SANDROSE „Sandrose” (1972).

Zanim klawiszowiec Henri Garella i basista Christian Clairefond zaczęli grać na własny rachunek wspierali innych artystów jako muzycy sesyjni. Sytuacja zmieniła się, gdy w Marsylii przypadkowo spotkali perkusistę Michela Julliena, z którym pod koniec lat 60-tych założyli jazz rockowy Les Golden. Niewiele później dyrektor wytwórni Katema poznał ich z młodym, ale cenionym już francuskim gitarzystą Jean-Pierre Alarcenem. To był moment narodzin formacji Eden Rose łączącej jazz rock z psychodelią, która w 1970 roku wydała całkiem udaną, instrumentalną płytę „On The Way To Eden”. Niesamowicie utalentowany Alarcen pociągnął zespół w bardziej symfoniczno-progresywne rejony, co nie do końca podobało się szefowi wytwórni. Konflikt między stronami spowodował zerwanie kontraktu przez kwartet i podpisanie nowego z wytwórnią Polydor, ale już pod nazwą Sandrose. Do pełni szczęścia brakowało im wokalisty. Przypadek sprawił, że gitarzysta natknął się na kasetę nagraną przez 18-letnią studentkę polskie pochodzenia, Rose Podwojny, która urzekła go nieziemskim, pełnym ciepła głosem. Jej dziadek, pianista i skrzypek urodzony w Warszawie, w okresie międzywojennym komponował muzykę do niemych filmów. Róża od najmłodszych lat przejawiała wielką ochotę do śpiewania. Mając lat osiem wygrała swój pierwszy konkurs śpiewu otrzymując w nagrodę trzydzieści franków, za które kupiła lalkę Barbie. Rodzice zabierali ją często do paryskiej Olimpii. To tam, już jako nastolatka, usłyszała Dionne Warwick. „Byłam zszokowana. Nigdy nie słyszałam takiego głosu. Zafascynowała mnie bez reszty” – wspominała po latach.  Zespół Sandros był jej pierwszym krokiem do późniejszej, solowej kariery.

Jedno z nielicznych zachowanych zdjęć zespołu Sandrose (1972)

Rozpoczęli próby i szybko zbudowali repertuar oparty głównie na kompozycjach Alarcena z silnymi wpływami muzyki klasycznej i rock and rolla.  Na scenie debiutowali w pierwszych częściach koncertów Claude’a Francois wyróżniając się na tle modnego popowego artysty progresywnymi aspiracjami. Tydzień w Studio Davout wystarczył na nagranie albumu, który uznawany jest za jeden z najważniejszych francuskich albumów progresywnego rocka.

Front okładki płyty „Sandrose” (1972)

Sandrose gra tu znakomitego progresywnego rocka opartego na dźwiękach melotronu, przenikliwym brzmieniu gitary Alarcena,  oraz nieziemskiemu głosowi wokalistki, który „w swoim zakresie zabija nisko latające ptaki” jak określił ją jeden z ówczesnych recenzentów. W utworach takich jak „Vision” czy „Never Good At Sayin’ Good-Bye” młodziutka Rose wyraża taką dojrzałość i wrażliwość, że słuchanie tych utworów powoduje gęsią skórkę i łzy w oczach. Być może dlatego tak chętnie porównuje się Sandrose do holenderskiego Earth And Fire choć moim zdaniem śpiew Rose robi różnicę – jej bogaty kontraltowy głos dodaje większej wagi dzięki charakterystycznej barwie i nastrojowi.

Otwierający płytę utwór „Vision” nabiera tempa nieustępliwym rytmem perkusji odbijając się echem ciężkich dźwięków gitary i melotronu w tle. Kocham ten nastrój i klimat stąd moje uwielbienie do tego kawałka. W inspirowanym muzyką gospel „Old Dom Is Dead” Rose wspierana jest przez męski chórek i wysublimowany melotron osiągając poziom duchowego uniesienia. Powtarzający się motyw muzyczny w To Take Him Away” łączy romantyczną gitarę solową w stylu Camel i akompaniującymi jej klawiszami z chwytliwym refrenem i potężnym instrumentalnym zakończeniem. Rewelacyjny tandem Alarcen/Garella działa tu (i nie tylko tu) bez zarzutu. W krótkich utworach takich jak „Metakara” i „Summer Is Yonder” każdy z muzyków daje upust swojej nieokiełznanej wyobraźni. W tym pierwszym Henri Garella prezentuje świetną jazzową technikę gry co sugeruje, że wcześniej słuchał wielu płyt mistrzów gatunku. Co by nie mówić to zaraźliwe i mocne jazz fusion z elektrycznym pianinem i bulgoczącym Hammondem ozdobione jest finezyjnymi jazzowymi zagrywkami gitarowymi. Drugi jest folkowo-psychodeliczną, nieco przygnębiającą balladą zaśpiewaną przez wokalistkę pełnym żalu i boleści głosem. To łączące się w intrygujący sposób świadome mieszanie gatunków sprawia, że odkrywanie ich muzyki jest całkiem ekscytującym przeżyciem.

Rose Podwojny (1980)

Balsamem na serce dla wszystkich prog rockowych fanów jest instrumentalny, trwający ponad jedenaście minut „Underground Sessions (Chorea)”. Mile zaskakująca melodyjnością kompozycja pod przewodnictwem organów i gitary przemierza kręte ścieżki, a gitarowy riff przywołuje skojarzenia z „Fracture” King Crimson z płyty „Starless And Bible Black” wydanej… dwa lata później! Po majestatycznym wstępie z fanfarami melotronu, który będzie powtarzany w regularnych odstępach czasu, rozbrzmiewa bombastyczny, pozbawiony słów męski chór podkreślony gitarowymi długimi solówkami, pulsującym basem, falującym Hammondem i dudniącymi gongami. Przypominająca żałobną pieśń melodia wygrywana na melotronie w ostatnich minutach z intensywnością King Crimson miażdży wszystko na swojej drodze. Na szczególną uwagę zasługuje także powściągliwa i chwytająca za serce ballada „Never Good At Sayin’ Good-Bye”. Akustyczne gitary delikatnie unoszą się wraz ze zranionym szeptem Rose, która ze złamanym sercem nie pozbawionym jednak godności wyznaje „Spójrz wstecz na miłość, którą znaliśmy. Kiedy będziesz daleko przypomnę sobie, że cię kocham…”  A potem, gdy rozbrzmiewa refren, utwór ożywa razem ze wznoszącym się melotronowym crescendo. Cudo!

Po kilku koncertach grupa rozpadła się z powodu różnic artystycznych (oficjalna wersja), choć zdaniem wielu powód był bardziej prozaiczny. Większość z nich miała już rodziny, a granie muzyki nie zapewniało im finansowej stabilności. Ostatni występ Sandros dał 7 grudnia 1972 roku w paryskim klubie Gibus. Po rozpadzie największy sukces komercyjny odniosła Rose. W 1980 roku dostała rolę Fantine w musicalu „Nędznicy”. Dwa lata później  pod pseudonimem Rose Laurens nagrała album „Unreasonable”, z którego singiel z piosenką „Africa” tylko w samej Francji sprzedała się w ponad milionie egzemplarzy. Piosenkarka wydała w sumie dziewięć dużych płyt. Ostatnia ukazała się w 2015 roku. Trzy lata później, w wieku 67 lat, zmarła po ciężkiej i długiej chorobie… Jean-Pierr Alarcen w latach 1974-78 współpracował z François Bérangerem wydając z nim cztery albumy; Georges Rodi wyjechał do Stanów Zjednoczonych gdzie został aranżerem, a Henri Garella na krótko związał się z popularną piosenkarką France Gall, która w 1965 roku jako 17-latka w Luksemburgu wygrała Konkurs Piosenki Eurowizji.

Można się tylko zastanawiać, co Sandrose mógłby stworzyć gdyby tak szybko nie zakończył działalności. W kontekście tamtych czasów, dla mnie ich jedyny album jest istotnym świadectwem niedocenianej przez wielu francuskiej sceny progresywnej i jeden z pięciu najlepszych art rockowych albumów stamtąd. Bez cienia wątpliwości to pozycja must have dla fanów gatunku!

2 komentarze do “SANDROSE „Sandrose” (1972).”

Skomentuj Hanna Sengebusch Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *