Grupa Fairport Convention jest dla brytyjskiej muzyki tym, czym dla hard rocka Led Zeppelin, a dla progresywnego rocka Pink Floyd. Byli i są częścią brytyjskiej rodziny królewskiej folk rocka. Ikoną folku, którego początki sięgają głębokiego średniowiecza, a jego fenomen nieprzerwanie trwa do dziś. Zespół, założony w 1967 roku pomimo wielu roszad personalnych działa na scenie do dnia dzisiejszego (poza kilku letnia przerwą w latach1979-1985) utrzymując wciąż wysoki poziom artystyczny. Pierwszy poważny roszadowy wstrząs miał miejsce w 1969 roku, kiedy to z grupą pożegnał się jej współzałożyciel, Ashley Hutchings i tuż po wydaniu znakomitego albumu „Liege And Lief”. Jak później powiedział, chciał wskrzesić stare pieśni ludowe w swoim własnym zespole.
Zawsze było dla mnie zagadką, dlaczego Hutchings wybrał Woodsów do swojego angielskiego projektu muzycznego, skoro byli Irlandczykami. Wcześniej zwrócił się do Dave’a i Carole Pegg, pary o podobnych poglądach, głęboko zanurzonej w tradycyjnych brytyjskich pieśniach. Odrzucili ofertę, decydując się na założenie własnego zespołu, Mr. Fox. Niezrażony Hutchings zrekrutował byłego gitarzystę i banjoistę Sweeney’s Men, Terry’ego Woodsa, który z kolei polecił swoją żonę Gay jako wokalistkę. Ale nie była to jedyna para, która dołączyła do grupy. Duet Tim Hart i Maddy Prior mający już na koncie dwa albumy folkowe od wielu lat grali i występowali na największych festiwalach folkowych. Rozlokowali się w domku Ashleya we wsi Wiltshire, aby sprawdzić się na luźnej próbie. Maddy Prior: „Próbowaliśmy piosenek, które nam się podobały. Terry i Gay zagrali „Dark-Eyed Sailor”, my zrobilibyśmy coś w rodzaju „Copshawholme Fair” i stwierdziliśmy, że to zadziała.” Rezultat – narodził się Steeleye Span, który wziął swoją nazwę od, jakżeby inaczej, postaci z piosenki ludowej „Horkstow Grange”.

Wykorzystując niedawny sukces Hutchingsa z Fairport Convention, zespół zapewnił sobie usługi doskonałego producenta i menedżera Sandy’ego Robertona. Po trzech miesiącach prób, kłótni i wybierania utworów gotowi byli nagrać swój debiutancki album. 31 marca 1970 roku, w dniu rozpoczęcia sesji nagraniowych, wystąpili w programie BBC „Top Gear” prowadzonym przez Johna Peela. To był pierwszy i jedyny występ na żywo w jego oryginalnym składzie. Niestety nikt tego nie nagrał…
Album „Hark! The Village Wait” został wydany w czerwcu tego samego roku. Jego tytuł jest reliktem brytyjskiego folkloru. Waites to muzycy, zazwyczaj grający na dętych, którzy w średniowieczu pełnili funkcję orkiestry miejskiej podczas wszelkich ceremonii i świąt. Angielska wieś była zbyt uboga, by utrzymać taką trupę, więc czekanie, o którym tutaj mowa to najprawdopodobniej późniejsze Christmas Waits, o których w swoich wierszach wspominał angielski poeta Thomas Hardy.

„Hark! The Village Wait” sam w sobie jest arcydziełem, na którym słyszymy znane piosenki takie jak „The Blacksmith”, „Blackleg Miner” i „Dark-Eyed Sailor”, które z powodzeniem mogłyby być śpiewane a capella na wielogłosy, lub solo z gitarą. Tu pojawiają się w rockowym wydaniu z basem, perkusją, gitarą elektryczną w towarzystwie banjo, skrzypiec, harfy elektrycznej, mandoliny. Brzmią wspaniale. Steeleye Span nagrali później wiele świetnych albumów, ale dla mnie ten pozostaje klejnotem w królewskiej koronie.
Moja ulubiona piosenka? Bez wątpienia „The Blacksmith”. Maddy Prior, która śpiewa główny wokal w tym utworze, otrzymała entuzjastyczne recenzje. Karl Douglas w Melody Maker napisał: „Boże, jak ta dziewczyna potrafi śpiewać! Sposób, w jaki przesuwa swój głos przez interwały leżące między czarnymi i białymi klawiszami fortepianu, używając tego samego rodzaju glissanda, które słyszysz u dobrego irlandzkiego dudziarza jest po prostu fenomenalny!”
Życie na odludziu praktycznie z obcymi dla siebie osobami, oraz mała przestrzeń życiowa nie gwarantowała dalszej przyjaźni. Pojawiły się również nieporozumienia co do kierunku muzycznego. Ostatecznie Gay i Terry Woods opuścili Steeleye Span. Ich miejsce zajęli Martin Carthy i Peter Knight, dwóch fantastycznych muzyków, którzy poprowadzili zespół przez kolejną fazę lat 70-tych, ale to historia na inny artykuł.

Ashley Hutchings nie był jedyną osobą, która w 1969 roku opuściła Fairport Convention. Tą drugą była wokalistka, Sandy Denny. Coraz bardziej płodna autorka tekstów stwierdziła, że w kontekście grupy, która skupiała się na bardziej tradycyjnych piosenkach nie było miejsca na jej autorski materiał. Ponadto jej strach przed lataniem był główną przeszkodą by wziąć udział w planowanej przez zespół trasie koncertowej po USA w przyszłym roku. Wraz ze swoim partnerem, piosenkarzem i autorem tekstów, Trevorem Lucasem, postanowili założyć własny zespół. Pierwszym rekrutem był kolega Lucasa z zespołu Eclection, perkusista Gerry Conway. Skład został sfinalizowany gdy dołączyli do nich gitarzysta Jerry Donahue i basista Pat Donaldson. Nazwali się Fotheringay, od piosenki, którą Sandy napisała i zaśpiewała na albumie Fairport Convention z 1968 roku, „What We Did On Our Holidays”. Fotheringay to także zamek, w którym więziono Marię, królową Szkotów.

Ćwiczyli w domu Sandy, gdzie zainstalowano pianino – instrument, którego coraz częściej używała do pisania piosenek. Jej siłą było tworzenie pięknych melodii i wdzięcznych akordów. Chociaż zespół miał demokratyczny charakter, Gerry Conway wyraźnie pamięta, kto prowadził zespół artystycznie. „Nie było lidera jako takiego, ale ja czułem, że Sandy była nauczycielką, a ja uczniem.” Jedyna płyta Fotheringay, której producentem był Joe Boyd ukazała się w czerwcu 1970 roku.

Znalazło się na niej dziewięć kompozycji z czego pięć napisanych przez wokalistkę. „Nothing More” jedyny utwór na albumie, w którym fortepian pojawia się jako główny instrument jest jednym z najbardziej błyszczących przykładów doskonałości prog folku na jaki kiedykolwiek trafiłem. Sandy była naprawdę kimś wyjątkowym i to bez względu na to z jakim zespołem występowała. „The Sea” brzmi jak fundament jednej z najlepszych piosenek The Allman Brothers Band i jestem pod wielkim wrażeniem tej wielowarstwowej kompozycji, za to niesamowity ” The Pond And The Stream” z gitarami granymi kostką, z basem i perkusją wspartymi delikatnym głosem wokalistki pasuje do Joni Mitchell. Co ciekawe, najważniejszym osiągnięciem tego albumu okazała się ośmiominutowa i jedyna w tym zestawie tradycyjna piosenka „Banks Of The Nile” o brytyjskiej kampanii przeciwko armii Napoleona w Egipcie. Wcześniej, w 1956 roku wykonał ją Ewan MacColl, któremu akompaniowała Peggy Seeger na gitarze. Wokale Sandy Denny podparte pięknym akompaniamentem gitarowym Trevora Lucasa i Jerry’ego Donahue są tutaj epickie. Heather Wood, wokalistka The Young Tradition nie kryła satysfakcji: „Sandy nauczyła się tego od nas, ale nadała mu własne niepowtarzalne piętno. Ta wersja robi wielkie wrażenie.” Piosenka w interpretacji Fotheringay przykuła uwagę wielu folkowych artystów w tym Martina Carthy’ego, Shirley Collins, Lindy Thompson i Ashleya Hutchings. Richard Williams w Melody Maker napisał: „To prawdopodobnie najlepszy folk rockowy numer jaki kiedykolwiek słyszałem choć reszta albumu niewiele od niego odstaje. To jest droga, którą powinna podążać brytyjska muzyka.”
Niestety Fotheringay nie przetrwał długo. Rosnąca presja ze strony wytwórni płytowej, aby rozpocząć karierę solową zmusiła Sandy do rozwiązania grupy. Po zaledwie kilku występach i po rozpoczęciu nagrywania materiału na kolejny album, zespół przestał istnieć. Trevor Lucas: „Każdy muzyk ma w swoim życiu zespół, z którym najbardziej lubi grać, w którym czuje, że jest najbardziej kreatywny, najbardziej ekspresyjny. Dla nas wszystkich był to Fotheringay.”
W 1971 roku Sandy w duecie z Robertem Plantem zaśpiewała „The Battle Of Evermore”, utwór, który znalazł się na czwartej płycie Led Zeppelin. Do 1977 roku wydała cztery znakomite albumy. W tym czasie przeżywała też trudne chwile. Depresja, wahania nastroju, alkohol, narkotyki, rozpad małżeństwa z Trevorem Lucasem w trakcie którego dowiedziała się, że jest w ciąży, następnie narodziny córki w siódmym miesiącu ciąży… wszystko to skumulowało się w tym właśnie okresie. No i ten tragiczny w skutkach nieszczęśliwy wypadek. 17 kwietnia 1978 roku będąc w domu u swej przyjaciółki spadła ze schodów uderzając głową o betonowy próg. Nieprzytomną zawieziono do szpitala, gdzie lekarze stwierdzili trwałe uszkodzenie mózgu. Nie odzyskawszy przytomności zmarła cztery dni później. Miała 31 lat. Na pogrzebie szkocki dudziarz zagrał na kobzie „Flowers Of The Forest”, jedną z jej ulubionych tradycyjnych pieśni, którą zaśpiewała na albumie „Full House” Fairport Convention w 1971 roku…

Pozostając przy wokalistkach Fairport Convention nie sposób pominąć Judy Dyble. Śpiewała i grała na harfie elektrycznej na debiutanckim albumie zespołu z 1968 roku, po czym została zastąpiona przez Sandy Denny. Następnie ćwiczyła z grupą Giles, Giles And Fripp, nagrywając piękną wersję „I Talk To The Wind”. Zespół kontynuował działalność bez niej, tworząc legendę rocka progresywnego znaną jako King Crimson. Na początku 1970 roku Dyble połączyła siły z byłym członkiem Them, Jackie McAuley’em, który przeprowadził się do Londynu po tym, jak zespół przestał istnieć. W wywiadzie dla Melody Maker (marzec 1970) Dyble powiedziała: „Jego muzyczne poglądy różnią się od moich, ale wszyscy jesteśmy szaleni na punkcie wczesnej muzyki klasycznej i prawdopodobnie będziemy się bawić w elżbietańskie szopy (popularne tańce tego okresu – przyp. moja)”. Założyli zespół i nazwali go Trader Horne, na cześć niani Johna Peela, Florence Horne, jako podziękowanie po tym, jak Peel kupił jej elektryczną harfę – tę, którą grała w Fairport.

Dyble opuszczając zespół zostawiła ją zespołowi. Wczesnym rankiem 12 maja 1969 roku, gdy grupa wracała z koncertu w Birmingham, ich furgonetka zjechała z drogi i uderzyła w drzewo. Na miejscu zginął dziewiętnastoletni perkusista Martin Lamble, oraz felietonistka i projektantka mody Jeannie Franklyn, dziewczyna gitarzysty zespołu, Richarda Thompsona. Fairoprt Convention po tym dniu nigdy już nie było takie samo. Wtedy też zaginęła owa harfa, ale lata później okazało się, że ktoś z ekipy ratunkowej wziął ją i złożył w magazynowym depozycie. Ostatecznie harfa powróciła do zespołu.
W różnych wywiadach dla ówczesnych branżowych gazet muzycznych Dyble była samokrytyczna co do swojego talentu. „Nie jestem dobrą piosenkarką, ani muzykiem. Powinnam ćwiczyć na harfie, ale tego nie robię. Powinnam ćwiczyć oddech i rzucić palenie, ale tego też nie robię. I powinnam wziąć więcej lekcji śpiewu, ale mnie na to nie stać, chociaż mogłabym, gdybym rzuciła palenie”. Być może taki właśnie pogląd uniemożliwił jej osiągnięcie sukcesu. Judy, wbrew temu co o sobie mówiła, zdecydowanie miała i talent i głos o czym świadczą piosenki na jedynym albumie Trader Horne, „Morning Way”.

Płyta wydana przez Pye Records, której tematem jest transformacja z dzieciństwa w dorosłość, zalana jest delikatnym folkiem zmieszany z popem, bluesem i R&B. Cały album ma cudowną, kołyszącą jakość, dziecięcą słodycz, niewinność i zachwyt, mimo że wiele tekstów eksploruje pewien niepokój. W tamtym czasie płyta sprzedała się w niskim nakładzie, ale recenzje miał bardzo pozytywne. Melody Maker: „Staromodne arcydzieło akustyczne, z dźwięcznymi harfami i klawesynami sugerują fantazję, których pięknie się słucha. Trader Horne to grupa, która jest przeznaczona do wywarcia dużego wpływu na folk”. Magazyn miał rację w swoim uznaniu dla albumu, ale zupełnie nie w przewidywaniu przyszłości zespołu, który (niestety) nie przetrwał długo. Po występie u boku Humble Pie, Yes i Genesis Judy Dyble zmęczona trasą koncertową oznajmiła, że odchodzi. Kiedy 6 marca, 1970 roku album trafił do sklepów zespołu już nie było.
Robert Plant był jednym z wielu wielbicieli zespołu. W wywiadzie z tego samego roku, kiedy nic jeszcze nie wskazywało jego końca powiedział: „Chciałbym, żeby Trader Horne zyskał większe uznanie. Mają w swojej muzyce ten klimat, to ciepło, które ją ożywia”. Przez lata longplay osiągnął status legendy, a oryginał uważany jest za jeden z zaginionych klejnotów lat 60-tych.
Wokalista Ian Matthews na pierwszych dwóch płytach Fairpot Convention śpiewał razem z Judy Dyble i z Sandy Denny jeszcze pod własnym nazwiskiem jako Ian McDonald. Aby uniknąć pomyłki z Ianem McDonaldem z King Crimson w 1968 roku przyjął panieńskie nazwisko matki. Gdy Fairport zmienił kierunek z folk rocka z Zachodniego Wybrzeża na tradycyjną brytyjską muzykę folkową, postanowił opuścić zespół i rozpocząć karierę solową. Na jego debiutanckim albumie „Matthews’ Southern Comfort” z grudnia 1969 roku pojawiło się wielu muzyków z Fairport, co w tych czasach nie było czymś niecodziennym. Wszyscy byli członkowie zespołu utrzymywali ze sobą kontakt niejednokrotnie wspomagając się na koncertach. Zdając sobie sprawę, że trudno promować płytę, na której grali tylko zaproszeni muzycy Ian powołał do życia zespół i nazwał go tak jak tytuł jego solowego krążka (bez apostrofu), czyli Matthews Southern Comfort. W lipcu 1970 roku nowo powstała formacja, w której byli między innymi Roger Swallow (ex- Marmalade) i Mark Griffiths (ex-Spooky Tooth) wydała swą pierwszą płytę, „Second Spring”.

Nikt nie śpiewa piosenek tak jak Ian Matthews – jego słodki tenor i delikatna recytacja owija się wokół nich i jest niezwykłe. Mieszając rock, stare folkowe ballady, covery (w tym „Something In The Way She Moves” Jamesa Taylora) z wznoszącymi się harmoniami i charakterystyczną gitarą steel, na której gra Gordon Huntly, są objawieniem, a marzycielskie, wirujące melodie przenoszą słuchacza w inne miejsce.
Moment zmieniający życie i przynoszący sławę, który, jak się okazuje, był szczęśliwym zbiegiem okoliczności przyszedł miesiąc wcześniej. W czerwcu 1970 roku zespół został zaproszony do Radia BBC na sesję, gdzie na żywo miał wykonać cztery piosenki, ale mając przygotowane tylko trzy w pośpiechu zdecydowali się na piosenkę „Woodstock” Joni Mitchel. Przypomnę, że piosenkarka, która sama nie wystąpiła na słynnym festiwalu napisała ją dla upamiętnienia tego wydarzenia, które stało się symbolem kontrkultury lat 60-tych. Improwizowana wersja „Woodstock” w zmienionej aranżacji nadającą piosence ciekawą, świeżą interpretację tak się spodobała, że zachęcono ich by wydali ją na singlu. Macierzysta wytwórnia MCA Records początkowo była temu przeciwna obawiając się konkurencji ze strony Crosby, Stills, Nash And Young, którzy niewiele wcześniej wydali na singlu swoją wersję „Woodstock” promując przełomowy albumu „Déjà Vu”. W końcu zgodzili się pod warunkiem jeśli wersja CSN&Y nie znajdzie się na listach przebojów w Wielkiej Brytanii, co na szczęście dla Iana i jego kolegów tak się stało. Na potrzeby singla zdecydowali się na bardziej pogodną aranżację, która kojarzona z tekstem lepiej uosabia klimat flower power. Mała płytka ukazała się w tym samym miesiącu co album „Second Spring”.
Bez wsparcia wytwórni i zerowej promocji na początku mała płytka miała problemy ze sprzedażą. Szczęście się do niej uśmiechnęło, gdy Tony Blackburn uczynił ją płytą tygodnia w Radiu BBC, co wywindowało singiel na pierwsze miejsce list przebojów, gdzie utrzymywał się przez trzy tygodnie.

Zespół miał okazję spotkać się z Joni Mitchell, przed którą Iana wyznał, że popełnił przestępstwo muzyczne, zmieniając tak kultową piosenkę, za co bardzo przeprasza. „Powiedziałem jej, że jedynym powodem, dla którego zmieniłem melodię, było to, że nie mogłem osiągnąć wysokich nut. Poczułem się bardzo winny, a ona, co zabawne, powiedziała, że zrobiłem to lepiej od niej. Wow! Nie mogłem uwierzyć, że to powiedziała!”
Po wydaniu drugiego albumu „Later That Same Year” (grudzień 1970) zespół został rozwiązany, a jego założyciel rozpoczął solową działalność. Większość materiału, który Matthews nagrał na swoim solowym albumie i dwóch jako Matthews Southern Comfort, jest bliższa amerykańskiemu folk rockowi i country niż brytyjskiemu folk rockowi z tamtego okresu. Ale jeśli nawet mało się dziś o nich mówi, to w większości z nas pozostanie w pamięci jako wykonawca nieśmiertelnego „Woodstock”.
PS. Proszę tytuł tego artykułu potraktować z przymrużeniem oka. Żaden z przedstawionych tu wykonawców, który karierę zaczynał w pierwszych latach działalności Fairport Convention „rzepki sobie nie skrobał”. To byli świadomi i wielcy artyści, którzy zdecydowali się pójść własną drogą. Artyści, bez których brytyjski folk rock byłby dużo uboższy.