Chemiczna formuła rocka: P2O5 „Vivat Progressio – Pereat Mundus” (1978)

Zespół P2O5 powstał w 1970 roku w bawarskim miasteczku Wendelnstein oddalonym zaledwie 12 km na południe od Norymbergi. Wolfgang Burkhard (klawisze), Rainer Hauser (gitara), Helmut Hiebel (bas, wokal) i Eddie Lotter (perkusja) uczyli się w tej samej szkole średniej. Nazwa grupy została wymyślona podczas lekcji chemii. Tajemnicze P2O5 to nic innego jak… wzór chemiczny  pięciotlenku fosforu. Stosuje się go do osuszania gazów, oraz do usuwania najmniejszych śladów wilgoci. I nie jest to na pewno „chemiczna formuła materiału wybuchowego” jak zapowiedział spiker wywołujący kwartet na scenę wiosną 1971 roku. Ów sceniczny debiut odbył się na miejscowym Rynku, tuż obok popularnego pubu Zu Den Grei Linden. Tym samym, w którym jeszcze tak niedawno przy kuflu z piwem snuli marzenia o scenicznej karierze.

Ten pierwszy koncert poparty był długimi próbami w przeróżnych miejscach: szkolnej sali, opuszczonym strychu, starej szopie z dziurawym jak sito dachem, zagraconej wilgotnej piwnicy. Do tego zagrany na kiepskim, amatorskim sprzęcie. Mimo to grupa była z niego bardzo zadowolona. Publiczność też, czego przykładem gorące przyjęcie rockowej ballady „Hangman” – pierwszej wspólnej kompozycji zespołu. Kolejne występy zaczęły gromadzić coraz większą liczbę fanów… Rok później grupę opuścił Rainer Hauser (ustrzeliła go strzała Amora), którego zastąpił Konny Hempel. Po dwóch latach chciał wrócić, ale Konny był tak świetnym gitarzystą, że pokazano mu drzwi… Ich występy z użyciem pirotechniki, płonącymi pochodniami, mgłą snującą się po podłodze i twarzami pomalowanymi tak jak Kiss (na długo zanim zespół Kiss stał się sławny w Europie) były dodatkową atrakcją zwiększając rosnącą popularność P2O5 daleko poza Bawarią.

Grupa P2O5
P2O5. Od lewej: E. Lotter, H. Hiebel, K. Hempel, W. Weiss, W. Burkhard (1975).

Zmieniła się też muzyka , która zaczęła opierać się na progresywnym i mistycznym brzmieniu zbliżonym do Pink Floyd z domieszką Black Sabbath i Paternoster. Z dzisiejszego punktu widzenia można powiedzieć, że wyprzedzali swój czas, byli krok do przodu przed innymi niemieckimi zespołami. Nie dziwi więc, że w pewnych kręgach zyskali status zespołu kultowego; paradoksem było też to, że brak oficjalnych nagrań potęgował większe zainteresowanie grupą.

Jednym z najbardziej znaczących momentów tego okresu było zaproszenie zespołu do wzięcia udziału w tzw. „konkursie młodych talentów” zorganizowanym przez bawarską stację radiową Bayerischer Rundfunk. P2O5 zajęli wysokie, drugie miejsce w kategorii „muzyka rockowa”. W nagrodę ich kompozycja „Obolus Machine” gościła przez jakiś czas na radiowej antenie w popularnym programie muzycznym „Musikalische Leichtgewichte”. Taka tam darmowa promocja… Rok 1975 przyniósł następną zmianę kadrową – do zespołu dołączył wokalista Werner Weiss, którego głos w stosunku do ochrypłego, gotyckiego śpiewu Helmuta Hiebela brzmiał łagodniej i melodyjniej, a do tego miał znacznie szerszą skalę. W następnym roku zespół zdecydował, że nadszedł najwyższy czas aby utrwalić na taśmie kilka nagrań. Nie wiedzieć czemu zwlekał z tym pomysłem dość długo, bo aż do października… 1978 roku! Na dodatek muzycy wybrali tanie i (delikatnie mówiąc) dość ubogo wyposażone studio nagraniowe należące do niewielkiej norymberskiej wytwórni płytowej Brutkasten. Album tajemniczo zatytułowany „Vivat Progressio – Pereat Mundus” (Żyj postępem – choćby świat miał zginąć.) ukazał się jeszcze tego samego roku.

P2O5 "Vivat Progressio - Pereat Mundus" (1978)
Kompaktowa reedycja płyty P2O5 z  dwoma bonusami (2007).

Niewielki budżet jakim dysponowali muzycy pozwolił na wytłoczenie zaledwie 600 płyt z czego 500 na czarnym winylu plus 100 kopii na kolorowym. Cóż, można zażartować, że album ukazał się w limitowanym nakładzie…

„Vivat Progressio…” to osiem bardzo solidnych kompozycji, w których hard rock miesza się z prog rockiem wzbogacony klawiszami (organy, syntezator) i melodramatycznym, angielskim wokalem. „Comin’ Over Again” ma prosty nieskomplikowany rytm nabijany przez perkusistę i ładną melodię wygrywaną przez gitarzystę. I kiedy wydawałoby się, że nic tu się nie wydarzy końcówka przeradza się w zapierającą dech wściekłą galopadę… Równie mocnym kawałkiem jest „Undumufu (All Right)” z fajnym basem, delikatnymi klawiszami w tle i doskonale dozowanymi partiami gitary; z kolei „Smash” okraszony został cudowną solówką Hempela.

Tył okładki CD wytw. Garden Of Gelight (2007)
Tył okładki CD wytwórni Garden Of Delights (2007)

W spokojnym „Morning Of The Ants” dominują klawisze, ciężki bas i głos wokalisty opowiadający swą smutną opowieść. Jeszcze bardziej melancholijny nastrój mamy w najdłuższym, ponad 7-minutowym utworze „I Didn’t Care”. Ten toczący się niczym walec drogowy niesamowity numer to wzorcowy przykład rocka progresywnego oparty na brzmieniu organów, mocnej sekcji rytmicznej i snujących się jakby od niechcenia dźwięków elektrycznej gitary. Te kilka minut mija jak kilka sekund. Ciary! A jest jeszcze przecież „Hangman” – przepiękna rockowa ballada pamiętająca czasy scenicznego debiutu grupy w rodzinnym Wendelnstein. Jestem święcie przekonany, że gdyby ukazała się wówczas na singlu cieszyłaby się ogromną popularnością! Ma w sobie coś z klimatu balladowych pereł Procol Harum, The Moody Blues, węgierskiej Omegi. Słuchana kilkakrotnie pod rząd uzależnia… „Step Of My Face” ze zmiennym tempem, fajną linią melodyczną, kapitalną solówką gitarową okazuje się być kolejną perłą tego wydawnictwa. Całość kończy energetycznie zagrany, bardzo dynamiczny „Memories” potwierdzający łatwość z jaką zespół poruszał się w diabelnie ciężkim rocku.

P2O5. Helmut Hiebel, Konny Hempel, Eddy Lotter, Wolfgang Burkhard
P2O5. Helmut Hiebel, Konny Hempel,Eddy Lotter, Wolfgang Burkhard

Jakość nagrań na płycie była (nie oszukujmy się) daleka od ideału. Dwa bonusy dołączone do kompaktowej reedycji wytwórni Garden Of Delights z 2007 roku brzmią o niebo lepiej. Koncertowa wersja „Hangman” ma dużo większą dynamikę, jest bardziej przestrzenna. Teraz można w pełni docenić potęgę tej niezwykłej kompozycji… Monumentalne „Paradise” z pięknym solem saksofonu, znakomitą (kolejną!) solówką gitarową, powłóczystymi klawiszami i żarliwym, dramatycznym wokalem Weissa jest absolutnym majstersztykiem progresywnego rocka! Takich nagrań wciąż mi mało i mało…

Po 1980 roku w zespole zaczął się kryzys. Najpierw odszedł Burkhard, potem Hiebel, a tuż za nim Hempel. Sytuację próbował ratować perkusista Eddy Lotter. Dobierając kilku nowych muzyków zarzucił granie oryginalnych utworów przestawiając się na covery Black Sabbath i Judas Priest. Nie wróżyło to dobrze. Nieuchronne załamanie przyszło szybko –  w lipcu 1982 roku ogłoszono, że P2O5 przestało istnieć…

Losy członków potoczyły się różnymi torami: Hempel sprzedawał rowery w swoim sklepie, Weiss zarabiał jako taksówkarz, Hiebel został programistą, Lotter założył małą firmę budowlaną. Wolfgang Burkhard zmarł w 2004 roku…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *