THE STRAWBS jest jedną z tych muzycznych grup, która przez blisko pół wieku swojego istnienia (z krótką przerwą w latach 1980-1983) do dziś hołubiona jest przez brytyjskich fanów. a określenie zespół kultowy w ich przypadku absolutnie nie jest nadużyciem. Powstali w 1964 roku jako akustyczny zespół folkowy zmieniając przez lata nie tylko style muzyczne, ale i skład, którego rdzeniem od samego początku był gitarzysta i wokalista Dave Cousins. Wydali blisko 30 dużych płyt (nie licząc składanek), z których najnowsza, „Settlement”, ukazała się 26 lutego 2021 roku! Nie ukrywam, że i ja zaliczam się do grona sympatyków The Strawbs, chociaż z całej bogatej dyskografii zespołu przedkładam te płyty, które powstały w latach 70-tych. Pięć z nich, do których czuję wielki sentyment i do których zawsze wracam z wielką radością przedstawiam poniżej.
„JUST A COLLECTION OF ANTIQUES AND CURIOS” (A&M 1970).
Jak już wcześniej napisałem, The Strawbs powstał w lat 60-tych jako akustyczny zespół folkowy. Jednak Dave Cousins miał znacznie większe ambicje i wkrótce zatrudnił sekcję rytmiczną John Ford/ Richard Hudson z Velvet Opera i nieznanego wówczas Ricka Wakemana, aby skierować grupę na bardziej progresywny kierunek. „Just A Collection Of Antiques And Curios” był trzecim albumem zespołu, ale pierwszym interesującym z progresywnego punktu widzenia. Właściwie był to album „na żywo”, z nowymi muzykami i premierowymi utworami za wyjątkiem (bardzo rozszerzonej) wersji „Where Is This Dream Of Your Youth” z debiutanckiego albumu „Strawbs”. Trzeba przyznać, że Cousins bardzo ryzykował. Czy się opłaciło..? Pragnienie lidera, by stać się bardziej progresywnym, najlepiej słychać w 12-minutowej „The Antique Suite”, podzielonej na kilka części, zdominowanych przez klawesyn Wakemana, kongi Richarda Hudsona i bardzo charakterystyczny głos Cousinsa, który zawsze był znakiem rozpoznawczych The Strawbs. Wspomniana wcześniej wersja „Where It This Dream Of Your Youth” zawiera długą i fantastyczną solówkę organową Wakemana, którą z pewnością można uznać za jedną z jego najlepszych. Klawiszowiec podbił serca fanów utworem zatytułowanym „Temperament Of Mind”, który w zasadzie jest jego solową improwizacją i sprawił, że muzyka klasyczna stała się popularna wśród rockowych odbiorców, a Ricka Wakemana okrzyknięto czarodziejem klawiszy. Reszta albumu to trzy ballady folkowe, z których najlepszą jest „Song Of A Sad Little Girl” – czarujący numer, tak bardzo typowy dla Strawbs tamtych czasów. Melodyjny i jednocześnie mocny „Martin Luther King’s Dream” zawiera cytaty z ostatniego przemówienia pastora tuż przed jego tragiczną śmiercią, zaś „Fingertips” to nieco psychodeliczny kawałek z sitarem, na którym zagrał Hudson. Na pytanie „czy ryzyko się opłaciło?” odpowiem: TAK! Na tym albumie, który był początkiem ewolucji zespołu w kierunku progresywnego rocka zbliżyli się do jednego z podręcznikowych opisów tego, czym on jest.
„FROM THE WITCHWOOD” (A&M 1971).
Ostatni album Strawbs, w którym Wakeman był pełnoetatowym członkiem, został nagrany w pewnych (delikatnie mówiąc) niefortunnych okolicznościach, z dużą wrogością między kilkoma członkami zespołu. „From The Witchwood” dowiodło, że zespół w tym momencie wciąż znajdował się w fazie przejściowej i szukał swojego ostatecznego brzmienia i stylu. Mimo to, album zawierał fajny folk rock z progresywnymi tendencjami, głównie za sprawą Wakemana. Niektóre utwory stały się standardami i przez długie lata grane były na koncertach. Najbardziej znanym jest „The Hangman And The Papist” z jednym z najsilniejszych i najbardziej rozdzierających serce tekstów Cousinsa opowiadającym o kacie, który ma wykonać wyrok na swoim bracie skazanym za przekonania religijne. Gdy Cousins śpiewa emocjonalnym głosem „Forgive me God we hang him in thy name” (wybacz mi Boże, że powiesimy go w twoim imieniu) zawsze przechodzi mnie zimny dreszcz… „In Among The Roses” i utwór tytułowy z ładną melodią i atmosferą, która ładnie pasuje do tytułu wskazują na folkowe wpływy. Znacznie cięższy, rockowy „Sheep” zawiera świetną, choć krótką solówkę organową prowadzącą do melancholijnego zakończenia. Jednak moim osobistym ulubionym kawałkiem jest oszałamiająco piękny „The Shepherd’s Song” – trudno mu się oprzeć! Na Wyspach „From The Witchwood” to jeden z najbardziej lubianych albumów Strawbs. Mój ulubiony przyjdzie trochę później…
„GRAVE NEW WORLD” (A&M 1972).
Rick Wakeman opuścił grupę rok wcześniej dołączając do Yes. Jego miejsce zajął Blue Weaver. Z nowym składem zespół w końcu rozwinął swój charakterystyczny, melodyjny rock progresywny z mocnymi folkowymi korzeniami. Tak więc „Grave New World” był w pełni pierwszym symfonicznym albumem zespołu i dla wielu pozostaje najlepszym ich wydawnictwem tego okresu, a już na pewno najbardziej ambitnym i najmniej pretensjonalnym. Oryginalna płyta winylowa została zapakowana w fantastyczną, otwieraną „na trzy” okładkę wraz z piękną książeczką. Piosenki są raczej krótkie i niezbyt skomplikowane jak na progresywny rock. Ale ich siła tkwi w bardzo mocnych melodiach i zachwycających aranżacjach pełnych organów, melotronu, smakowitej akustycznej i elektrycznej gitary, oraz pięknych folkowych harmonii wokalnych. Kolejną cechą zespołu były znakomite, dające do myślenia teksty Cousinsa. Zdradzały one pełnię świadomości społecznej i często (zwłaszcza na tym albumie) miały podtekst religijny. „Benedictus” i „The Flower And The Young Man” to dwie najbardziej wzruszające i piękne piosenki w repertuarze Strawbs, podczas gdy dramatyczny utwór „New World”, z genialną zamianą słowa „brave” na „grave”, był ciętym i surowym komentarzem na temat ówczesnego konfliktu w Irlandii Północnej. To prawdopodobnie najpotężniejszy utwór Strawbs jaki stworzyli. Gdy Dave Cousins śpiewał „Obyś zgnił w swoim grobie, Nowym Świecie”, musiała boleć go szczęka od mocno zaciśniętych z emocji zębów… W „Queen Of Dreams” grupa eksperymentuje z taśmami odtwarzanymi od tyłu. Ten ambitny, acid rockowy, ale nieco chaotyczny w środkowej części numer kojarzyć się może z Tangerine Dream, lub Popol Vuh choć całość opiera się w sumie na prostej i przyjemnej melodii z pięknym melotronem. Za to „Tomorrow” jest najbardziej progresywnym utworem i przypomina po trosze ciężki Genesis. Na albumie znalazło się też kilka bardzo krótkich, akustycznych i całkiem miłych dla ucha kawałków pełniąc rolę przerywników pomiędzy ciemniejszymi tonami głównych dań. Sytuacja, gdzie folkowe korzenie były coraz mniej widoczne z każdym nowym albumem, nie spodobała się Tony’emu Hooperowi, który po jego nagraniu odszedł (przynajmniej na jakiś czas) z zespołu. Jednak dla większości fanów był to kolejny ważny krok do przodu. Jeśli więc ktoś chciałby zacząć przygodę z muzyką The Strawbs namawiam, by zaczął od tego albumu.
„BURSTING AT THE SEAMS” (A&M 1973).
„Bursting At The Seams” okazał się najlepiej sprzedającym się i najbardziej znanym albumem Strawbs, a to za sprawą chwytliwego i energicznego nagrania „Lay Down”, który szybko zapada w pamięć. Z kolei im mniej mówi się o popowym „Part Of The Union” tym lepiej. Co prawda był to ogromny hit, który niespodziewanie dla wszystkich stał się hymnem związków zawodowych w Wielkiej Brytanii, ale zafałszował wizerunek grupy. Podejrzewam, że to był muzyczny żart, który wymknął się Dave’owi Cousinsowi spod kontroli. Na całe szczęście siłą tego longplaya były dłuższe i bardziej złożone utwory. „Down By The Sea” jest jednym z moich absolutnych faworytów. Zaczyna się motywem gitarowym, do którego dołącza potężnie brzmiący chór przechodzący z kolei do spokojnej, przyjemnej części akustycznej, a potem… BANG! Niezwykle chwytliwy hard rockowy riff wprowadza bardzo zaskakującą zmianę brzmienia. Cousins przekonująco śpiewa o ciężkim życiu rodzin rybaków, podczas gdy klawisze budują potężne, orkiestrowe brzmienie. W finale powraca temat otwierający zagrany wspólnie z orkiestrą symfoniczną. Moim zdaniem to najbardziej dynamiczny kawałek symfonicznego prog rocka jaki udało się The Strawbs nagrać! Pierwsza część „Tears And Pavan” przesiąknięta (znowu) dźwiękiem melotronu jest najbardziej depresyjnym i najciemniejszym momentem na albumie. Na szczęście kontrastująca z nią część druga, z elżbietańskim klawesynem, hiszpańską gitarą i radosnym folkowym klimatem jest już bardziej optymistyczna. Są na tej płycie też piękne i klimatyczne piosenki, choćby takie jak „Lady Fuschia” i „The Winter And The Summer”, a otwierający całość utwór „Flying” jest kolejnym, wzorcowym przykładem tego, jak zespół potrafił zespolić folk z symfonicznym rockiem progresywnym tworząc własne niepowtarzalne brzmienie i styl. Pomimo wpadki z popowym hitem, o którym wspomniałem wcześniej, ten album był popisem wielkiego gustu muzycznego Cousinsa i jego kolegów.
„HERO AND HEROINE” (A&M 1974).
Strawbs doświadczyło dramatycznych zmian personalnych w 1974 roku, kiedy Dave Cousins i Dave Lambert nagle okazali się jedynymi członkami zespołu. Szybko jednak zebrali nowy skład i kontynuowali działalność jakby nic się nie wydarzyło i wydali krążek „Hero And Heroine”. Okazało się, że stworzyli bardzo mocny, równy album bez wypełniaczy zawierający dwa najlepsze utwory w swej historii. Mam na myśli utwór otwierający „Autumn” i tytułowy „Hero And Heroine”. Ten pierwszy, mini suita i prawdziwa perełka rocka progresywnego, zawiera wszystkie klasyczne elementy gatunku. Przede wszystkim jest tu to co uwielbiam, czyli prawdziwa orgia klawiszy (melotron) wyczarowana przez klasycznie wyszkolonego Johna Hawkena kompletnie ignorującego folkowe korzenie grupy. Łagodny, klimatyczny nastrój i piękne harmonie wokalne podkreślają teksty o miłości i przemijaniu… Utwór tytułowy to genialny kawałek z riffem melotronu, którego pewnie Tony Banks i Rick Wakeman mogliby tylko pozazdrościć. Cousins daje tutaj jeden ze swoich najlepszych technicznie występów wokalnych artykułując tekst w świetnym tempie… Wyluzowane „Midnight Sun” i „Out In The Cold” to klimatyczne i przyjemne piosenki, ale już potężny „Round And Round” z niepokojącym tekstem :„Przeciągnąłem ostrze po moim nadgarstku, żeby zobaczyć, jak to będzie” jest najcięższym utworem na albumie i stanowi między nimi spory kontrast… „Shine On Silver Sun” był kolejnym hitem, ale w przeciwieństwie do „Part Of The Union” tym razem dumnie prezentował się jako typowo klasyczny utwór grupy przesiąknięty brzmieniem klawiszy, z podnoszącym na duchu refrenem i mocną melodią. Zapadająca w pamięć ballada, „Sad Young Man” rezygnuje z folkowo angielskich tradycji na rzecz soczystej melodii symfonicznej, a wprowadzenie el-piano rewelacyjnie zadziałało na jej brzmienie. Podsumowując: „Hero And Heroine” jest jednym z najlepszych wydawnictw Strawbs. Nie ma tu słabego utworu, piosenki są generalnie proste i przystępne, ale z głębią, która przeczy ich pozornej prostocie. Słowem – arcydzieło!
Te pięć klasycznych płyt The Strawbs to nie tylko najważniejsze pozycje w dorobku zespołu, ale też przykład jak w tamtym czasie śmiało ewoluowała muzyka łącząc odległy gatunkowo od siebie, folk z symfonicznym brzmieniem. To pozycje z gatunku must have każdego szanującego się fana (nie tylko) progresywnego rocka.