judge Hoffman i wspólnie zaczęli pisać własne kawałki. Szybko doszli też do wniosku, że potrzebują kreatywnego i ambitnego basisty. Najlepiej takiego jak oni sami. Na przesłuchanie przyszło parę osób, ale żadna nie zrobiła na nich wrażenia. W końcu Jess zadzwonił do  Allana Badgera, z którym kiedyś grał w Judge Hoffman. Jego unikalne linie basowe były dokładnie tym, czego Stanton szukał i wkrótce cała trójka zamieszkała w domku przy Wanganui Avenue w Ponsonby tworząc i szlifując własny repertuar. Zainspirowani muzyką Chicka Corei, Billy’ego Cobhama i Mahavishnu Orchestra (szczególnie płytą „Birds Of Fire”) zaczęli eksperymentować z metrum. Stanton, zapalony matematyk, doszedł do wniosku, że gdyby jeden z nich grał w tempie 3/4, drugi w 4/4, a trzeci w 5/4, to co 60-te uderzenie wszyscy byliby w jednym takcie. Takie to były jego pomysły.

Kevin Stanton dwa lata przed utworzeniem Think.

On też ochrzcił trio nazwą Think. Chciał, aby ich „ezoteryczna” muzyka sprawiała ludziom nie tylko radość, ale mogła wyzwolić procesy myślowe. Niestety, pierwsze klubowe występy w rodzinnym mieście z piosenkami takimi jak „Conan The Spider” i „Mantis” tylko zraziły publiczność. Lepiej odbierani byli na prowincji, na którą wybierali się bardzo chętnie. Podczas jednego z takich wypadów, na pustkowiu z procesją ogromnych słupów elektrycznych, zepsuł im się Van. W oczekiwaniu na pomoc drogową skręcili sobie jointa, po którym wieże zaczęły przybierać postać wielkich dam z szerokimi, zapraszającymi ramionami. Stanton wziął gitarę i zanim przyjechał samochód zastępczy stworzyli „Big Ladies”, które w nieco zmienionej formie znalazło się na dużej płycie. Niedługo po tym w Mascot Studio Bruce’a Burtona nagrali demo z utworami „Mantis”„Light Title” Our Children (Think About)”, mające przyciągnąć (zainteresować) dowolną wytwórnię płytową. To był także moment, gdy zaczęli dyskutować o sprowadzeniu do grupy klawiszowca. Ale zanim to nastąpiło do składu dołączył kolejny gitarzysta, Phil Whitehead.

Phil Whitehead (1975)

Urodzony w Anglii Whitehead koncertował w Nowej Zelandii z Beam, a następnie z The Movement. Po utworzeniu ze Stevem Grantem formacji Father Time został zwabiony przez Human Instinct, z którym nagrał płytę „Peg Leg”; niewydany w epoce longplay ukazał się dopiero w 2002 roku. Think, jako zaproszeni goście uczestniczyli w otwarciu nocnego klubu Shanty Town braci Greer występując na scenie przed grupą Human Instinct. Podejście muzyków Think do rocka progresywnego zafascynowało gitarzystę Human Instinct. Nie uszło to uwadze Allana Badgera proponując Whiteheadowi miejsce w zespole. Ten, wiedząc że szukają klawiszowca przyprowadził ze sobą kolegę z Human Instinct, Dona Millesa. Oczywiście ani Kevin Stanton, ani Neville Jess nie wiedzieli o zatrudnieniu nowych muzyków przez Badgera. Rozpętała się piekielna awantura. Stanton czując się oszukany i zdradzony obraził się na wszystkich, trzasnął drzwiami i nigdy więcej nie spotkał się z kolegami. Na krótko wycofał się z branży muzycznej i liżąc rany napisał większość kompozycji, które znalazły się potem na dwóch albumach jego nowego zespołu Mi-Sex i które podbiły australijskie listy przebojów pod koniec lat 70-tych i na początku 80-tych.

Don Mills w zespole Think grał na instrumentach klawiszowych (1977).

Z klawiszami na pokładzie zespół zabrał się do przearanżowania materiału i kontynuował tworzenie nowych kawałków. Występ na zamku Windsor w Parnell, gdzie do własnych kompozycji wpletli fragmenty utworów Pink Floyd z „Dark Side Of The Moon” w otoczeniu kolorowych świateł i wybuchów pirotechnicznych przyciągnął uwagę tłumów i Tima Murdocha, szefa wytwórni WEA. Murdoch oczarowany tym co zobaczył i usłyszał jeszcze tego samego wieczoru podpisał z nimi kontrakt.

Allan Badger zmęczony byciem wokalistą zasugerował przyjęcie Ritchiego Picketta z Graffiti. Tym razem nikt się nie sprzeciwił i gdy Pickett stanął przy mikrofonie Think ostatecznie stał się kwintetem.

Wokalista Ritchie Pickett dołączył do grupy najpóźniej  (1976,).

W kwietniu 1976 roku WEA umieściło  muzyków w Stebbing Studio z niewidomym producentem Julianem Lee i inżynierem Philem Yule,  którzy przez pięć dni realizowali nagrania na ich jedyny (jak się potem okazało) album. Czasu było niewiele, więc obok nowych kawałków takich jak „Big Ladies”, „Rippoff” i „Look What I’ve Done” dołączono „Light Title” i „Our Children (Think About)” znane z taśmy demo z Mascot z Kevinem Stantonem na gitarze prowadzącej i kompozycję samego Stantona, „Stringless Provider”. Płyta, z barwną marzycielską okładką Neila Veseya, ukazała się jesienią 1976 roku.

Front okładki.

Mocną jej stroną jest wirtuozowska gra gitarzysty Phila Whiteheada i organisty Dona Millsa. Bogate, melodyjne linie gitarowe, wspaniale rozmyty Hammond i wysmakowany Moog wzbogacane są solidnym wokalem, świetnymi harmoniami wokalnymi, doskonałą pracą sekcji rytmicznej i znakomitymi pasażami instrumentalnymi. Ten album swoje korzenie oparł na brzmieniu wczesnych brytyjskich grup progresywnych takich jak Cressida, Fantasy, England, Spring. Na rodzimej scenie kontynuował drogę jaką obrał Dragon na albumie „Universal Radio” jeszcze przed opuszczeniem Nowej Zelandii. Jest to bardzo melodyjny, czasem wyluzowany rock progresywny pełen ciepłych dźwięków przywołujący tę wyjątkową atmosferę klasyki gatunku wczesnych lat 70-tych. Nie mam pojęcia, czy muzycy Think zdawali sobie sprawę, że w 1976 roku taka muzyka była passe? Biorąc pod uwagę odległość dzielącą Nową Zelandię od Europy być może nie. I dzięki Bogu, ponieważ możemy cieszyć się tą wspaniałą płytą!

Pierwsze nagranie, „Light Title”, zaczyna się powolnymi dźwiękami Mooga unoszącymi się zwiewnie nad instrumentami perkusyjnymi tworząc lekko psychodeliczną atmosferą. Gdy wszystko zaczyna ożywać z tej błogości wyłania się chwytliwy numer rockowy oparty na brzmieniu Hammonda do spółki z gitarowymi zagrywkami. W tym krótkim, trwającym cztery minuty utworze udało się zapakować niesamowitą ilość kontrastu nie tracąc przy tym jego przejrzystości. Dwa razy dłuższy „Look What I’ve Done” z emocjonalnym wokalem to jedna z najlepszych części tego albumu, a nostalgiczne linie melodyczne organów i płacząca gitara to jego znaki rozpoznawcze. Świetne solo Hammonda w środku utworu jest wystarczająco długie, aby pokazać umiejętności Dona Millsa, a następujące po nim solo na Moogu jest dodatkową atrakcją. Najbardziej odległy od art rockowej formuły „Rippoff” pasuje tu jak kwiatek do kożucha, ale ja lubię rockowe żwawe boogie, które zawsze wprawia mnie w dobry humor. I tak jest w tym przypadku. Warto też przypomnieć, że w tamtym czasie niemal wszystkie zespoły z Australii i okolic (także te progresywne) czuły się zobowiązane do grania i nagrywania takich kawałków, czego przykładem tacy wykonawcy jak Dragon (dwa pierwsze albumy), Sebastian Hardie, Aleph, Ragnarok.  Poza tym tak szaleńczo szybkich solówek na Moogu jak na „Rippoff” szukać można ze świecą.

Tył oryginalnej okładki.

Na szczęście kolejne nagranie, „Stringless Provider” budzi nadzieję i przywraca formułę rocka progresywnego. W tym mini epickim nagraniu możemy cieszyć się wieloma solówkami Hammonda (Milles wie jak sprawić, by krew płynęła szybciej) i gitarowymi solówkami, granymi w naprawdę bezpretensjonalny sposób, bez zbytniego popisywania się i nadmiernej wirtuozerii. Czuć autentyczną radość grania dobrej, opartej na improwizacji muzyki. Jednym słowem: cudo! Bardziej pop rockowa kompozycja, czyli „Big Ladies” została zaśpiewana i zagrana w tak czarujący i relaksujący sposób, że nie można jej nie polubić. Na dodatek kończy się ona długim, tym razem zdecydowanie mniej krzykliwym, solem organowym. Kolejna perła zespołu poprzedzająca finał, a w nim utrzymany w wolno-średnim tempie „Our Children (Think About)” z dość mocnym, symfonicznym solem Hammonda i gitarowymi zagrywkami z użyciem wah-wah. To już wyższa półka prog rockowego grania, przy którym dostaję gęsiej skórki! I kiedy w ostatnich sekundach powoli milkną wszystkie dźwięki z niedowierzaniem sam siebie pytam: Czy to aby naprawdę koniec..?

„We’ll Give You A Buzz” to muzyczna perełka z kraju, którego prog rockowa scena była nam przez lata kompletnie nieznana. Szkoda, że ​​ze względu na niewygodną lokalizację zespół nigdy się nie przebił i po nagraniu tego jednego klejnotu zniknął na zawsze. Jeśli ktoś polubił Think namawiam, by sięgnął po inne prog rockowe zespoły z nowozelandzkich wysp, o których wspomniałem na samym początku. Zapewniam – warto!