STEEL MILL „Green Eyed God” (1971)

O tym angielskim zespole praktycznie nie było wiadomo nic. Zero informacji na temat jego historii. Muzycy, którzy pojawili się znikąd, nagrali jedną niesamowitą, absolutnie kapitalną i uroczą płytę w  historii rocka, wydaną w niskim nakładzie, po czym słuch o nich zaginął. Dopiero austriacka reedycja w digipaku firmy Rise Above z 2010 roku (o ile się orientuję niestety już niedostępna na rynku) zawiera  booklet, z którego dowiedzieć się można co nieco o zespole. Muzyka na tym albumie to prawdziwy undergroud. Mamy tu niemal wszystko: połączenie rocka progresywnego z jazzem, bluesem, folkiem, a także z hard rockiem i heavy metalem!

Źródeł grupy należy szukać w południowym Londynie i w miejscowości Wadsworth, skąd wywodzili się członkowie zespołu. Działali w zespołach, o których dziś być może tylko najbardziej zaawansowani muzyczni archeolodzy wiedzą, że istniały. Co prawda The Garret Singers wydali folkową płytę  z Johnem  Chellenger’em (sax.)jako… wokalistą(!), zaś Dave Morris (voc. keyboards) i Terry Williams (g) gdzieś od 1967 roku wspólnie grali w zespole The Roadrunners (nota bene w Liverpoolu istniał w tym samym czasie zespół o identycznej nazwie). Pozostali muzycy:  Jeff Watts (bg) udzielał się w grupie Design, zaś Chris „The Rat”  Martin (dr), który zastąpił Colina Shorta, pogrywał w tak różnych i tak wielu grupach, że dziś nie sposób odtworzyć ich nazwy. Spotkanie całej piątki zaowocowało powstaniem zespołu STEEL MILL.

STEEL MILL 1971r. Od lewej do prawej:John Chellenger, David Morris, Terry Williams, Jeff Watts, Chris (The Rat) Martin
STEEL MILL 1971r. Od lewej : John Chellenger, David Morris, Terry Williams, Jeff Watts, Chris (The Rat) Martin

Grali bardzo dużo koncertów, na których szlifowali i sprawdzali przed publicznością swój własny repertuar. Warto wspomnieć, że np. w legendarnym klubie Marquee występowali z takimi zespołami jak Hawkwind, The Face, Wishbone Ash, Pink Fairies, czy Audience. W lipcu 1971 roku wystąpili na Festiwalu w Reading. „Nogi i nie tylko one, trzęsły się nam ze strachu. Nigdy wcześniej nie graliśmy przed tak wielką publicznością” – wspomina John Challenger. Często też wybierali się do Hamburga i innych niemieckich miast, gdzie zaczynali zdobywać uznanie i coraz szersze grono tamtejszych  fanów. Nie było więc przypadku, że to właśnie w Niemczech pierwszy ich singiel ” Green Eyed God/Zangwill” wydany  we wrześniu 1971 roku (przez tamtejszy Bellaphon z bardzo fajną okładką) odniósł spory sukces. W Anglii wydała go mała firma Penny Farthing i singiel mimo, że promowany był między innymi przez legendarne Radio Luxembourg dotarł tylko do 51 miejsca na British National Singles Chart. Mała płytka ukazała się także w Belgii i we Włoszech.

To był dobry czas na dużą płytę, która zatytułowana „Green Eyed God” została nagrana w grudniu 1971 roku w słynnym londyńskim  Delane Lea Studios i jeszcze tego samego roku trafiła na rynek niemiecki. Dlaczego jednocześnie nie ukazała się w Anglii? No właśnie. Tu zaczynają dziać się dziwne i doprawdy nieprawdopodobne rzeczy.  Brytyjczycy zwlekają z jego wydaniem. Ktoś wpadł na „genialny” pomysł, by wypuścić przedtem jeszcze jeden singiel, który pomógłby promować album. Niby logiczne. Tyle, że grupie zaproponowano nagranie utworu zespołu… Status Quo. Rozpętała się awantura, zespół zagroził zerwaniem kontraktu nie zgadzając się na to pod żadnym warunkiem. Ostatecznie druga mała płytka „Get On The Line/Summer’s Child” ukazała się w maju 1972r. Niestety singiel przeszedł niezauważony i wytwórnia Penny Farthing podjęła decyzję o wstrzymaniu dystrybucji nagranego już albumu na czas nieokreślony. Wydała go w Anglii dopiero w 1975 roku, kiedy zespół STEEL MILL dawno już nie istniał. Tym sposobem bezpowrotnie zatrzaśnięto drzwi do kariery nietuzinkowemu zespołowi o wielkich możliwościach artystycznych.

STEEL MILL "Green Eyed God" (1971)
STEEL MILL „Green Eyed God” (1975). Wydanie brytyjskie
STEEL MILL "Green Eyed God" (1971) tył okładki
STEEL MILL „Green Eyed God” (1975). Tył okładki

Zanim przejdę do omawiania albumu, jeszcze mała ciekawostka. Pierwsze niemieckie wydanie płyty różniło się kolorem obramowania okładki.  Brytyjskie (bardziej znane) jest koloru zielonego, niemieckie zaś było czarne. Niby drobiazg, ale dla kolekcjonerów istotna być może wskazówka. Przejdźmy więc do zawartości albumu. Już otwierający płytę, wielowątkowy „Blood Runs Deep” przekonuje nas jaki muzyczny skarb został zakopany przez historię. Mocne rockowe wejście z całkiem przyzwoitym riffem gitarowym  i równie mocnym wokalem. A po chwili lekkie złagodzenie i wchodzi jazzujący saksofon. To on jest tu wiodącym instrumentem. W środku piękny motyw balladowy i powtórzona kilkakrotnie prośba wokalisty „Take me along for the ride”. Prawdziwy rocker i niemal anielskie klimaty. Piękne klimaty z łkającą, momentami grającą unisono gitarą i fletem mamy też w Summers Child” . To przepiękna i delikatna ballada. Orientalnie jazzujący „Mijo And The Lying Of The Witch” przemienia się w środku w ostrą jazdę hard rockową za sprawą gitary i riffów, których tak na dobrą sprawę nie powstydziłyby się zespoły takie jak Black Sabbath, czy Deep Purple. I jeszcze w to wszystko zmieściły się cudowne partie fletu! Green Eyed God” to najbardziej niezwykły utwór na tej płycie. W tej tytułowej kompozycji dzieje się tyle, że trudno opisać to wszystko słowami. Tego utworu powinno posłuchać się wielokrotnie. Gwarantuję, że za każdym razem znajdzie się w nim coś nowego. Partie fletu tworzą mroczny, fascynujący klimat. Długie partie solowe, wycieczki w stronę jazz rocka, a wszystko to jeszcze podszyte blues-rockowym charakterem. Jest tutaj wszystko, za co można pokochać ten zespół i tę muzykę. Progresywne, czyste jak łza partie gitary odnajdziemy w „Turn The Page Over”. Do tego ten charakterystyczny fortepian na początku i niesamowita melodyjność wokali, to tylko niektóre składniki tej czarującej piosenki (nie boję się w tym miejscu użyć tego określenia), będąca jak przysłowiowa wisienka na torcie. Na końcu płyty (no, prawie na samym końcu) mamy niepokojąco rozpoczynający się  „Black Jewel Of The Forest” Taka bardziej mroczna odmiana folku, z bardzo intensywną grą sekcji rytmicznej. z głównym riffem granym najpierw na basie, a potem podchwyconym przez gitarzystę. Znam ten motyw. To „No Place To Go” bluesmana Howlin’ Wolfa wykorzystany także przez Led Zeppelin w „How Many More Times”. Całość kończy urocza miniaturka muzyczna „Har Fleur” trwająca 44 sekundy. Cudowne zakończenie, cudownej i niezwykłej płyty.

„Zielonooki Bóg” został ponownie wydany w 2010 roku pod tytułem „Jewels Of The Forest” przez austriacką wytwórnię Rise Above ze zmienioną co prawda okładką, ale za to z 32-stronicową książeczką i dodatkowymi dziewięcioma nagraniami! Kapitalne wydawnictwo!

STEEL MILL "Jewels Of The Forest" Reedycja płyty z 2010r.
STEEL MILL „Jewels Of The Forest” Reedycja płyty z 2010r.

Oczywiście największą gratką dla fana muzyki są te dodatkowe nagrania. Mamy tu pierwszy singiel STEEL MILL , oraz stronę „A” drugiego  „Get On Line”, który wyróżnia się tryskającą energią jakiej nie powstydziłyby się garażowe zespoły psychodeliczne. Do tego fantastyczne nagrania z kwietnia 1970 roku z poprzednim perkusistą, Colinem Shortem (aż pięć niesamowitych i cudownie brzmiących utworów!), oraz.. i tu spora niespodzianka: jedno 5-cio minutowe nagranie zrealizowane pomiędzy kwietniem, a lipcem 2010 roku! Co prawda w lekko zmienionym składzie, bo bez dwóch oryginalnych gitarzystów Terry’ego Williamsa i Jeffa Wattsa, ale z klimatem muzycznym jak z roku 1971! Piękne zakończenie niezwykłej płyty niezwykłego zespołu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *