Mity i rzeczywistość. „Mythos” (1972)

Kilku szkolnych kolegów z Berlina Zachodniego  założyło w 1968 roku zespół rockowy The Lovely People. Nie dla sławy i pieniędzy. Bardziej dla rozrywki po nudnych zajęciach lekcyjnych, a może (lub?) po to, by przypodobać się szkolnym koleżankom. Skład zmieniał się wielokrotnie i wykrystalizował się dwa lata później gdy zostało ich trzech: multiinstrumentalista Stephan Kaske (gitara, flet, sitar, śpiew, inst. klawiszowe), basista Harald Weiße i perkusista Thomas Hildebrand. Zadebiutowali pod koniec 1969 roku jako… Kraftwerk dopóki nie zdali sobie sprawy, że istnieje już inny zespół o tej samej nazwie. Ostatecznie zdecydowali nazwać się MYTHOS.

Berlińskie trio MYTHOS (1972)

Choć mniej znani niż Amon Düül czy Klaus Schulze zaliczani byli do wąskiej grupy niemieckiej sceny undergroundowej. Swój repertuar opierali głównie na własnych kompozycjach, w których dominował klimat space rocka i późnej psychodelii w stylu Hawkwind i Pink Floyd z tamtego okresu. Dzięki udanym trasom koncertowym zyskiwali coraz większą popularność. Przełom w ich karierze nastąpił na Freedom Rock-Festival Grounds w Langelsheim zwany „niemieckim Woodstockiem”. Na ten muzyczny festiwal, który odbył się w dniach 29-31 maja 1971 roku trio zagrało w doborowym towarzystwie takich grup jak Can, Scorpions, Frumpy, Eloy, Family, Colosseum… Po entuzjastycznie przyjętym występie przedstawiciele wytwórni Ohr z miejsca podpisali z muzykami kontrakt płytowy. Kilka miesięcy później zarezerwowali słynne studio Dietera Dierksa niedaleko Kolonii, w którym nagrali debiutancki album pt. „Mythos”  wydany późną wiosną 1972 roku intrygując tajemniczą okładką.

Front okładki debiutanckiej płyty „Mythos” (1972)

Na pierwszy rzut oka przypomina mi ona pracę francuskiego grafika Alberto Uderzo, ilustratora rysunkowych postaci Asterixa i Obeliska z komiksu René Goscinny’ego. Skrzydlata postać w kształcie gałki ocznej siedzi ze skrzyżowanymi nogami w trampkach PF Flyers na pniu ściętego drzewa, lub stosu kamieni ze skrzyżowanymi nogami. Nie wiadomo co robi, o czym myśli… Tył okładki jest jeszcze lepszy; trzech podobnych osobników w hełmach Wikingów gotuje się do walki z nożami, marchewką i rożkami do lodów w rękach. Wszystko to w żółtych i różowych kolorach może zapowiadać acid rockową podróż… Autorem projektu był Gil Funccicus, berliński artysta, który swym wizjonerskim stylem ozdobił wiele innych albumów z epoki krautrocka: Tangerine Dream, Amon Düül, Embryo, Thirsty Moon…

Album emanuje mocno tajemniczą atmosferą choć otwierający go „Mythoett” jest krótką, folk rockową interpretacją suity Jerzego Fryderyka Händla „Feuerwerkmusik” na flet, bas i perkusję. To chyba najbardziej przyswajalny moment tej płyty dla mniej wyrobionego słuchacza. Tuż po nim akustyczny dźwięk gitary i arabski bębenek zapraszają nas, zgodnie zresztą z nazwą, w „Oriental Journey”.  W porównaniu z „Mythoett” dzielą go lata świetlne. Psychodeliczny blask tej wyjątkowo mrocznej i apokaliptycznej podróży ozdabiają hinduskie bębny i sitar tworząc orientalną atmosferę podkreśloną mocno emocjonalnym, przetworzonym wokalem i eterycznymi efektami dźwiękowymi. Na oryginalnym winylowym LP utwór połączony był z kompozycją „Hero’s Death”, ale są to tak dwa wyraźnie różne utwory, że słusznie zostały rozdzielone w przyszłych wydaniach.

Druga, tylna część rozkładanej okładki.

Podczas gdy Oriental Journey” odbywała się na planecie Ziemia, Hero’s Death” zaczyna się w kosmicznej przestrzeni z szalonymi, elektronicznymi dźwiękami symulującymi podróż kosmicznego statku. Ale spokojnie, kosmiczne efekty są tu punktem wyjścia dla tradycyjnej aranżacji klasycznego power tria z ciężkim basem, mocną perkusją i elektryczną gitarą, która pojawia się tutaj po raz pierwszy przypominając w pewnych momentach King Crimson z początku lat 70-tych. Uwielbiam ten moment, gdy do spółki z fletem i melotronem staje się ona coraz bardziej psychodeliczna. No i wokal Kaske jest tym razem bardziej przejrzysty i czytelny. „Heroe’s Death” wprowadza nas w kulminacyjny punkt płyty, który zajął całą drugą stronę oryginalnego longplaya…

Dwuczęściowa „Encyklopedia Terra” jest najważniejszą częścią albumu, w której porusza się kwestie ekologii i upadku ludzkości jako „panów” planety. Opowieść została zainspirowana powieścią Herberta George’a Wellsa „Wehikuł czasu”. Astronauta podróżuje w przyszłość do roku 3300 w nadziei znalezienia lepszej planety. Ostatecznie wraca na Ziemię, która w tym czasie została przez ludzkość całkowicie zniszczona… Pierwsza,10-minutowa część zaczyna się szumem morza i krzykiem mew, by w dalszej części przybrać mocno psychodeliczną formę wchodząc do świątyni Ash Ra Tempel i w space rockowy świat Pink Floyd. Perkusja, z delikatnymi muśnięciami talerzy początkowo grająca jak w „Set The Controls…” przechodzi w marszowy rytm. Bluesowe zagrywki gitarowe, ciężki bas i nastrojowe  partie klawiszowe stale zmieniają aurę. Ta część kończy się wyciem syren alarmowych, warkotem samolotów i wybuchem bomb będących zapowiedzią końca cywilizacji… Po bombastycznym zakończeniu część druga zaczyna się biciem dzwonów kościelnych i świergotem ptaków symbolizujących nadzieję, odrodzenie i początek nowego życia.  Z cicha pojawia się monofoniczny Moog, dołącza flet i bas, a perkusja wybija rytm jak w „Bolero” Ravela . Po dwóch i pół minutach wchodzi Stephan Kaske z krótką, ale jakże cudowną solówką gitarową. Ten klimat przypomina mi genialne momenty z „Gates Of Delirium”, którą Yes nagra dwa lata później na płycie „Relayer”. Na tle wyczarowanego przez melotron podkładu muzycznego  gitarzysta deklamując tekst kończy tę epicką opowieść i całą płytę…

A propos tekstów, których co prawda nie ma zbyt wiele, ale miały w sobie ducha tamtych czasów. Świat zmieniał się dramatycznie w kierunkach, których nikt się wtedy nie spodziewał stąd i ich znaczenie było w owym czasie znacznie głębsze. Ogólnie dotyczyły narkotyków, antywojennych manifestów, ekologii, marzeń i uczuć ówczesnego pokolenia. Więcej tu współczesnej rzeczywistości niż starożytnej mitologii, do której nawiązuje nazwa tria. Bez wątpienia jest to obowiązkowa pozycja dla fanów progresywnego rocka. Szczególnie dla tych, którzy bardziej cenią sobie atmosferę i klimat niż symfoniczne szaleństwa.

Pierwszy skład MYTHOS przetrwał jeszcze trzy lata wydając album „Dreamlab” (1975) w klimacie zbliżonym do debiutu. Będąc w cieniu grup Tangerine Dream, Ash Ra Tempel, Amon Düül muzycy dali sobie spokój i w  przyjacielskim tonie rozstali się. Stephan Kaske zaczął komponować ilustracyjną muzykę do filmów dokumentalnych i seriali telewizyjnych. W 1976 roku reaktywował grupę z nowymi muzykami, z którymi nagrał dwie (moim zdaniem niezbyt udane) płyty. Od 1980 roku zaczął działalność solową zatrzymując przy sobie nazwę. Założył studio nagraniowe, w którym do dziś nagrywa (ostatnia płyta „Jules Verner Forever” wyszła w 2015 roku) pod pierwotnym szyldem głównie z muzyką elektroniczną i New Age. Ostatnio zaangażował się w projekt muzyczny młodych chłopaków pod nazwą Momentum wywodzących się z kręgu techno-music…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *