Pionierzy hard rocka Ameryki Łacińskiej. PAX „May God And Your Will Land You And Your Soul Miles Away From Evil” (1972)

Siedmioletni Enrique „Pico” Ego Aguirre mieszkający z rodzicami w peruwiańskiej stolicy Limie swoją muzyczną edukację rozpoczął nauką gry na fortepianie. Miłością do gitary zapałał mając lat czternaście. Ojciec, miejscowy muzyk jazzowy, pokazał mu kilka chwytów gitarowych i od tego momentu „Pico” nie rozstawał się z instrumentem. Gitara odkryła przed nim nowy świat, a później rockowe brzmienie. Nie wiem, gdzie musiał przystawiać ucho, ale szybko jego idolem stał się Ritchie Blackmore do którego wkrótce dołączyli inni: Page, Clapton, Beck, Hendrix, Santana… „Pico” grał już wtedy w Los Shain’s – jednym z najważniejszych zespołów złotego wieku peruwiańskiego rock’n’rolla lat 60-tych, z którym w latach 1966-68 nagrał cztery longplaya i kilkadziesiąt singli.

Debiutancki album Los Shain’s z 1966 roku z „Pico” Aguirre w składzie.

Brytyjska Inwazja na Amerykę odbiła się echem także w całych Andach. Młodzieniec zachłysnął się muzyką i brzmieniem The Yardbirds, Deep Purple, Black Sabbath, Uriah Heep, Cream, Led Zeppelin…  Z Los Shain’s nie było szans na zmianę stylu, więc pod koniec 1968 roku pożegnał kolegów chcąc odkrywać nowe horyzonty. Szybko zebrał wokół siebie nowych muzyków, z którymi założył Los Nuevos Shain’s, zespół mający w założeniach grać muzykę w stylu Santany, Iron Butterfly i Jimi Hendrixa. Porzucili szyte na miarę garnitury na rzecz kolorowych, hipisowskich strojów, a swój repertuar oparli na coverach The Yardbirds i własnych kawałkach kompletnie ignorując przeboje wylansowane przez Los Shain’s, czego domagała się koncertowa publiczność.  Grupa przetrwała rok wydając dużą płytę „Los Nuevos Shain’s” (1969) i EP-kę zawierającą m.in. „Wicked World” – jeden z najwcześniej nagranych coverów Black Sabbath jakie kiedykolwiek słyszałem! Jej rozpad pod koniec roku stworzył podwaliny pod nowy projekt, tym razem oparty na hard rocku. Tak powstał kwartet PAX  (łac. Pokój). Nad peruwiańską ziemię nadciągały grzmoty i błyskawice – oznaki muzycznej burzy niosąc nowinę: w Ameryce Łacińskiej pojawił się pierwszy hard rockowy zespół.

Kwartet Pax  powstał w stolicy Peru, Limie. (1972)

W nowym zespole u boku lidera pojawili się wokalista Jaime „Pacho” Oure Moreno (brat popularnego peruwiańskiego piosenkarza pop, Gustavo Moreno), przybyły ze Stanów basista Mark Aguilar, oraz pochodzący z Cuzco znakomity perkusista i charyzmatyczny muzyk  Miguel Flores. Ten ostatni podczas koncertów miał zwyczaj występować ubrany w poncho i w serdaku (tak jak mieszkańcy gór Cuzco), pod którymi nosił koszulę z… błyszczącymi, srebrnymi cekinami w stylu glam.

Przez kolejne dwa lata grupa odbyła liczne koncerty z nowymi i ciekawymi zespołami peruwiańskimi spod znaku psychodelii i rocka progresywnego: El Alamo, La Nueva Cosecha, Telegraph Avenue szybko zdobywając nieprawdopodobny rozgłos. Tak ciężkiego rocka nikt tu dotychczas nie grał… W czerwcu 1972 roku, tuż po kolejnej trasie z debiutującą na scenie grupą Tarkus nagrali singla „Firefly” („Luciérnaga”)/„Resurrection Of The Sun”(„Resurrreción Del Sol”) wydany przez działającą do dziś krajową wytwórnię Sono Radio. Mała płytka była forpocztą dużej. Longplay o niezwykle długim tytule May God And Your Will Land You And Your Soul Miles Away From Evil” (Niech Bóg i wola twoja zabiorą ciebie i twoją duszę daleko od zła) ukazał się we wrześniu 1972 roku. Ciekawostką jest to, że  zespół nagrał ją w stołecznym Estudio de Radio1 dwa lata wcześniej, w październiku 1970 roku… Okładkę zaprojektował Miguel Flores manifestując tym samym sprzeciw wobec dyktatury generała Juana Velasco Alvarado, który przejął władzę w Peru w 1968 roku.

Front okładki jedynej płyty grupy Pax  (1972).

Silny wpływ, szczególnie brytyjskich zespołów blues rockowych i hard rockowych był częścią siły twórczej muzyków PAX, którzy z powodzeniem stworzyli autorski materiał. Ten album NAPRAWDĘ błyszczy gitarowymi riffami, świetnym melodyjnym wokalem i doskonałą, ostrą sekcją rytmiczną, co pokazał już singiel „Firefly”, a potwierdził otwierający go „A Storyless Junkie”, numer z przesłaniem dla ludzi uzależnionych od narkotyków. Słychać, że oba kawałki są pod silnym wpływem Black Sabbath; ciężka gitara, wręcz doom metalowe riffy i solówki inspirowane Tonym Iommi… Pomysł na starego dobrego rock and rolla wyszedł od Marka Aguilara i to on jest twórcą „Rock An’ Ball”. Chociaż otwierający całość gitarowy riff zainspirowany jest kawałkiem „Manic Depression” Jimi Hendrixa basista przemyca tu brzmienie Jeffa Becka z „I Ain’t Superstitious”, zaś w refrenie słychać glam rockowy Slade. Całkiem bogato jak na cztery i pół minuty…  Z kolei „Green Paper (Toilet)” to bardzo hipisowski, lekki i całkiem przyjemny utwór, a gitarowa solówka w stylu country na zakończenie jest naprawdę świetna! Inspirowany Hendrixem  psychodeliczny „Sittin’ On My Head” z użyciem pedału wah wah przechodzi w umiarkowane tempo, dopiero gdy wchodzi wokal. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że muzycy mieli talent do pisania fajnych melodii wokalnych, które podparte riffami i gitarowymi solówkami szybko zapadają w pamięć.

Tył okładki oryginalnego longplaya.

Z tytułem takim jak  „Deep Death” nie ma wymówki i trzeba iść na całość. Uwielbiam tę wymianę basów z bębnami na wstępie. To chyba najfajniejsza rzecz na świecie i myślę, że Hawkwind i Amon Duul II byliby bardzo dumni! Ten psychodeliczny jam rozwija się po chwili w jeden z najcięższych utworów na płycie z chrupiącym riffem w stylu Black Sabbath i z klawiszami inspirowanymi Deep Purple pośrodku, co już samo w sobie jest niesamowite. Na szczęście nie jest to destrukcyjne choć są momenty, w których czuć nadchodzącą zagładę… „For Cecilia” to piękna ballada, która tylko utwierdza mnie, że mamy do czynienia z niesamowicie utalentowanymi artystami. Ta profesjonalnie zagrana muzyka rockowa jest zbyt dobra, żeby o niej zapomnieć. W pamięć zapadają delikatne, klasyczne aranżacje, ale niezwykłe jest to, że utwór nagle przechodzi w cięższy, gitarowy jam, podczas gdy orkiestracja przybiera podniosły klimat. Kolejny, niesamowicie fajny moment… O tonę (1000 kg.) cięższy „Pig Pen Boogie” ze świetną gitarą  i perkusją jest kolejnym mocarnym utworem, mimo że zaczyna się jak blues rockowe boogie. Solówka na gitarze przypomina mi styl Ritchiego Blackmore’a co przydaje temu żywiołowemu rockerowi dodatkowego drapieżnego pazura. Płytę kończy „Shake Your Ass”, krótki (1:09) żart muzyczny w stylu The Kinks. Zaczyna się zabawnie i optymistycznie, ale kończy się niepokojącym, zupełnie niecodziennym „rechotaniem lalek”. Cóż, muzycy jak małe dzieci, potrafią się czasem powygłupiać. Przymykam na to oko – wszak pionierom peruwiańskiego hard rocka i całej Ameryki Łacińskiej takich rzeczy się nie wypomina!

Tył okładki kompaktowej reedycji z 2008 roku.

Płyta „May God And Your Will…” była w przeszłości wznawiana na CD bodaj trzy razy. Ostatni raz w 2016 roku przez firmę Repsychled specjalizującą się w ponownym wydawaniu peruwiańskich perełek, która zawiera stronę A i B singla „Firefly”. Dużo więcej bonusów (aż siedem!) znajdziemy na kompaktowej reedycji niemieckiej wytwórni Walhalla z 2006 roku. Oprócz wspomnianego singla mamy tu nagrania zrealizowane w latach 1973- 1975. Tym razem są to same covery. O ile „Smoke On The Water” Deep Purplei „Radar Love” Golden Earing bliskie są oryginałom i nie wnoszą nic nowego do stylu grupy to już wersja „Mr. Skin” Spirit jest dużo ciekawsza. Nie mniej to „Exorcism” Billy Cobhama i „Dark Rose” Brainbox biją na głowę oryginały. Pierwszy to wpadający w ucho funk z niesamowicie ciężkim gitarowym solem trwającym bez przerwy kilka minut. Z kolei  Dark Rose” przypomina mi nieżyjącego już wielkiego Rory Gallaghera zarówno w grze na gitarze jak i pod względem wokalnym. Tym razem gitarzysta zagrał solo z niezwykłą pasją, które dosłownie wyciska łzy z oczu, ale najbardziej niezwykłe jest to, że jest to inny rodzaj solówki gitarowej w porównaniu do „Egzorcyzmu”. Ci młodzi ludzie mieli talent, który wykraczał daleko poza jeden styl i ten album to pokazał. A żeby docenić jego siłę i wielkość przychylę się do słów Enrique „Pico” Ego Aguirre, który sugeruje, by „(…) słuchać go najgłośniej jak tylko się da”. Sprawdziłem. Inaczej się nie da!

Jedno z ostatnich zdjęć grupy przed jej rozwiązaniem (1974)

Dobrze zapowiadająca się kariera PAX została zniszczona przez rząd generała Alvarado, który od przejęcia władzy w 1968 roku nękał zespoły rockowe widząc w nich całe zło zagrażające porządek publiczny, w muzykach zaś upatrywał potencjalnych przywódców kontrrewolucji. W 1974 roku wydał rozporządzenie o zakazie występów (także telewizyjnych) wykonawcom rockowym pod karą więzienia. a rok później zmusił wszystkie do rozwiązania.

„Pico” Aguirre przeczekał trudny okres w tzw. „podziemiu” angażując się w kilka „nie rockowych” projektach muzycznych. W 1977 roku jako PAX powrócił raz jeszcze na scenę, ale już z innymi muzykami. Mimo, że kontynuował działalność także w późniejszych latach (ostatnio w 2008 roku) nie nagrał żadnej płyty. Mark Aguilar powrócił do Stanów, gdzie w latach 1992-2012 był członkiem legendarnej grupy Jefferson Starship. Obecnie mieszka na Florydzie. Miguel Flores założył szkółkę muzyczną Ave Acustica kształcąc w niej młodych perkusistów. Do dziś komponuje muzykę teatralną, filmową i taneczną.