FLOATING BRIDGE „Floating Bridge” (1969)

Gitarzysta Rich Dangel jako szesnastolatek był członkiem grupy The Wailers, o których dziś mówi się, że w 1960 roku „… byli Beatlesami z Seattle przed samymi Beatlesami”. Ich największy przebój „Tall Cool One” wydany w 1959 roku to rock’n’roll w stylu Chucka Berry’ego napędzany rhythm’n’bluesowymi saksofonami. Przebojowych singli było zresztą więcej; warto wspomnieć tu o instrumentalnym „Mau Mau”, gorącym i ostrym jak brzytwa „Dirty Robber”, czy słynnej piosence „Louie Louie” spopularyzowanej w 1963 roku przez The Kingsmen. Moim zdanie lekko „zmiękczonej” w stosunku do wersji The Wailers  Grające w owym czasie bardzo mocno, ostro i niemalże rockowo The Wailers uznaje się obecnie za jeden z pierwszych, jeśli nie pierwszy amerykański zespół garażowy! Dla młodego chłopaka w dużych rogowych okularach pochodzącego z przedmieścia Seattle, Tacomy, zapewne była to (jak do tej pory) największa życiowa przygoda…

The Wailers. W okularach Rich Dangel
The Wailers. Ten w okularach to Rich Dangel.

Po rozwiązaniu The Wailers gitarzysta na krótko związał się z mniej znanym zespołem The Rooks i późnym wcieleniem Time Machine. W następstwie upadku tego ostatniego w 1967 roku wraz z basistą Joe Johnsonem założyli The Unknown Factor, do którego przyłączyli się perkusista Michael Marinelli i drugi gitarzysta Joe Johansen. Zaczęli jako zespół akompaniujący towarzysząc na scenie lokalnym artystom takim jak Patti Allen i Ron Holden.  Jednak, gdy w 1968 roku dołączył do nich wokalista Pat Gossan sytuacja zmieniła się i pod nową nazwą, jako FLOATING BRIDGE, zaczynali zdobywać coraz większą popularność stając się wkrótce czołowym, żeby nie powiedzieć „flagowym” zespołem z Seattle. Jako jedni z pierwszych mogli pochwalić się umową na występy w legendarnym Seattle’s Eagle Auditorium. Tym samym, w którym grali tacy wielcy jak Grateful Dead, The Doors, Cream, Iron Butterfly, Vanilla Fudge, Pink Floyd, MC 5, Stepenwolf i wielu innych…

Floating Bridge na scenie Seattle Pop Festival (1969)
Floating Bridge na scenie Seattle Pop Festival (1969)

W tym samy roku dali kapitalny koncert na festiwalu Sky River Rock. Swoim występem i muzyką przypominającą mocniejszą wersję Cream i Mountain z elementami The Allman Brothers Band dosłownie zmiażdżyli innych artystów i wykonawców! Wytwórnia Vault Records błyskawicznie podpisała z nimi kontrakt. Na efekt nie trzeba było długo czekać; wydany wkrótce singiel „Brought Up Wrong/Watch Your Step” odniósł co prawda umiarkowany sukces, ale dał impuls do nagraniu dużej płyty. Album „Floating Bridge” ukazał się wiosną 1969 roku, a jego producentem był Jackie Mills, który świetnie poradził sobie z całą muzyczną materią.

LP "Floating Bridge" (1969)
LP „Floating Bridge” (1969)

Płyta zawiera osiem nagrań, z których aż sześć to kompozycje własne zespołu, a w zasadzie spółki kompozytorskiej Dangel/Johnson/Gossan. Dwa pozostałe to świetne, instrumentalne wersje „Hey Jude” The Beatles, oraz połączonych ze sobą „Eight Miles High” The Byrds i „Paint In Black” Rolling Stones. Co ważne – krążek nie ma żadnych słabszych momentów! Dużo tu tak lubianych przeze mnie gitarowych improwizacji o wyraźnym psychodelicznym odcieniu. Jak w otwierającym „Crackshot” zagranym z mocą i pełną pasji furią. Kapitalna sekcja rytmiczna, świetny wokal i cudowne hendrixowskie solówki obu gitarzystów. Siedem minut epickiego, fantastycznie psychodelicznego blues rocka! Po takim początku, aż strach pomyśleć, co będzie dalej. A dalej, co wydaje się wielce nieprawdopodobne, jest tylko lepiej… Instrumentalna wersja znanego przeboju Beatlesów w wykonaniu chłopaków z FLOATING BRIDGE rozwaliła mnie na łopatki. To jedna z najciekawszych przeróbek „Hey Jude” jaką słyszałem i do której nie mam (jako fan czwórki z Liverpoolu) żadnych zastrzeżeń! Wykonana przez muzyków delikatnie, z wyczuciem i czułością, na dwie gitary prowadzące. Tyle, że ta druga lekko schowana na drugim planie wyczynia takie harce, że aż dreszcze przebiegają. Całość brzmi jak nieznane nagranie The Allman Brothers Band! Kolejny mocarny akcent, tym razem usadowiony gdzieś w stylu Cream z domieszką Grand Funk znajduję w „Watch Your Step. Znany ze strony „B” singla naładowany jest bardzo ciężkimi sfuzzowanymi gitarami i prującą do przodu perkusją. Ma w sobie tyle energii, że polecam go na wszelkiego rodzaju dolegliwości typu chandra, czy wisielczy humor. Serio! Jest tylko jeden warunek – musi być odtwarzany w wysokich rejestrach głośności. Efekt murowany… Pierwszą stronę płyty zamyka blues rockowy „Three Minute & Ten Second Blues”. Na początku w umiarkowanym, w połowie zdecydowanie już przyspieszonym tempie ozdobiony ładnymi partiami gitar. Szkoda, że to tylko trzy minuty i dziesięć sekund…

