MASTER’S APPRENTICES „Choice Cuts” (1971); „Nickelodeon” (1971); „A Toast To Panama Red” (1972)

O tym, że australijski rock z lat 70-tych miał się dobrze pisałem w październiku 2015 roku przedstawiając płyty takich zespołów jak Blackfeather, Buffalo, Kahvas Jute, czy też Tamam Shud. Dwa miesiące później trafiły do moich rąk trzy płyty grupy MASTER’S APPRENTICES. Na ich kompaktową reedycję czekałem kilka lat. Na szczęście moja cierpliwość została w końcu wynagrodzona.

Cała historia zaczyna się w 1965 roku, kiedy to do grupy The Mustangs grającej w pubach w Adelajdzie dołączył, pochodzący ze Szkocji , wokalista Jim Keays. The Mustangs grali muzykę instrumentalną w stylu The Shadows. Pod wpływem Keaysa zespół zainteresował się muzyką Johna Lee Hookera, Jimmiego Reeda, Elmore’a Jamesa, Muddy Watersa. Mustangs zmienili wkrótce nazwę na MASTER’S APPRENTICES, a wraz z nią zmienił się też ich styl. Zaczęli grać ostrego, garażowego rock and rolla w stylu Pretty Things i wczesnego Them Vana Morrisona. Z czasem kompozycje gitarzysty i autora tekstów Micka Bowera stały się bardziej wyrafinowane, refleksyjne i pomimo młodego wieku nad wyraz dojrzałe. Wydany w 1967 roku debiutancki album „Master’s Apprentices” zawierał świetny freakbeat w stylu The Yardbirds i Creation. Wyróżnić w nim można takie kompozycje Bowera jak „Wars Or Hands Of Time”, „Theme For A Social Climber”  czy „Tired Of Just Wandering”. Australijska prasa dostrzegła w nich duży potencjał określając zespół „największą nadzieją ostrego rock’n’rolla piątego kontynentu”. Niestety gitarzysta nie wytrzymał presji ciśnienia jakie na nim spoczęło i doznał załamania nerwowego. Za namową lekarzy odszedł od zespołu i zerwał wszelkie kontakty z show businessem. To był szok dla wszystkich. Przyszłość zespołu stanęła pod znakiem zapytania. Jim Keays postanowił jednak dalej kierować zespołem, który po kilku zmianach personalnych wydał w 1969 roku drugi album zatytułowany „Masterpiece”. Tym razem było w nim więcej popu w połączeniu z rockiem podlanym odrobiną psychodelii. Album być może trochę nierówny, na swój sposób jednak czarujący. Grupa zdobywała coraz większą popularność i uznanie krytyków. Koncerty gromadziły coraz większą publiczność. Repertuar stawał się bardziej zadziorny, wręcz hard rockowy, do którego  wprowadzali elementy rocka progresywnego, o dziwo nie rezygnując przy tym z pięknych i chwytliwych melodii. Utarło się powiedzenie, że  MASTER’S APPRENTICES są tym dla Australii kim The Doors byli dla Ameryki, a Rolling Stones dla Anglii. I kiedy wydawało się, że wszystko idzie w jak najlepszym kierunku, nagle nastąpił w grupie kryzys i pytanie: co dalej? 

Master's Apprentices w Londynie 1971r.
Master’s Apprentices w Londynie 1971r.

Poważnie myśleli o wyjeździe na stałe do Stanów. Stanęło jednak na tym, że wiosną 1970 roku zjawili się w Wielkiej Brytanii dając serię znakomicie przyjętych koncertów. Zaowocowało to bardzo szybko podpisanym kontraktem płytowym z wytwórnią EMI, co z kolei otworzyło im możliwość nagrania płyt w słynnych Abbey Road Studios. Miejscu magicznym,  gdzie swe płyty nagrywali w tamtym czasie The Beatles i Pink Floyd. W miejscu, w którym kreowano rewolucyjne dźwięki. I pewnie magia tego studia zadziałała także podczas pracy grupy MASTER’S APPRENTICES nad ich albumami. Pierwszy z nich okazał się objawieniem i wielkim skokiem artystycznym.

Master's Appretinces "Choice Cuts" (1971)
Master’s Appretinces „Choice Cuts” (1971)

Ten trzeci w dyskografii grupy album, „Choice Cuts”, to obłędne i całkiem melodyjne granie w klimacie Cream, Jethro Tull, Tamam Shud i Wishbone Ash. Łatwo wpadające w ucho melodie oparte na ciężkich gitarowych riffach Douga Forda. Płytę otwiera rewelacyjna trzyminutowa piosenka „Rio Di Camero”. Z akustycznymi, w stylu hiszpańskiego flamenco, zagrywkami gitary akustycznej i bardzo charakterystycznym, wysokim głosem wokalisty. Delikatnie zaczyna się także „Michael” – drugi utwór na płycie –  przerywany ostrymi jak brzytwa cięciami gitary elektrycznej wspartej ciężką sekcją rytmiczną  (Glenn Wheatley bg.; Colin Burgess dr.). Krótkie nagrania, ale ile się w nich dzieje. Groźnie jest w „Easy To Lie” z pulsującym, mocnym  basem i mrocznym śpiewem Keaysa a la Ozzy Osbourne. Granie jest wyrafinowane. Nawet w tak delikatnej balladzie jak „Because I Love You”  zespół nie wpada w sztampę. Ostrzejsze motywy wykonywane są ze swobodą, finezją i wielkim wyczuciem stylistyki rockowej. Na tej płycie nie ma nudy. I nie ma banałów! Dostrzegła to brytyjska prasa muzyczna, która wystawiła płycie rewelacyjne recenzje. Dodam jeszcze, że gustowną okładkę z eleganckim, wyściełanym skórą antycznym krzesłem i tajemniczą „bezcielesną” ręką trzymającą zapalonego papierosa zaprojektowała słynna firma Hipgnosis. Ta sama, która projektowała okładki dla Pink Floyd!

W Australii płyta „Choice Cuts” odniosła olbrzymi sukces, osiągając 11 pozycję na liście najlepiej sprzedających się albumów roku 1970, zaś single z utworami „Turn Up Your Radio” i „Because I Love You” zajęły odpowiednio 7 i 12 miejsce na tamtejszej liście „Top 20”. Po takim sukcesie zespół zrobił sobie urlop wyjeżdżając na antypody dając, niejako przy okazji, koncert w Teatrze Nickelodeon w Perth. Na całe szczęście ktoś wpadł na pomysł, by występ ten zarejestrować na taśmie z myślą opublikowania go później na płycie.

Master's Apprentices "Nickelodeon" (1971)
Master’s Apprentices „Nickelodeon” (1971)

Ten nagrany w listopadzie 1970 roku i wydany na winylu wyłącznie w Australii koncert należy do czołówki najlepszych „żywców”. Wolne, intensywne i ciężkie granie. Na dodatek niemal wszystkie kompozycje (pięć z sześciu zamieszczonych) nosiły premierowy charakter. Ten jedyny wyjątek to znana już i przebojowa piosenka „Because I Love You”. Utwory wykonywane są w mrocznym, wolnym tempie, przez co nabierają specyficznego, mosiężnego charakteru. Coś w stylu debiutu Black Sabbath, który na swej drodze spotyka Iron Butterfly, a może jeszcze mroczniej, jeszcze ciężej. Tak jest w otwierającym to wydawnictwo, doskonałym  „Future Of Our Nation”.  Dużo tu instrumentalnego, improwizowanego grania, a więc to, co osobiście uwielbiam na tego typu wydawnictwach. Uwagę zwraca „Evil Woman” znany z drugiej płyty brytyjskiego Spooky Tooth. Tutaj bardzo rozciągnięty w czasie. To jedna z najlepszych wersji jakie znam – najeżona świetnymi, gitarowymi improwizacjami, z dynamicznymi ostrymi zagrywkami przechodzącymi w wyciszone i natchnione impresje. Zespół był naprawdę w doskonałej formie. Błyszczą tu wszyscy. Nie tylko gitarzysta, ale również tętniąca życiem , potężna sekcja rytmiczna. No i ten wybijający się na plan pierwszy wysoki, charakterystyczny głos wokalisty Jima Keaysa. Pierwsza liga światowa!  Żałować należy tylko, że nie wydano go w Europie. Album ten bowiem śmiało można postawić na równi z takimi „żywcami” jak „Made In Japan” Deep Purple, czy „Live At Leeds” The Who.

Wrócili do Wielkiej Brytanii 15 maja 1970 roku i wkrótce potem w „Studio Nr.2” na Abbey Road zaczęli nagrywać  swoją czwartą studyjną płytę, Ukazała się ona w styczniu 1972 roku i nosiła tytuł „A Toast To Panama Red”.

Master's Apprentices "A Toast To Panama Red" (1971)
Master’s Apprentices „A Toast To Panama Red” (1971)

Już po pierwszym przesłuchaniu słychać, że zespół wciąż się rozwijał. Wszystkie nagrania nadal cechowała pewna niebanalna przebojowość, co absolutnie nie jest i nie powinno być zarzutem. Wciąż była to muzyka urzekająca swą melodyką, przemyślanym wykonaniem, do tego operująca dobrym klimatem. Zespół ewoluował w stronę coraz ambitniejszych rejonów. W nagraniu „Games We Play Part I” kolorytu dodało wprowadzenie chóru, a w jego części drugiej melodeklamacji. Pojawiły się też trąbki w „Love Is” zaś dźwięki akustycznej, 12-strunowej gitary, na której zagrał Doug Ford pochodziły z gitary wypożyczonej od samego Hanka Marvina z The Shadows, którego tak uwielbiał Ford. Słychać też echa muzyki Led Zeppelin, Black Sabbath i Wishbone Ash. Moim zdaniem trudno wyobrazić sobie lepsze , klasyczne rockowe granie niż to zaprezentowane na tym albumie. Zespół wypracował swój własny styl z porywającą i emanującą szczerym entuzjazmem syntezę tego, co w muzyce rockowej jest najlepsze. Czy można wyobrazić sobie lepszą mieszankę?

Niestety album przepadł w Wielkiej Brytanii. Trudno dziś ocenić, co było tego przyczyną. Brak reklamy, może słaba promocja? Bo przecież nie brakowało muzykom ani talentu, ani muzycznej wyobraźni, ani tym bardziej wysokich umiejętności. Ian McFarlane w swojej „Encyklopedii australijskiego rocka i popu” (1999r.) napisał, że album „A Toast To Panama Red” był „…jednym z wielu bezpowrotnie straconych skarbów australijskiego rocka progresywnego tamtej epoki”. Niestety – miał całkowita rację.

Przepadł też zespół MASTER’S APPRENTICES poszerzając grono wykonawców, którym nie udało się zaistnieć w świadomości szerszego grona odbiorców. I w sumie trudno mi zrozumieć dlaczego ten wspaniały i kryminalnie niedoceniany zespół nie stał się wielki poza Australią…

2 komentarze do “MASTER’S APPRENTICES „Choice Cuts” (1971); „Nickelodeon” (1971); „A Toast To Panama Red” (1972)”

  1. Games we play 1&2 – jeden z utworów mojego życia. Stawiam go obok takich monumentów jak Saucerful of secrets, Flight, Starless, itp. Nieziemskie brzmienie, cudowna melodyka, obłędne instrumentarium i wokal (czy w zasadzie oprawa wokalna) – wykonanie powala na kolana. Dla takich właśnie kawałków chce się iść do nieba – tam grają takie przez cały czas… (choć czasu tam nie ma;))
    PS.: w mojej głowie ten utwór jest splątany z utworem Bijelo Dugme – Kad bi bio bijelo dugme (też genialnym). Spuścizna pamiętnej nocy, gdy Tomasz Beksiński prowadziła audycję z Jackiem Leśniewskim. Dreszcze na plecach gdy o tym myślę…

    1. Pamiętam ich wspólnie prowadzone nocne „trójkowe” audycje. To w jednej z nich po raz pierwszy usłyszałem album „Sacriface” Black Widow i wiele innych zapomnianych pereł rocka z lat 60/70. I powiem szczerze – brakuje mi dziś takich radiowych nocnych wieczorów…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *