Z muzyką grupy AFFINITY zetknąłem się po raz pierwszy chyba gdzieś pod koniec lat 70-tych w jednej z nocnych „Trójkowych” audycji radiowych. Bob Dylan należał wówczas do (jednych z wielu) moich ulubionych artystów. Kiedy więc usłyszałem jego „All Along The Watchtower” w interpretacji tego brytyjskiego zespołu, wszystko powywracało mi się do góry nogami. Do tej pory oryginał, a także wersja Jimiego Hendrixa były nie do przebicia. W głowie zrobił mi się mętlik, a przez plecy przeleciał zimny dreszcz. Mogę więc chyba powiedzieć, że od tego dnia inaczej zacząłem spoglądać na muzykę. Rozszerzały się moje muzyczne horyzonty. Oczywiście nie było wówczas żadnych szans, by coś więcej dowiedzieć się o tej nieznanej grupie, czy też poznać inne ich nagrania. Nie mniej w mej pamięci zakodowana została nazwa zespołu, oraz przeogromna chęć, by zdobyć ich płytę chociażby tylko dla tego jednego utworu. Minąć musiało kilka dekad nim w końcu udało mi się zrealizować to marzenie. Kiedy w 2010 roku nakładem niemieckiej firmy Repertoire ukazała się reedycja albumu na CD wiedziałem, że wymarzony klejnot w postaci owego cudownego, aczkolwiek niedocenionego w epoce albumu będzie miał swoje miejsce na mojej półce. Urzekła mnie też jego piękna, atmosferyczna okładka. Marcus Keef idealnie wpisał się w muzyczny klimat tego wydawnictwa. Nawiasem mówiąc Keef należy do moich ulubionych projektantów okładek z tamtych lat. To właśnie on odpowiedzialny jest za okładkę debiutanckiej płyty Black Sabbath i to on projektował okładki dla tak ambitnych zespołów jak: Colosseum, Cressida, Beggars Opera, Spring, Indian Summer, czy Tonto Macoute.
Wszystko zaczęło się bardzo wcześnie, bo już w 1963 roku, kiedy to na Uniwersytecie w Sussex, trzej studenci różnych wydziałów: matematyki, chemii, fizyki i filozofii założyli grupę muzyczną US Jazz Trio. Przypomnę, że w tym samym 1963 roku Beatlesi wydali swoje dwie pierwsze płyty („Please Please Me” i „With The Beatles”), za Oceanem król rock’n’rolla zagrał w dwóch hollywoodzkich produkcjach, z których „Fun In Acapulco” okazał się w Stanach najbardziej dochodowym filmem roku 1963. Ukazała się też druga płyta Boba Dylana („The Freewheelin’ Bob Dylan”) zawierająca m.in nieśmiertelny „Blowin’ In The Wind”, zaś Miles Davis mógł się pochwalić ósmym albumem w swej dyskografii („Seven Steps To Heaven”). Wkrótce US Jazz Trio powiększyło się o basistę Mo Fostera i przez krótki okres grali jako US Jazz Quartet. Po skończeniu studiów drogi muzyków się rozeszły, ale nie na długo. Pianista Lynton Naiff i perkusista Grant Serpell w latach 1967-1968 grali krótko w popowej grupie Ice, po czym ponownie skontaktowali się z Mo Fosterem. Gdy ten przyprowadził ze sobą swego kolegę, gitarzystę Mike’a Joppa, postanowili grać swoje. Aby zrealizować swą muzyczną wizję, muzycy zaczęli poszukiwać wokalistki o inklinacjach jazzowych. W porę przypomnieli sobie o koleżance z czasów studenckich. Linda Hoyle okazjonalnie wspierała wokalnie US Jazz Trio, traktując to jako odskocznię od monotonnych wykładów z anglistyki. Lynton Naiff zamienił wkrótce fortepian na organy i jako AFFINITY (nazwę wzięto od tytułu płyty Oscara Petersona z 1962r. którą uwielbiał Naiff) zadebiutowali w 1968 roku w londyńskim The Revolution Club. Szczęśliwym trafem w BBC Radio Jazz Club usłyszał ich Ronnie Scott i zaoferował swą pomoc menadżerską. Ale to nie wszystko. Oddał im także do dyspozycji własny klub w Londynie, gdzie mieli okazję poznać muzyków takich, jak Elvin Jones, Stan Getz, czy Charles Mingus. Kiedy zespół dość szybko podpisał kontrakt z wytwórnią płytową Vertigo, niespodziewanie pod koniec roku Linda Hoyle musiała poddać się operacji strun głosowych. W 1969 roku Affinity jako kwartet zarejestrował kilka koncertowych utworów instrumentalnych, z których dziewięć ukazało się po latach na kompaktowym wydawnictwie „Live Instrumentals 1969„. Jest to zupełnie inne (mniej rockowe) granie – królują jazzowe i rhythm’ n’ bluesowe standardy. Tuż po tym Linda Hoyle powróciła do zespołu. W pełnym składzie, niejako na próbę, zarejestrowano nagrania demo: „I Am The Walrus” grupy The Beatles, własną piosenkę „You Met Your Match” i „All Along The Watchtower” Boba Dylana. Ostatecznie tylko to ostatnie nagranie znalazło się na debiutanckiej płycie zespołu, która ukazało się w czerwcu 1970 roku.
Pomimo przebytej operacji gardła, Linda Hoyle dała radę i zaśpiewała wybornie. Płycie „Affinity” nie brakuje rockowej ekspresji owianą ulotną mgiełką psychodelii, chociaż w muzyce słychać dużo nawiązań do jazzowych i rhythm’ n’ bluesowych klimatów. Sporo tu Hammondów w połączeniu z pięknymi partiami gitary. Każdy z tych utworów ma swój cudowny i niepowtarzalny klimat, więc naprawdę trudno mi wyróżnić tę jedną jedyną perełkę muzyczną. Organowe wariacje dominują w „Night Flight” (jedna z najpiękniejszych kompozycji na tej płycie), duże wrażenie robi nastrojowa i niezwykle przepiękna ballada „I Wonder If I Care As Much”, czy też bardzo spokojna, króciutka „Cocoanut Grove”. Podobne klimaty możemy dziś usłyszeć na bardziej współczesnych płytach (Solstice). Utwór „Three Sisters” kojarzyć się może z Van Der Graaf Generator. Nawet wokal Lindy brzmi tu trochę Hammilowo. No i zamykający całą płytę 11-minutowy „All Along The Watchtower” który powalił mnie przed wieloma laty na kolana. Zaczyna się wokalnym wejściem Lindy Hole, by już za chwilę ustąpić miejsce organom Hammonda. Dialog wokalistki z klawiszami przechyla się na stronę instrumentu, który zaczyna fantastyczną improwizację. Jest lekkość i precyzja. Gitara co jakiś czas podaje główny temat, ale to instrument Naiffa gra tu podstawową i pierwszoplanową rolę. Utwór tak wciąga, że kiedy dobiega końca, wierzyć się nie chce, że 11 minut minęły tak szybko! Warto dodać, że wszystkie aranżacje na instrumenty dęte i smyczkowe wykonał sam John Paul Jones z Led Zeppelin…
Pomimo interesującej muzyki, wysokich umiejętności technicznych muzyków, oraz przychylnych recenzji krytyków muzycznych album sprzedał się wówczas słabo. Wkrótce też, tuż przed planowanym tournee po USA, zespół opuścili Linda Hole i Lynton Naiff, a próba wskrzeszenie zespołu z nową wokalistką nie powiodła się. Po krótkiej serii klubowych koncertów drogi muzyków rozeszły się.
Po rozwiązaniu grupy chyba największą karierę zrobił Grant Serpell, który grając na bębnach w glam rockowym zespole Sailor doczekał się mega hitu „Girls, Girls, Girls” wykorzystany także w telewizyjnym serialu komediowym z udziałem Benny Hilla. Mo Foster udzielał się w różnych zespołach, ale żaden z nich nie wybił się ponad przeciętność. Lynton Naiff dziś jest znanym i rozchwytywanym aranżerem. O pozostałych członkach zespołu AFFINITY niestety nic mi nie wiadomo. Na szczęście pozostała z nami jedna z najpiękniejszych, wówczas niedocenionych, a dziś tak bardzo pożądanych muzycznych perełek tamtych lat. Warto zapoznać się z tą płytą, a jeszcze lepiej mieć ją na własność na swej półce.
„All along the watchtower” również zachwyciła mnie do tego stopnia że z wielką ciekawością sięgnęłam po płytę. A okładka … Cudo ! Jedna z najpiękniejszych, jakie widziały moje oczy .Pojęcia nie miałam, że zaprojektowana została przez tą samą osobę co w przypadku Black Sabbath czy Indian Summer. To moje ulubione okładki !:)
Magia! Prawda? Dzięki za komentarz 🙂
Trafiłem tu nieco okrężną drogą. Obejrzałem na znanym serwisie streamingowym ostatni wywiad Krzysztofa „Jarego” Jaryczewskiego, w którym powiedział że jako nastolatek w kanciapie u kolegi usłyszał „All along the watchtower” Hendrixa i od tej pory wiedział, że nic innego w życiu nie chce robić poza muzyką. Więc po latach wygrzebałem płytę Jimiego i na nowo odkryłem jego wykonanie. Potem dla porównania wysłuchałem Boba Dylana. I tak słuchając różnych lepszych lub gorszych coverów trafiłem na Affinity. I odleciałem. Szukałem coś o tym zespole i trafiłem tutaj. Zgadzam się ze wszystkim co piszesz. To jest genialne! Teraz nie pozostaje mi nic innego jak kupić płytę, o której wspomniałeś.
Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, ale jak widzę pokrętnymi ścieżkami zaprowadzą też tutaj. Cieszę się, że trafiłeś na mojego bloga, więc witam serdecznie. Piękna ta Twoja opowieść. Dodam, że niedawno ukazał się 4-płytowy box Affinity zawierający WSZYSTKIE dostępne nagrania grupy. Oczywiście nie omieszkałem go sobie postawić na półce.
Dziękuję za informację o boxie. Co do wykonań „All along the watchtower” to wg mnie nr 1 zajmuje Hendrix, nr 2 Affinity, nr 3 (autor) Bob Dylan, nr 4 Grateful Dead i nr 5 Neil Young. Ale to tylko moje skromne zdanie 🙂