FUZZY DUCK – Rozczochrany kaczor ciężkiego rocka.

Jeśli mam być szczery, na wstępie muszę to powiedzieć – przy muzyce FUZZY DUCK klasyczne płyty Deep Purple nie robią już taaakiego wrażenia! Natomiast tacy Uriah Heep mogliby się jeszcze sporo od nich nauczyć…

Paradoksem jest to, że ten zespół, który nagrał jeden z pięciu najlepszych, brytyjskich albumów z kręgu tzw. ciężkiego progresywnego rocka podzielił los wykonawców, którzy mieli pecha. Nagrali znakomite, wręcz rewelacyjne płyty – tyle, że nie zauważone w epoce przepadły w mrokach zapomnienia na całe dekady. Ileż takich było: Andromeda, T2, Arcadium, Norman Haines Band, Arzachel, Indian Summer,.. FUZZY DUCK to kolejny z takich zespołów, choć mógł aspirować do miana supergrupy. Wszak założony został przez znakomitego basistę Micka Hawkswortha (ex- Andromeda), perkusistę Paula Francisa (ex- Tucky Buzzard), oraz byłego współpracownika Arthura Browna, członka The Spice (grupa Micka Boxa i Davida Byrona przed Uriah Heep) – organistę Roya Sharlanda. Do tej trójki wkrótce dołączył gitarzysta i wokalista Graham White.

Fuzzy Duck w studio (1970)
Fuzzy Duck w studio. Od lewej: G. White; P. Francis; M. Hawksworth; R. Sharland. (1970)

Album „Fuzzy Duck” z nieco żartobliwą okładką przedstawiającą roztargnionego kaczora, którą zaprojektował Jonathon Coudrille ukazał się latem 1971 roku nakładem wytwórni MAM należąca do menadżera Toma Jonesa. Szkoda tylko, że mało kto miał szansę usłyszeć ten wytłoczony w zaledwie 500 egzemplarzach longplay! Toż to wręcz kryminalny przykład głupoty i krótkowzroczności wytwórni płytowej. Tej samej, która przecież wydała dziesiątki tysięcy egzemplarzy singla „I Hear You Knocking” Dave’a Edmundsa, oraz płyty popularnego wówczas Gilberta O’Sullivana. Całkiem prężną wytwórnię MAM powinno być stać na więcej, niż na nakład prywatnego tłoczenia…

LP "Fuzzy Duck" (1971)
LP „Fuzzy Duck” (1971)

„Fuzzy Duck” to porcja porywającego hardrockowego grania w klasycznym stylu; mieszanka dynamicznych Purpli z wczesnymi Atomic Rooster i Uriah Heep. Doszukać się tu można także amerykańskiego Grand Funk Railroad. Szczególnie w opus magnum albumu – „In Our Time”. Z kapitalną motoryką i imponującymi riffami, gdzie instrumentalne szaleństwa idealnie łączą się z porywającą piosenką. Zwracam uwagę na intensywną i wiecznie niespokojną grę basu; pełnym, soczystym brzmieniem Hammondów; dynamiczną i pełną improwizacji (niemal jak u Blackmore’a) grą gitary; potężnie brzmiącym, ale rozbujanym bębnieniem i wreszcie jakże ciepłym, bezpretensjonalnym i fajnym wokalem.  Album zawiera osiem nagrań, które trwały od czterech do siedmiu minut, przez co zespół nigdy nie nudził. Zapewniam, że miłośnicy dłuższych muzycznych pasaży też będą usatysfakcjonowani. I mimo, że wszystko opiera się na dość prostym schemacie: melodyjna piosenka jest bazą do efektownych solówek gitary i organów Hammonda na tle świetnej pracy sekcji rytmicznej, to właśnie ta prostota  sprawia, że słucha się tego wszystkiego z zapartym tchem i niekłamaną radością!

Zaczyna się od „Time Will Be Your Doctor” z żywym Hammondem i ciężkim basem – to jest prawdziwy, rozbujany i konkretny rocker. Pokochałem to nagranie od samego początku! Dalej mamy wcale nie gorzej, a nawet lepiej. „Mrs. Prout” zawiera sporo efektownych zmian nastroju: mocny, gitarowy początek przełamany ładną melodią, a później dosłownie istne szaleństwo Hammondów. „Just Look Around You” utrzymany w szybkim tempie eksponuje bardzo ładną melodię ze świetnymi partiami instrumentalnymi. Niesamowite solo przesterowanej gitary w „Afternoon Out” i zagęszczona, ciemna atmosfera to główne atuty tego nagrania, które sprawiają, że ciary przechodzą mi przez grzbiet.

Tylna strona okładki japońskiej reedycji CD (2005)
Tylna ( i ciekawsza) strona okładki japońskiego wydania CD wytwórni Airmail z 2005 r.

Chwytliwy, ale intensywny „More Than I Am” nie schodził poniżej imponującego poziomu. „Country Boy” klimatem zbliżony do Deep Purple zachwyca mocą wspaniałych gitarowych zagrywek, szybkim tempem, ciężkim bluesującym przejściem i najwspanialszą solówką gitarową na tej płycie. W połowie tego sześciominutowego numeru perkusja do spółki z organami robi taki dym, że dech zapiera! O utworze „In Our Time”  pisałem na samym początku, zaś całość zamyka 1,5-minutowa miniaturka „A World From Big D” będąca bardziej muzycznym żartem zespołu, niż „poważną” kompozycją. Wplecione w nim kacze odgłosy (w tej roli organista Roy Sharland) zawsze wprawiają mnie w dobry humor. Tak jak i widok spoglądającego z okładki rozczochranego, ale jakże sympatycznego Kaczora Fuzzy’ego – szarlatana ciężkiego rocka.

Wydania kompaktowe zawierają bonusy – cztery nagrania singlowe (z sierpnia i listopada 1971 roku) zrealizowane z nowym gitarzystą Garth Watt-Roy’em (zniechęcony White opuścił zespół tuż po nagraniu albumu). Pierwszy (i najdroższy) CD ukazał się w Japonii (no bo gdzie jak nie tam?) nakładem firmy Airmail w 2005 roku. Europejskie reedycje, m.in. Repertoire (2007) i Esoteric Records (2012) na szczęście są dużo tańsze i ich zdobycie nie powinno nastręczyć kłopotu.

Po rozpadzie zespołu Mick Hawksworth pojawił się na płycie Mathew Fishera (ex- Procol Harum) i Ten Years Later („Rocket Fuel” i „Ride On”) Alvina Lee, zaś Graham White założył progresywny Capability Brown. Z kolei Garth Watt-Roy założył ze swoim bratem Normanem (bas) grupę Greatest Show On Earth, a następnie zasilał szeregi East Of Eden, Limey, Steamhammer, The Baron Knights, aż w końcu założył grupę The Q Tips. Paul Francis grał na płytach grupy Tranquility, także z Mickiem Ronsonem, z Maggie Bell, oraz Chrisem Speddingiem. Ostatnio zaś koncertował ze Stevem Harleyem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *