Węgierscy arystokraci progresywnego rocka. SYRIUS „Devil’s Masquerade” (1971)

Któż z nas, wychowanych na muzycznych „trójkowych” audycjach nie fascynował się węgierskim rockiem? Wielu z nas miało w swoich skromnych płytotekach krążki z lśniącymi, kolorowymi okładkami Locomotiv GT, Omegi, Illés, Fonograf, Bergendy, Skorpió, Zsusę Koncz, Kati Kovacs, a więc na dobrą sprawę topowych wykonawców gatunku naszych bratanków. Ale jak pokazuje historia węgierskiego rocka to SYRIUS okazał się być zespołem wszech czasów  i jedną z najbardziej wyjątkowych grup, do której przylgnęło określenie: arystokraci progresywnego rocka.

Początki zespołu sięgają 1962 roku. Bardzo uzdolniony saksofonista Zsolt Baronist razem z czwórką kolegów założył go w Budapeszcie grając głównie muzykę taneczną. Pierwszy większy sukces odnieśli dopiero w 1967 roku w gatunku piosenki politycznie zaangażowanej na Węgrzech zwanym pol-beat. Ich piosenka, „Black Rat”, została laureatką pierwszej edycji festiwalu Pol-Beat jaki odbył się w tym roku w Budapeszcie. W nagrodę otrzymali zaproszenie na pierwszy zagraniczny wyjazd. Była nim trasa po… Polsce. Nawiasem mówiąc wracali do naszego kraju parokrotnie. Do 1969 roku wydali dziewięć singli, po czym nastąpił kryzys. W krótkim czasie w zespole zaszły niezliczone roszady personalne, w końcu Zsolt Baronist został sam. Na szczęście szybko zaprosił do współpracy młodych muzyków, których węgierska prasa wkrótce okrzyknęła supergrupą. Jako pierwszy u boku lidera pojawił się perkusista András Veszelinov opuszczając Atlantis; organista László Pataki przybył z pierwszego węgierskiego undergroundowego zespołu Liversing, a basista Jackie „Miklós” Orsánczky grający także na skrzypcach występował w dobrze zapowiadającym się rockowym bandzie Új Rákfogó. Jednak prawdziwą gwiazdą nowego wcielenia Syriusa był Mihály RáduIy (ex- Pege), laureat Festiwalu Jazzowego w Montreux, który grał na saksofonie tenorowym i flecie. Z takim składem Baronist zdecydował drastycznie zmienić styl i wskoczył do pociągu z napisem „rock progresywny”.

Jeśli w pięcioosobowym składzie obok zwykłego instrumentarium rockowego jest dwóch saksofonistów, są skrzypce, flet i organy wiadomo, że ten prog musi być podszyty jazzem. Był i to mocno, ale potrafił zachować równowagę pomiędzy gatunkami zahaczając nawet o ciężki rock. Na scenie nowy skład pokazał się w lutym 1970 roku w budapesztańskim jazzowym klubie przy ulicy Csanádi, gdzie zaproszono sześćdziesiąt osób, głównie zaprzyjaźnionych muzyków. Po tym występie nikt z obecnych nie miał wątpliwości, że narodziła się jazz rockowa formacja o wspaniałym brzmieniu jakiej do tej pory nie było na rodzimej scenie.

Jeszcze w tym samym roku zespół odbył tourneé po Australii, co zakrawało na cud, gdyż komunistyczne władze bardzo niechętnie wypuszczały krajowych artystów poza „żelazną kurtynę”. W każdym bądź razie wyjazd okazał się wielkim sukcesem komercyjnym i nie tylko. To właśnie tu, na Antypodach, zespołem zainteresował się menedżer węgierskiego pochodzenia, Charles Fisher, który podpisał z nim kontrakt i we wrześniu sfinalizował nagranie debiutanckiej, anglojęzycznej płyty w srebrnej okładce z czarnym logo, którą australijska wytwórnia Spin wydała w grudniu 1971 roku.

Australijskie wydanie płyty  „Syrius” (1971)

Płyta wzbudziła ogromne zainteresowanie australijskich dziennikarzy muzycznych, a także tamtejszych fanów. Zresztą do dziś wielu z nich uważa Syrius za zespół z Australii! W każdym bądź razie pod koniec roku stali się zespołem numer jeden rywalizując na listach przebojów z takimi sławami jak Stonesi, The Kinks, czy Free, a kompozycje László Patakiego i Miklósa Orszánczky’ego wykonywały tamtejsze zespoły. To nie wszystko. Ale o tym trochę niżej. Sukces albumu odbił się głośnym echem w rodzinnym kraju i rok później Hurganoton wydał go w wersji węgierskojęzycznej, z alternatywną okładką tytułując go „Az Ördög Álarcosbálja” („’Devil’s Masquerade”).

Węgierskie wydanie z alternatywną okładką (1972)

Album emanuje niesamowitą muzykalnością. Najprościej umieścić można by go pomiędzy Colosseum (momenty dęte i bluesowe) a King Crimson (prog rockowa awangarda), ale też nie do końca. Partie wokalne (na szczęście po angielsku) mają soulowe, „czekoladowe” brzmienie lat 60-tych, z których emanuje ciepło. Taka biała wersja Otisa Reddinga tyle, że z nieco cięższym podkładem. Ale uwaga – momentami potrafią być też one rozpaczliwe („Psychomania”), a wtedy dodają szorstkości tej skądinąd dość wyrafinowanej muzyce. No i jest w tym trochę humoru. Może nie w stylu Zappy. Raczej jest to humor subtelny i wysublimowany, o czym świadczy chociażby tytuł pierwszego nagrania: „Concerto For A Three-Stringed Violin And Five Mugs Of Beer” (Koncert na skrzypce trójstrunowe i pięć kufli piwa).

Jest tu także eksperymentalny klimat wczesnych lat 70–tych, zwłaszcza w niektórych partiach saksofonu, gdzie pojawiają się wybuchy nieokiełznanego free jazzu torującego sobie drogę przez zaaranżowaną dzicz. Słuchając w skupieniu nie traćcie koncentracji. Poddajcie się ciepłym i żywym linią melodycznym, które z jakiegoś powodu wydają się nieco ukryte pod szalonymi dźwiękami emanującymi ze wspomnianego saksofonu, albo z całkowicie niedorzecznie brzmiącego fletu a będziecie zauroczeni. Co ważne, melodie są wszechobecne, często dostarczane przez natchnionego pianistę mającego skłonność do dzikiego biegania po czarno-białych klawiszach z prędkością światła, lub swobodnym spacerowaniu po fajnych jazzowych akordach.

Przywołany wyżej „Concerto For A Three-Stringed…”  to estetyczna mieszanka karmazynowych halucynacji w stanie śpiączki i szału z ukrytą aluzją do Gentle Giant. W „Crooked Man” ogarnia nas dziwaczna awangarda z porywającą sekcją dętą i ukrytym lirycznym tematem; oryginalność Syriusa jest tutaj pokazana w całej swej okazałości. Bluesowy „I’ve Been This Down Before” jest wytchnieniem od „dzwonków i gwizdków” na rzecz słodkiego fletu, jazzowego fortepianu przyprószonego okazjonalnym saksofonem i wokalem brzmiącym jak skrzyżowanie Davida Claytona-Thomasa ze Steve’em Winwoodem. Tytułowy utwór zbudowano na platformie złożonej asertywnej polifonii napędzanej organami, dwoma saksofonami i dramatycznym wokalem. Analogie z najlepszymi dziełami Frippa i spółki nasuwają się same. Ekscytująca „Psychomania” mający lekki klimat Traffic to ciepłe naddunajskie pozdrowienia dla braci Shulman (Gentle Giant) z pirotechnicznymi efektami. Krótkie „Observations Of An Honest Man” jest liryczną balladą z fletem i fortepianem. Płytę kończy najdłuższy, dziewięciominutowy „In The Bosom Of A Shout” zawierający free jazzowe solówki saksofonowe w stylu Johna Coltrane’a i organowo fortepianowe „przebieżki” Laszlo Pataky’ego, któremu bliżej do Larry Younga niż do Keitha Emersona, czy Dave’a Greenslade’a.

W tym bardzo ważnym dla rockowej historii Węgier albumie słychać echa brytyjskich grup pokroju If, Soft Machine, czy Traffic, nie mniej brzmienie Syriusa z bartokiańskimi tradycjami jest zbyt oryginalne i niepodrabialne by robić z tego jakiś zarzut. Jest kakofoniczny, ale też uduchowiony. Jest funkowy, czasem złowieszczy – ale nigdy nudny.

W 1972 roku, po australijskim sukcesie, gdzie grali na dużych festiwalach przed ogromną publicznością zespół wrócił do kraju i do grania w małych klubach. Rok później dostali z Australii zaproszenie na ceremonię otwarcia Sydney Opera House, która miała odbyć się 20 października w obecności królowej Elżbiety. P. Scultrone, jeden z najsłynniejszych współczesnych kompozytorów australijskich chciał powierzyć Syriusowi wykonanie swojej kompozycji skomponowanej specjalnie na tę okazję. Niestety z powodów politycznych i czysto biurokratycznych wyjazd nie doszedł do skutku. W tym samym mniej więcej czasie epicki utwór „Shattered Dreams” powstały podczas australijskiej sesji nagraniowej, który nie zmieścił się na płycie został włączony do spektaklu baletowego wystawionego w Canberze. Nagranie to, wraz z pięcioma innymi z tej samej sesji, dostępne jest na kompaktowej reedycji albumu z 2012 roku.

W 1974 roku lider Zsolt Baronist musiał ponownie zreformować zespół. Najpierw odszedł fenomen saksofonu Mihaly Ráduly (dostał stypendium w nowojorskiej Berkeley Music School), potem Miklos Orszánczky, a następnie László Pataki będący muzycznym mózgiem zespołu. Baronistowi ostał się tylko perkusista. Zreformowany skład z nowym pianistą, wokalistą, basistą, kompletną sekcją dętą (saksofon, trąbka, puzon) i gitarzystą Tiborem Tatrai nagrał w 1976 roku płytę „Széttört Álmok” („Broken Dreams”) zawierającą amerykańską odmianę brass rocka. Dość nierówna, pozbawiona progresywnych ambicji płyta nie powtórzyła sukcesu debiutu. Po męczarni z kolejnymi roszadami w 1978 roku Syrius został ostatecznie rozwiązany.