Groundhogs to nie tylko jeden z najtrwalszych zespołów w historii rocka, ale także instytucja brytyjskiego bluesa. Stali się legendą przede wszystkim jako grupa hard/blues rockowa aczkolwiek w latach 1970-72 mieli „przygodę” z progresywnym rockiem tworząc pomysłową muzykę eksperymentalną stworzoną przez gitarzystę i wokalistę Tony’ego McPhee. To był najbardziej owocny okres klasycznego składu Groundhogs, w którym obok lidera grali basista Pete Cruikshank i perkusista Ken Pustelnik.
Zespół powstał w 1963 roku jako John Lee’s Groundhogs i wspierał kilka legend amerykańskiego bluesa, wśród których byli Little Walter, Jimmy Reed, Champion Jack Dupree i John Lee Hooker. Tony McPhee nazwał go na cześć utworu Hookera, „Ground Hog Blues”. W wywiadzie dla „Melody Maker” opublikowanym w listopadzie 1964 roku Hooker stwierdził: „Groundhogs to najlepsza grupa bluesowa, jaką tu macie i idealnie pasują do mojej muzyki.” Nawiasem mówiąc to, że wspierali swojego idola na trasie po Wyspach było cudownym zbiegiem okoliczności. Zespołem wspierającym Hookera był John Mayall & The Bluesbreakers. Okoliczności zmusiły Mayalla i jego zespół do wycofania się na tydzień przed koncertami, z czego skwapliwie skorzystał McPhee i spółka.
W 1968 roku, w ciągu ośmiu godzin, nagrali debiutancki album „Scratching The Surface”, a rok później „Blues Obituary”. McPhee doskonale zdawał sobie sprawę, że apetyt publiczności na 12-taktowy blues maleje i konieczna jest radykalna zmiana kierunku. Co więcej, pojawienie się potężnych trzyosobowych grup The Jimi Hendrix Experience i Cream, nie wspominając o Led Zeppelin, trwale zmieniło muzyczny krajobraz. Do roku 1970 „pop” i „rock” stały się dwoma całkowicie odrębnymi gatunkami. Zespoły popowe wydawały trzyminutowe single gdzie liczyła się tylko strona „A” podczas gdy zespoły rockowe tworzyły albumy, których można było słuchać jednym ciągiem w całości. Pierwsze dwie płyty nagrali w dość prymitywnym studiu Marquee, więc na następną McPhee (jako producent) zdecydował, że potrzebuje czegoś lepszego. Po usłyszeniu niesamowitego dźwięku na singlu Fleetwood Mac „Oh Well” wybrał londyńskie De Lane Lea. Przypomnę, Jimi Hendrix nagrał tu swoje pierwsze single i kilka utworów dla Are You Experienced , a The Animals słynny ” House Of The Rising Sun” nagrali w piętnaście minut!
Nagranie trzeciego longplaya „Thank Christ For The Bomb” było dla McPhee objawieniem, a 8-ścieżkowy magnetofon (cud ówczesnej techniki) pozwolił mu stworzyć wielowarstwowe brzmienie, które wcześniej nie było możliwe. Doskonałe przyjęcie krążka przez fanów zmieniło status zespołu zapewniając mu szerokie uznanie. Krytycy piali z zachwytu. Jeremy Gilbert na łamach „Melody Maker” określił lidera jako jednego z najbardziej niedocenianych gitarzystów w Wielkiej Brytanii. „McPhee nigdy nie wpada w długie, nudne solówki, zawsze wie, kiedy wrócić do tematycznych riffów.” A o „Thank Christ…” napisał: „Nie ma złego utworu i wszystko jest poruszające. Na szczególną uwagę na tym genialnym albumie zasługują Soldier, Ship On The Ocean i Rich Man Poor Man.” Wszystkie pozostałe tygodniki podzielały tę ocenę. „Disc & Music Echo” przyznało mu maksymalną ilość gwiazdek i określiło jego brzmienie jako „postępowe i bardzo przyjemne”. Z kolei „New Musical Express” poszedł dalej i skomplementował go jednym, wszystko mówiącym słowem „Arcydzieło!”. Popieram pogląd recenzenta NME.
Oprócz płyt studyjnych zespół miał także albumy koncertowe. Większość z nich zostały nagrane długo po szczytowym okresie jego działalności – pierwszy z tej serii, „Extremely Live” ukazał się w 1988 roku. Wyjątkiem była płyta „Live At Leeds’71” nagrana 13 kwietnia 1971 roku kiedy to Groundhogs otwierali serię koncertów The Rolling Stones w Wlk. Brytanii.
Występ został nagrany na osobiste polecenie Micka Jaggera, fana zespołu, który zlecił to inżynierowi i producentowi Glynowi Johnsonowi rejestrującemu każdy występ Stonesów. Ten set na żywo został następnie wydany w nakładzie 100 sztuk na płycie acetatowej. Poza kilkoma egzemplarzami dla przyjaciół i rodziny całą resztę rozesłano do amerykańskich stacji radiowych. W ciągu półgodzinnego występu zespół zaprezentował pięć nagrań z czego trzy („Cherry Red”, „Split Part 1”, „Groundhog Blues”) pochodziły z najnowszego albumu „Split” wydanego w lutym 1971 roku, a dwa („Garden”, „Eccentric Man”) z genialnego „Thank Christ For The Bomb”. Trzeba wielkiej odwagi, by stanąć przed rozhisteryzowanym tłumem fanów Stonesów, ale dla Groundhogs, którzy tego dnia byli w fantastycznej formie, była to bułka z masłem. To był ich dzień. Dzień Świstaka.
Od pierwszych taktów kupili publiczność swoim „surowym” i „zgniłym” proto heavy metalem połączonym z bluesem. Muzyka jest bardzo energetyczna, momentami wręcz psychodeliczna, która rozsadza serce i duszę. Absolutnym bohaterem jest tu pulsująca, płacząca gitara, jednak nie sposób wyobrazić ją sobie bez towarzystwa mocnej, przenikliwej i precyzyjnej perkusji. W tego typu muzyce równie kluczowy jest bas, który przez Cruikshanka został wykorzystywany jako instrument melodyczny. Całość jest wręcz nie do złamania.
Zespół zaczął mocno, od „Cherry Red”, ich najwspanialszego hitu i studyjnej chwały gdzie kakofoniczna sekcja rytmiczna podkreślała gitarowe kłujące riffy, które wydają się szybsze od rytmu. To chyba jedyny utwór nie do końca dorównujący wersji studyjnej, która jest po prostu cholernie dobra. McPhee nie jest w stanie idealnie odtworzyć wielościeżkowego wokalnego refrenu, ale za to gitara jest szorstka i bardziej agresywna. Z kolei w „Garden” wykazując się dużą powściągliwością w zwrotkach podwoili tempo riffów w refrenie i podobnie jak niedoceniany Blue Cheer znali wartość dynamiki nie mająca nic wspólnego z ustawioną na maksa gałką głośności wzmacniaczy. Świetnie sprawdza się tutaj „Split Part 1”. Brzmi znacznie bardziej muskularnie niż wersja studyjna, szczególnie wtedy, gdy Tony poświęca więcej czasu na rozwinięcie swej drugiej solówki.
W tym secie nie mogło zabraknąć bluesa. W „Groundhogs Blues” słyszymy tylko gitarę i głos Tony’ego wykonującego archetypicznego bluesa wywodzący się z Delty Missisipi. Choć nie brzmi tak bardzo „autentycznie” jak wersja studyjna, jest to kolejny fantastyczny pokaz bardzo niedocenianych umiejętności gitarowych i wokalnych lidera. Przyznam, że decyzja o pominięciu stałego „uderzenia” bębna basowego z wersji studyjnej jest tutaj nieco zaskakująca. Jeśli wsłuchać się uważnie usłyszymy, że kilka osób na widowni próbuje wspomóc go rytmicznym klaskaniem, co tylko dobrze świadczy o zgromadzonych tam fanach.
Występ kończą nagraniem „Eccentric Man”. Tak naprawdę to przedłużony jam chociaż dyskretne wprowadzenie Tony’ego stoi w ostrej sprzeczności z oszałamiająco potężnym wstępem utworu. Ta jedna z najcięższych wersji studyjnych grupy zmienia się tutaj w absolutnego potwora zwalającego z nóg, a tempo i dynamika przerosły wszelkie wyobrażenia. Wijący się puls basu Cruickshanka, zabójcze walenie w bębny będącego jak w jakimś amoku Pustelnika towarzyszą wrzeszczącym improwizacjom gitarowym McPhee niczym szalejące Cream po metamfetaminie. To był jeden z najcięższych utworów jakie ktokolwiek i kiedykolwiek w tamtym czasie nagrał. Kiedy Blue Cheer to usłyszało było bliskie rozstania, a plasujący się w pierwszej setce najlepszych utworów hard rockowych „We’re An American Band” Grand Funk wydaje się zwykłym przeciętniakiem.
McPhee, Cruickshank i Pustelnik pełni ognia, energiczni i cholernie głośni byli wtedy u szczytu kariery, a „Live At Leeds ’71” jedynie potwierdziło jak wspaniałe było to trio. Płyta była wielokrotnie wznawiana (po raz pierwszy w 1998 roku przez włoską Akarmę) zarówno w wersji winylowej jak i kompaktowej. Wszystkie były nieautoryzowane, miały bootlegową jakość dźwięku obciążoną szumem i złą prędkość. To te wersje są (niestety) dostępne na youtube… W maju 2001 roku album został zremiksowany i zremasterowany przez Petera Mew w Abbey Road Studios pod nadzorem Tony’ego McPhee. To pierwsze OFICJALNE wydanie ukazało sie nakładem EMI w 2002 roku i brzmi nieskończenie lepiej. Wydania różniły się także okładkami, co raczej nie dziwi skoro oryginał jej nie posiadał. Akarma postawiła na zdjęcie gitarzysty stojącego na scenie; EMI poszło dalej pokazując całe trio w akcji. I choć obie wersje mam na półce, wersja EMI podoba mi się bardziej.
Ponieważ Groundhogs w tej przełomowej epoce nie nagrywali swoich występów na żywo, „Live At Leeds ’71” stanowi wyjątkową pozycję, którą naprawdę warto mieć. McPhee stojący ciągle na czele zespół prowadził go aż do 2014 roku. Gitarzysta zmarł 6 czerwca 2023 roku w wieku 79 lat, zamykając charakterystyczny i bardzo ważny rozdział w brytyjskim bluesie.