FRAME „Frame Of Mind” (1972)

Marburg to bardzo stare, niezwykle urocze miasto położone w niemieckiej Hestii nad rzeką Lahn. Jego początki sięgają IX wieku  choć prawa miejskie nabył cztery stulecia później. Miasto szczyci się wspaniałym gotyckim zamkiem i kościołem św. Elżbiety z 1235 roku zachowanym w idealnym stanie do dzisiaj. Jest też siedzibą uniwersytetu powstałego w 1527 r. Tutaj też na początku lat 70-tych XX wieku powstało kilka rockowych grup w tym  FRAME.

Zespół założyło pięciu muzyków:  Andy Kirnberger (g), Cherry Hochdörfer (org), Peter Lotz (bg), Dieter Becker (voc) i Wolfgang Claus (dr). Od początku tworzyli własne kompozycje inspirowane muzyką Deep Purple i Vanilla Fudge co słychać między innymi w doskonałych partiach klawiszowych (Hammond!). W swoim brzmieniu FRAME umiejętnie łączył ciężki rock z elementami folku, progresji, bluesa i psychodelii z angielskimi tekstami. Z kontraktem płytowym w kieszeni podpisanym z Bacillus Records weszli do studia legendarnego producenta Dietera Dierksa i pod okiem Petera Hauke, który współpracował m.in. z Epsilon, Nektar, My Solid Ground i Pell Mell nagrali osiem piosenek na debiutancki album. Krążek „Frame Of Mind” został wydany w 1972 roku. To był złoty czas dla progresywnej muzyki…

Front okładki płyty „Frame Of Mind” (1972)

Paradoksalnie z jednej strony album „Frame Of Mind” to prawdziwe cudo i autentyczna perełka muzyczna, z drugiej zaś należy do jednej z najbardziej niedocenianych i zapomnianych płyt w niemieckiej historii progresywnego rocka.

Na dobrą sprawę album nie przypomina krautrocka, który znamy i kochamy (Neu!, Cluster, Amon Duul…). Rozszerzone partie solowe są bardziej oparte na bluesie niż cokolwiek, co pochodzi z niemieckiej szkoły Kozmische Music. FRAME gra tu brytyjskiego wczesnego prog rocka opartego w dużej mierze na ciężkim brzmieniu Hammonda w stylu Cressidy, Still Life, Beggar’s Opery, Rare Bird, Quatermass, Spring, czy Aardvark. Kompozycje wyróżniają się jednak cięższymi aranżacjami i zdecydowanie agresywniejszą gitarą. Ogólnie rzecz biorąc jeśli ktoś lubi brzmienie niemieckich grupy takich jak Birth Control, Frumpy, 2066 And Then, Virus, Spermull, lub Tyburn Tall, na pewno pokocha FRAME!

Płyta zaczyna się od tytułowego nagrania „Frame Of Mind”. Jak ja uwielbiam tak piękne otwarcia! Utwór do samego końca jest po prostu znakomity! Relaksujący, nostalgiczny, czasem bardziej energiczny, ale wciąż melodyjny i „chwytliwy”. Melancholijne linie organów prowadzą utwór od pierwszych taktów. Wokalista wyśpiewując tekst „Gorący letni dzień, leniwy nad rzeką, czas płynie …” przypomina mi w ten zimowy okres ciepłe letnie dni. Nie ma tu żadnej zbędnej nutki, niepotrzebnego dźwięku. Wszystko trafione w punkt. W końcówce delektować się można fantastycznymi, szybkimi solówkami organowo-gitarowymi. I chociaż ostatnie dwie minuty przypominają mi Atomic Rooster całość brzmi jak z jakiegoś dawno zaginionego albumu Cressidy…  A tuż po nim równie kapitalny utwór. „Crucial Scene” wydaje się być podobny do poprzednika. Jest jednak nieco trudniejszy, z przybrudzonymi riffami organowymi i bardziej rozbudowaną solówką gitarową. Jest też bardziej progresywnie. To tutaj wspaniale prezentują się bluesowe solówki na Hammondzie. Do tego harmonie wokalne z wiodącym głosem Dietera Beckera nie mają niemieckiego akcentu i są po prostu świetne… 11-minutowy „All I Really Want Explain” to mini-epopeja charakteryzująca się bardzo pięknym, nostalgicznym wokalem, rytmicznymi dźwiękami gitary akustycznej i wszechobecnymi, niemal kościelnymi organami. Odcienie Cressidy są tutaj bardzo wyraźne, ale absolutnie nie mam nic przeciwko, bo uwielbiam taki rodzaj melodyjnego progresu. Po prawie pięciu minutach progowego grania muzyka zwraca się w stronę bluesa. Andy Kirnberger popisuje się soczystym solem gitarowym, po którym następuje jeszcze lepszy i znacznie dłuższy psychodeliczny popis gry na Hammondzie. Cudo! Mógłbym przysiąc, że to Jean Jacques Kravetz z Frumpy stoi za instrumentem! W drugiej części utwór przechodzi w bardziej jazzowe klimaty, a Cherry Hochdörfer zamienia (co prawda na krótko) organy na wysmakowany, fortepian. Uwielbiam każdą sekundę tego nagrania. Jest niesamowite! Do dziś nie mogę zrozumieć dlaczego ta grupa wówczas się nie przebiła…

Tył okładki kompaktowej reedycji wytwórni Bellaphone (1993).

„If” otwierał stronę „B” oryginalnego longplaya. Tym razem zespół częstuje nas hard rockowym daniem, na które składa się ciężki gitarowy riff, mocny bas i potężna perkusja. Pozornie kawałek ten wydaje się prosty, ale tylko do momentu, gdy do gry wchodzą klawisze. Bardzo długie, ogniste i dzikie solo Hammonda w połowie nagrania rozwala system i nie pozwala zapomnieć, że mamy do czynienia z naprawdę klasycznym progresywnym albumem..! Po dawce ciężkiego brzmienia przychodzi czas na chwilę wytchnienia. „Winter” to spokojny numer z ładnie wpasowanym, emocjonalnym wokalem, z wiodącymi liniami gitary akustycznej i melotronem w tle, ozdobiony organowym solem w środkowej części i bajkową solówką gitarową w końcówce. Niby ballada, ale naprawdę świetna… Prosty blues rock z uproszczonymi gitarowymi riffami zaczyna „Penny For A An Old Guy”. Potem muzyka nagle zwalnia przechodząc w rejony psychodelicznej krainy z łagodną sekcją rytmiczną, powtarzającymi się dźwiękami gitary akustycznej i mrocznymi tekstami. Hochdörfer wygrywa na klawiszach (klawesynie..?) radosną melodię; na koniec zespół powraca do ciężkich bluesowych dźwięków. A wszystko to w ciągu zaledwie 3 minut i 10 sekund…! „Children’s Freedom” oparty jest na bardzo melodyjnych, energicznych liniach gitary akustycznej. Najważniejszy wydaje się jednak wokal: emocjonalny, ciepły i nieco liryczny. Gdzieś w tle słychać organy. Gdy pod koniec wyłania się cudowne solo gitary elektrycznej czuję wewnętrzny spokój. Spływa łagodnie i działa jak katharsis. Szkoda, że ​​nagranie trwa tylko dwie i pół minuty… Kiedy płyta w odtwarzaczu nieruchomieje, a głośniki milkną mam żal, że to już koniec. I od lat zadaję sobie wciąż to samo pytanie: dlaczego tak piękne albumy jak ten trwają tak krótko..?

Tuż po wydaniu albumu zespół rozpadł się, choć nie wszyscy odłożyli instrumenty do szafy. Andy Kirnberger zasilił grupę Pell Mell i zagrał na ich debiutanckim albumie „Marburg” wydanym w tym samym 1972 roku. Dwa lata później grał w progresywnym Hardcake Special nagrywając płytę „Hardcake Special” (1974)… Z kolei Cherry Hochdörfer i Wolfgang Claus pod koniec lat 70-tych przyjęli propozycję kolegów z Pell Mell. Można ich usłyszeć na czwartym, przedostatnim w dyskografii grupy, albumie „Only A Star” (1978). Co robili pozostali muzycy, tego nie udało mi się ustalić.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *