FAR EAST FAMILY BAND „Tenkujin” (1977)

Jeśli istniał prog rockowy zespół, który ucieleśniał ducha nowego połączenia podgatunków takich jak el-muzyka, psychodelia, raga, krautrock, to był nim zapewne japoński Far East Family Band. Chociaż dziś klasyfikowany jako zespół new age porównania z Tangerine Dream i wczesnym Pink Floyd są jak najbardziej trafne. Jego trzeźwe spojrzenie, szczególnie w psychodelicznej ekspresji, okazało się niebywałe otwierając drzwi wyobraźni  dla eterycznej muzyki o kosmicznej jakości.

Niezwykle utalentowane dziecko z krainy Wschodzącego Słońca, człowiek orkiestra, wokalista i gitarzysta Fumio Miyashita utworzył w 1972 roku z trzema innymi muzykami zespół Far Out. Rok później grupa wydała fantastyczną płytę zatytułowaną po prostu „Far Out” po czym partnerzy Fumio uciekli, a on utworzył Far East Family Band w składzie: Akira Fukakusa (bas), Akira Ito (klawisze), Hiroshito Fukushima (wokal, gitara), Masanori Takahashi znany światu jako Kitaro (klawisze) i Shizuo Takasaki (perkusja).

Pierwsze dzieło nowego zespołu ukazało się w 1975 roku. Krytycy określili „The Cave Down To Earth” jako skrzyżowanie Pink Floyd z Tangerine Dream i choć w dużej mierze mieli rację ten eteryczny, progresywny album  zawierał również etniczne elementy muzyki japońskiej. Jeszcze tego samego roku grupa nagrał kolejny krążek, „Nipponjin”. Niewiele było na nim oryginalnego materiału, brylowały tu w zasadzie przeróbki utworów z „The Cave Down…” i „Far Out”. Obie płyty, z kwiecistymi i uduchowionymi tekstami łączyła astralna podróż  – pierwsza była wyprawą do gwiazd, druga dotyczyła eksploracji naszej planety. Końcowy efekt „Nipponjin” nie był wcale taki zły.

Tuż po wydaniu „The Cave Down…” Kitaro wyjechał do Europy, gdzie w Niemczech  spotkał Klausa Schulze. Były muzyk Tangerine Dream i Ash Ra Temple zapoznał go z najnowszymi osiągnięciami w muzyce elektronicznej i zaproponował pomoc przy nagraniu kolejnej płyty. Na „Parallel World” (1976) wokale praktycznie zniknęły. a na plan pierwszy wysunęła się elektronika. Nie wiem jak im się udało wytłoczyć to na winylu bowiem jej czas trwania sięgnął godziny, co było wtedy wielkim wyczynem. Wcześniej udało się to chyba tylko grupie UFO na ich drugiej płycie „Flying – One Hour Of Space Rock”… Wielu uważa „Parallel World” za szczytowe osiągnięcie Far East Family Band, ale jego pojawienie zostało okupione odejściem Ito i Kitaro, którzy zajęli się solową działalnością. O ile pierwszy odniósł dość skromny sukces to Kitaro stał się gwiazdą New Age. Niedługo po nich z zespołem pożegnał się też Takasaki. Na sesję do czwartego albumu pozostała dwójka muzyków zaprosiła Yujina Haradę, byłego perkusistę Samurai. Na okładkę płyty, która ukazała się w 1977 roku zespół wybrał obraz Paula  Whiteheada „Tenkujin” i tak też został zatytułowany ostatni jak się okazało ich krążek, który został wydany w Stanach Zjednoczonych przez małą kalifornijską wytwórnią All Ears.

Front okładki płyty „Tenkujin” (1977)

Czy po tak doskonałym albumie jakim był „Parallel World” można było stworzyć coś równie wielkiego, lub choćby zbliżonego i to na dodatek w okrojonym składzie..? Można, chociaż jest jeden minus. W stosunku do poprzedników jest bardzo krótki – zawiera zaledwie trzydzieści pięć minut muzyki. Nie mniej to, co rzuca się w uszy od pierwszego przesłuchania to powrót do spokojniejszych kompozycji i do wcześniejszego brzmienia. Po odejściu dwóch klawiszowców ich obowiązki przejął Miyashita, który bez problemu obsłużył całą gamę klawiszy, głównie japońskiej produkcji. W stosunku do poprzednich płyt muzyka jest bardziej zwięzła i przystępna. Brak długich eposów rozciągniętych ponad miarę wyszły na korzyść płycie. No i wokale – są nie tylko w języku japońskim (co mi akurat nie przeszkadza), ale też i w angielskim.

Porzucenie elektroniki na rzecz tradycyjnego instrumentarium było konsekwencją zmiany za stołem mikserskim – miejsce Klausa Schulze’a zajął lider zespołu i jego żona Linda, którzy wykonali znakomitą robotę. Wszystkie składniki, które sprawiły, że „Parallel World” i „Nipponjin” były tak dobre, są i tutaj obecne: zamglone syntezatory, upiorna perkusja, kosmiczne efekty dźwiękowe, zawodzące psychodeliczne gitary. Podobnie jak wcześniejsze płyty „Tenkujin” oferuje mnóstwo płynnych, przestrzennych klimatów z ciężkimi klawiszami i rozmarzonymi floydowskimi gitarami. Sporadycznie pojawiają się etniczne wpływy z użyciem tradycyjnych instrumentów  takich jak koto lub shakuhachi (bambusowy flet) z czym grupę kojarzono od początku i które dodały muzyce kolorytu.

Album rozpoczyna dwuminutowe „Descension”. Po spokojnym, ale eksperymentalnym kolażu brzmieniowym tytułowe „Tenkunjin” rozpoczyna się od bębnów w przyspieszonych zaprogramowanych bitach przypominające glissando. Ten wspaniały kawałek z japońskim tekstem zaśpiewanym przez Miyashitę w bardzo emocjonalny sposób nadał mu dodatkową dramaturgię wśród przestrzennych syntezatorów i mieniących się gitarowych dźwięków… Spokojny, z gracją wykonany „Timeless Phase” utrzymany w klimacie Pink Floyd z okresu „Dark Side Of The Moon” jest jednym z najmocniejszych punktów płyty. Nie będę czepiać się jak inni, że zespół zapożyczył tu kilka akordów z „Brain Damage” z „Ciemnej strony Księżyca”, bo nie oto chodzi. Przyjemnie wyczarowany klimat za każdym razem przenosi mnie w podróż bez grawitacji, w inną czasoprzestrzeń. I choć to najbardziej floydowski numer momentami przypomina wyluzowany niemiecki Jane.

Tył okładki

Krwawiące i wirujące syntezatory, pieszczące camelowe kosmyki gitary, słodko mruczący bas i stały rytm, które w ostatnich chwilach zmieniają się w szaleńczy wyścig wszystko to znajdziemy w „Nagare” otwierające drugą stronę oryginalnej płyty. Podszyty melancholią i tęsknotą za minionymi czasami, zaśpiewany w języku samurajów porusza we mnie dawno nie ruszane czułe struny wywołując przy tym falę niezwykłej porcji wzruszeń i emocji… Miękki i przyjemny jak aksamit chill-outowy From Far East” delikatnie rytmizuje z basem i energicznym bębnieniem. Ten dziewięciominutowy fragment płyty dryfując niespiesznie w stronę wokalno-instrumentalnego uniesienia w otchłaniach oceanicznej przestrzeni ujawnia ślad sączącej się muzyki poprzednika. Jeśli ktoś pamięta grupę Novalis to „From Far East” nie odbiega daleko od jej klimatu. Z drugiej strony Far East Family Band zawsze dobrze sobie radził w takich klimatach… Delikatna muzyczna uroda w stylu Kitaro z dostojnym dźwiękiem melotronu, z pomykającą tu i ówdzie gitarą, czyli instrumentalny „Ascension” ocierający się o New Age zamyka ten piękny album.

Far East Family Band podobnie jak Fruupp, czy Finch należy do  tych zespołów, które wydały serię niezmiennie dobrych albumów w erze klasycznego rocka progresywnego. Niemal wszystkie należą do klasyki gatunku i są wysoko cenione przez fanów art rocka. Odeszli w idealnym dla tej muzyki czasie zanim zgnilizna disco, punk rock i nadmierna komercjalizacja rozprzestrzeniła się i wyparła ze scen progresywne zespoły. Ładnie opakowany, uroczy i pokorny album „Tenkujin” jest nierozerwalną częścią wspaniałego dziedzictwa  Far East Family Band. Jeśli ktoś jeszcze nie zetknął się z pejzażami tego wysoce relaksującego krążka gorąco zachęcam, by poświęcić mu odrobinę swego cennego czasu. Zapewniam – czasu nie straconego!