Label oryginalnego LP.
Label oryginalnego LP.

Na drugiej stronie mamy dwa typowo rockowe i ciężkie utwory: „Brought Up Wrong”„You’ve Got The Power” dowodzące, że jak grupa potrafi „przyłoić” jak mało kto w tym czasie. Oba nagrania przedziela „Medley:  Eight Miles High/Paint In Black” dwa covery z repertuaru The Byrds i The Rolling Stones połączone w jedną całość. Słucha się tego naprawdę z wielką przyjemnością! Płytę kończy kapitalny „Gonna’ Lay Down 'N’ Die”,  ponad 7-minutowy, powolny i ciągnący się jak magma blues. Cudo! I tylko pozostaje  żal, że grupa przetrwała jedynie do początku 1970 roku.

„Okularnik” Rich Dangel grywał później w różnych i raczej mniej ważnych zespołach. Nie opuścił swej rodzinnej Tacomy. Pod koniec lat 90-tych powołał do życia Rich Dangel Big Band. Zmarł 2 grudnia 2002 roku, dzień po swoich 60-tych urodzinach… Joe Johansen zasilił Little Bill And The Blue Notes. Niewiele później przeszedł pontonowym mostem na drugą stronę życia, by grać w „Największej Orkiestrze Świata” zabierając ze sobą Joe Johnsona

5 komentarzy do “FLOATING BRIDGE „Floating Bridge” (1969)”

  1. Witam
    PISZ OD SIEBIE (a potrafisz), a będzie 100 razy lepsze. Pisz to co podpowiada Ci Twoje „serce” gdy tego słuchasz. Nie ILOŚĆ a JAKOŚĆ :-))) Pozdrawiam. P.S ” Album ten jest bezdyskusyjną perłą zarówno gitarowego grania (Dangel i Johansen) jak i blues ~rock’a . Na zakończenie dodam że płytę tę trzeba traktować jak stare dobre wino, pić wolno i smakować by poznać jej wszystkie walory. ” Poza tym … ja uwielbiam pic wino 😉 Może dlatego użyłem tego sformułowania 🙂

    1. Piotr!
      Dzięki za uwagi od serca i z serca! Są dla mnie wskazówką i drogowskazem na przyszłość. Pozdrawiam!

      1. Witam
        Dzięki za … „dzięki”. 🙂 i wyrazy szacunku za to, że zaakceptowałeś moje uwagi . Twoja stronę odwiedzałem i nadal bede odwiedzać, bo jest tego warta. Pozdrawiam
        Piotr
        🙂

        1. Piotrze!
          To ja dziękuję Ci za wszystkie uwagi i wskazówki. Mając tak wnikliwego czytelnika postaram się, żeby moje wpisy stawały się coraz ciekawsze. Serdeczności!

  2. Album mam ale co tam, niestety mam na cd bo w kraju kwitnacego kartofla vinyla nie zdobylem… Hey Jude – tu ciekawostka gdy pewien lekko wstawiony gosc ppoprosil mnie o historie tytulu zeklem – Hey Jude znaczy czesc zydzie, kultowa piesn w rzeszy spiewana w obozach…. i gosc to lyknal, czyli wypil wiecej niz ja. Wersja niezla ale nie powala bo jak gitara trzyma linie melodyczna a reszta gra co chce… Ale wypala to, po paru browarach uwaza sie ze to ich numer a niejacy Beatles ich scoverovali. Swiat bedzie dotad mial sens dopoki beda istnieli troglodyci. Jurasic park. A serio, lubie ta plyte bo jest szczera a i muzycznie ok. Dajemy na kolumnach i jest powiew wiatru wolnosci. Szukaj dalej Indiana a ja popatrze bo jakbym w kartoflanlandzie w barze powiedzial Floating Bridge to poniewaz barman t kumpel, reszte mialbym na koszt firmy. Trzym sie Archeologu bo jak nie to wysle liste tych ktorych nie bylo a byc powinni

Skomentuj zibi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *