Sabat czarnej muzyki. PURPLE IMAGE (1970).

Późne lata sześćdziesiąte i wczesne siedemdziesiąte były inspiracją dla młodych muzyków na całym świecie. Po sukcesie zespołów The Beatles, Rolling Stones i dosłownie setek innych idea, że ​​można tworzyć własną, oryginalną muzykę przyjęła się niemal na całym świecie. Ale w tym czasie być może nigdzie te chęci nie były tak silne, a determinacja tak wielka jak w Stanach Zjednoczonych. Patrząc z perspektywy czasu historie lokalnych scen muzycznych skupiają się głównie na fenomenie garage rocka w dużej mierze opanowanego przez białych, nastoletnich chłopaków z klasy średniej. Na szczęście chęć tworzenia muzyki przekraczała wszelkie granice i bariery, w tym klasowe i rasowe. W 1968 roku, w samym środku tej muzycznej rewolucji grupa afroamerykańskich muzyków z Cleveland, w jej „czarnej” dzielnicy przy Ohio’s East 105th Street mającą (delikatnie mówiąc) kiepską reputację utworzyła własną grupę o nazwie Purple Image, na czele której stał 24-letni Warren Adams. Kiedy większość afroamerykańskich zespołów z tego regionu zwróciła się ku R&B i muzyce soul, ośmioosobowy Purple Image grał zupełnie odmienną muzykę – psychodelicznego funk rocka o ciężkim brzmieniu opartym na ataku dwóch kapitalnych gitar (Kenneth Roberts i Frank Smith) przypominający post-hendrixowy black rock z Detroit – mam tu na myśli zespoły pokroju Black Merda i Death.

Pomysł na założenie zespołu w stylu Sly And The Family Stone chodził po głowie Adamsowi od momentu, gdy przyjaciel rodziny, Vic Reed przywiózł mu kasetę z piosenką „Marching To A Different Drummer” napisaną przez Billa Jacocksa, który w latach 50-tych jako Robert Craig tworzył piosenki dla grupy The Famous Flames. Co prawda interpretacja Jacocksa nie miała linii melodycznej i przypominała wiersz, ale Adams miał już na nią z tuzin pomysłów. Jako wokalista grający też na pianinie i organach do jej nagrania potrzebował muzyków. Proces naboru był bardzo prosty. Warren rekrutował do zespołu członków rodziny, przyjaciół i znajomych z sąsiedztwa. Zaczął od swojego młodszego brata Williama, który nie tylko śpiewał w parafialnym chórze i wspólnotach kościelnych, ale pogrywał sobie na bongosach. Oprócz wspomnianych wyżej dwóch gitarzystów kolejnymi nabytkami byli: perkusista Richard Payne i basista Del Moran. Problem polegał na tym, że obaj byli nieletni i chodzili do szkoły. Adams musiał pójść do ich domów i przekonać rodziców, by ci wyrazili zgodę na pracę w zespole, którego de facto jeszcze nie było. Na szczęście nikt się nie sprzeciwił. Niedługo później dokooptował do nich grający na saksofonie Ed Snodgrass i jedyna dziewczyna w składzie, wokalistka Diane Dunlap.

Nowa grupa rozpoczęła pracę w piwnicy Adamsa. Wspólnie pracowali nad aranżacją „Marching To A Different Drummer”. Aby izolować dźwięk i nie denerwować sąsiadów każdy przyniósł z domu materac, którymi obłożono ściany. Teraz trzeba było wybrać nazwę. Najpierw próbowali wymyślić coś w oparciu o liczbę osób, ale nie wyszło. Ktoś zasugerował jakieś słowo z kolorem, typu „Biała Mewa”, „Szafirowy Księżyc”… Przejrzeli paletę barw, a potem Adams pomyślał o swoim stroju. Tym samym, w którym potem znalazł się na zdjęciu (czarno-białym niestety) tylnej okładki płyty. „Fioletowy..? Hm,  ale co..? człowiek..? ptak..? Nie…” – wspomina Adams. „I wtedy mnie olśniło. Ci, którzy nas widzą i słyszą na scenie mają przed sobą ruchomy „obraz”. Połączyliśmy to i tak staliśmy się PURPLE IMAGE”.

Osiem materacy nie mogło wyciszyć ryczącego, opartego na groove dźwięku, który wydawał zespół, więc musieli szukać nowego lokalu. Najpierw był stary budynek po dawnym żłobku, później opuszczony salon samochodowy gdzie ćwiczyli od południa do północy 3- 4 razy w tygodniu. Mogliby więcej i dłużej, ale Adams obiecał rodzicom Payna i Morana, że chłopaki nie zaniedbają szkoły. Zaczęli też tworzyć oryginalne numery takie jak  „Living In The Ghetto” – ciężki funk wyrażający młodzieńczą, buntowniczą złość i frustrację. Warren Adams:  „Wszystko było podszyte prawdziwymi emocjami każdego z nas. I te emocje przekuliśmy w tych piosenkach.” Już wtedy zespół wiedział, że ma coś wyjątkowego.

Wraz ze wzrostem popularności zespół nagrał singla „Marching To A Different Drummer”/”Why?” wydany przez prywatną firmę Var-1. Z pomocą popularnego DJ-a z Cleveland piosenka stała się hitem i numerem jeden na listach przebojów torując tym samym drogę do występów w dużych miejscowych salach, gdzie otwierali koncerty artystom takim jak Steppenwolf i Aretha Franklin. Po tym sukcesie Jacocks udał się do Nowego Jorku, Tam odwiedził wytwórnią Map City prowadzoną przez członków Kool & The Gang. Kilka tygodni później zespół miał kontrakt w kieszeni i nie tracąc czasu rozpoczął nagrywanie swojego pierwszego (i jedynego) albumu. Nagrań dokonano w rodzinnym mieście wiosną 1970 roku w Audio Recording Studios, zaś album „Purple Image” ukazał się w czerwcu tego samego roku. Bardzo ciekawą okładkę zaprojektował amerykański ilustrator o polsko brzmiącym nazwisku Michael Kanarek, która przedstawia szczupłą, ładną, Czarną kobietę z trzema ramionami trzymającą w dłoniach trzy kule otoczone chmurami.

Front okładki płyty „Purple Image”. Projekt graf. Michael Kanarek (1970)

Na tylnej stronie wykorzystano zdjęcie zespołu stojącego pod zamkniętym w 1966 roku Liberty Theatre na rogu Ohio’s East 105th  Street i Superior, byłym punktem orientacyjnym w Glenville i smutnym przypomnieniem upadku Cleveland w latach 70-tych. Ale ja nie o tym…

Ogólnie nie przepadam za funkiem, szczególnie tym z lat 80-tych, a nawet późniejszym, ale ta płyta jest zupełnie z innej bajki. Zawarta na niej energetyczna, potężna mieszanka rocka i fusion z szalonym saksofonem w stylu Coltrane’a, soulu i wspomnianego funku to coś czego nie można przegapić. I proszę mi uwierzyć –  najlepiej brzmi, gdy gałka głośności wzmacniacza jest mocno podkręcona! W swoich najcięższych momentach album jest tak ciężki, tak twardy, wredny i bezpośredni jak The Stooges w „Fun House”, a unikalne psychodeliczne brzmienie zespołu jest świadectwem czasów, w których byli zanurzeni i odzwierciedleniem własnej rzeczywistości.

Płyta zaczyna się utworem „Living In The Ghetto”; psycho-funkowe dziedzictwo Hendrixa i Sly And The Family Stone nadaje kierunek i  ton większej części albumu. Ciężki kawałek o nieszczęściach wynikających z biedy z zapadającym w pamięć klimatem i świetnym graniem. Dużą rolę odgrywa tu bas Morana i wraz z hiper acidową gitarą i burzą dźwięków niedaleko mu do „On The Corner” Milesa Davisa… Na pozór „Why?” to quasi progresywna psychodelia z gitarą przypominającą Steve’a Hillage’a. Tymczasem to proto-metalowy soul z wokalną mocą zdolny połaskoczyć wyobraźnię wielbicieli heavy metalu… Moran tnie po ścianach swoją basową bazooką w piosence „Lady” o posmaku gospel Południowego i Zachodniego Wybrzeża a la Delaney And Bonnie. Połączenie głosów damsko-męskich jest wylewne, a zarazem ekscytujące. Szkoda, że to tylko trzy i pół minuty. Dalej mamy We Got to Pull Together”, zwiewną, uroczą, ważną społecznie balladą z Snodgrassem grającym delikatnie na rogu, która zachęca nas do daltonizmu, zapomnienia przeszłości i dogadywania się. Co by nie mówić, dostaliśmy pyszny acid soulowy numer z delikatnymi akustycznymi, jazzowymi aranżacjami, idealny do repertuaru Bobby’ego Womacka, Stevie Wondera czy Bobby’ego Blanda. Elegancja Pure Black Power.

Tył okładki. Zdjęcie  wykonane przez fotografa, Jima Browna.

„What You To Do To Me” kieruje się w stronę Hendrixa z epoki Band Of Gypsys. Ten styl nie jest daleki od wielkiego Buddy’ego Milesa, czy Billy’ego Prestona. Świetny numer. Płytę kończy monstrualna wersja (15’24) singlowego hitu Billa Jacocksa vel Boba Craiga „Marching To A Different Drummer”. Wspaniały soul-psych rock z gorączkowymi hipnotycznymi instrumentami, z uciekającym saksofonem i gitarą, efektami 3D, miażdżącą sekcją rytmiczną i rozwijającym się swobodnym zespołowym jamowaniem. Coś w rodzaju shakera do koktajli z wybuchowymi składnikami: Coltrane (ostatni etap), MC5, Quicksilver Messenger Service, Funkadelic, Hot Tuna, King Crimson z „Earthbound”…

Pomimo, że zespół promował płytę dając serię świetnych koncertów głównie na Wschodnim Wybrzeżu album nie sprzedawał się zbyt dobrze. Istnieli jeszcze kilka lat; ostatni koncert zagrali w 1974 roku . I tylko można gdybać, co by się stało gdyby się nie poddali, wydawali kolejne płyty i kontynuowali działalność . Patrząc na Funkadelic lub Parliament odpowiedź nasuwa się sama.

Doceniony po latach album jest bardzo poszukiwana przez żądnych silnych emocji kolekcjonerów płyt. Co by nie mówić, wraz ze swoimi (nielicznymi) rówieśnikami położył on podwaliny pod przyszłe afro-amerykańskie crossovery, takie jak Fishbone , Bad Brains, czy Living Colour…

2 komentarze do “Sabat czarnej muzyki. PURPLE IMAGE (1970).”

Skomentuj Hanna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *