WATERLOO „First Battle” (1970); IRISH COFFEE „Irish Coffee” (1971)

Belgia w latach 70-tych nigdy nie była muzyczną potęgą, choć miała w tym czasie kilka grup, którymi zachwycali się nie tylko tamtejsi fani. Wystarczy przypomnieć tu Mad Curry, Jenhgiz Khan, Burning Plug, czy Recreation. Chciałbym jednak, niejako z sentymentu, przypomnieć dwie płyty innych wykonawców. Z sentymentu, gdyż to one dotarły do mnie jako pierwsze. Dotarły z kraju, gdzie przed wiekami rozegrała się jedna z najważniejszych bitew w dziejach świata  – bitwa pod Waterloo.  Na początek proponuję więc album zespołu, który nazywał się nie inaczej jak właśnie WATERLOO.

Ta płyta swego czasu powaliła mnie na kolana! Wszystko zaczęło się od utworu „Why May I Not Know” – trzy minuty, które wstrząsnęły moim światem. Atakująca sekcja rytmiczna, smakowite, jakby Lordowskie partie Hammondów, nieco bluesująca, ostra gitara, oraz fantastyczna gra na flecie wokalisty Dirka Bogaerta w stylu Iana Andersona. Genialne połączenie stylistyki Jethro Tull i Deep Purple (album „In Rock” tych ostatnich ukaże się dwa miesiące później)!

Ten belgijski kwintet powstał ze szczątków blues rockowego Adam’s Recital i jazzowego combo Today’s Version w październiku 1969 r. Po kilku miesiącach prób, komponowania i koncertowania, pod sam koniec roku, w przerwie świątecznej (27 grudnia – 1 stycznia) w londyńskim Soho zarejestrowali materiał na swój debiutancki album. Płyta „First Battle” została wydana  w lutym 1970 roku przez francuski Vogue (nie mylić z nazwą pisma o modzie). Przypomnę, że ta sama wytwórnia wydała także takie rarytasy jak Arzachel, Arcadium, czy Writing On The Wall.

WATERLOO "First Battle" (1970)
WATERLOO „First Battle” (1970)

Chociaż longplay zaczyna się nieco nieśmiało folkującym „Meet Again” to zaraz później mamy wspomniany już na samym początku „Why May I Not Know”. Obiecujący początek, który pokazuje z jak genialną płytą mamy do czynienia.

Cały album jest na niezwykle wysokim poziomie. Zawiera dziesięć utworów, z czego dziewięć nie przekracza nawet czterech minut! Jedynie ostatni, nieco bluesujący „Diary Of An Old Man” trwa jedenaście. Kompozycje są bardzo zwięzłe, „nieprzegadane” – całości słucha się dosłownie jednym tchem! Wszystko dzięki wspaniałym partiom fletu przyprawionych doskonałym duetem Hammondów i gitary elektrycznej. W muzyce dominują także echa twórczości grup Procol Harum i Blodwyn Pig. Trafiają się również delikatne ballady w stylu aksamitnej „Tumblin’ Jack” czy psychodelicznej „Plastic Mind”. Przeważają jednak mocno rockowe utwory takie jak „Black Born Child” „Lonesome Road” czy „Guy In The Neighbourhood”. Zwraca uwagę także niebywała zdolność kompozytorska muzyków, która wyróżnia tę płytę z pośród setek innych w tej stylistyce, oraz wspaniała biegłość instrumentalna i swoboda w poruszaniu się po różnych odcieniach rockowego grania. Chyba nie muszę dodawać, że First Battle” to absolutny mus dla amatorów progresywnego rocka z pierwszej połowy lat 70-tych, którą koniecznie trzeba poznać. I tylko żal, że po wygraniu pierwszej bitwy zespół WATERLOO nie podjął walki i nie stanął do dalszego muzycznego boju…

Wateerloo. Sesja zdjęciowa w londyńskiej elektrowni Battersea.
Wateerloo. Sesja zdjęciowa w londyńskiej elektrowni Battersea (styczeń 1970r.)

Jeśli ktoś jest prawdziwym smakoszem kawy, to zapewne próbował kawy po irlandzku. Ja za nią przepadam! Niezorientowanym wyjaśnię, że napój ten sporządza się z kawy, irlandzkiej whiskey, bitej śmietany i brązowego cukru (najlepiej trzcinowego).  Być może smakoszami Irish coffee (lub jak mawiają irlandczycy Caife Gaelach) byli muzycy z Aalst ze Wschodniej Flandrii, którzy tak właśnie nazwali swoją grupę założoną w 1970 roku.

Jedyny album kultowego zespołu IRISH COFFEE, który  ukazał się w 1971 roku znajduje się na „liście życzeń”  większości kolekcjonerów czarnych płyt. Jego cena sięga wręcz astronomiczną sumę – winyl w idealnym stanie dochodzi do 2 tys. euro! Na szczęście jest o wiele tańszy CD. Pierwsza kompaktowa reedycja wydana przez malutką prywatną firmę Voodoo (bardzo uboga od strony graficznej) ukazała się dokładnie dwadzieścia lat później. Niewielki nakład płyty – 1500 egz. na Europę – sprawił, że zdobycie tego tytułu w tym czasie nie było sprawą łatwą. Jakimś cudem udało mi się wówczas „wyrwać” jeden z egzemplarzy (nr.641) –  kto się wówczas nie załapał na kolejne wznowienie musiał czekać aż do roku 2004!

IRISH COFFEE "Irish Coffee" (1971)
IRISH COFFEE „Irish Coffee” (1971). Reedycja CD z 3 bonusami (1991).

Pierwotnie nazywali się The Voodoos. Na początku grali przede wszystkim covery brytyjskich i amerykańskich wykonawców: The Kinks, Led Zeppelin, The Who, Free, Jimi Hendrix, Muddy Waters… Jeszcze jako The Voodoos nagrali swego pierwszego singla  „Masterpiece/The Show”.  Wytwórnia płytowa Triangle miała jednak duże zastrzeżenia co do nazwy i wymogła na grupie jej zmianę. Tak narodził się zespół IRISH COFFEE.

Zespół IRISH COFFEE
Zespół IRISH COFFEE (1971).

Prezentacja singla miała miejsce 8 stycznia 1971 roku na muzycznych targach MIDEM, gdzie szczególnie zainteresowali się nimi Amerykanie z Parrot Records pytając o duży LP i obiecując karierę za Oceanem. Zdziwieni, że grupa ma na koncie tylko małą płytkę szybko podpisali z nimi kontrakt.

W przeciągu cztery dni nagrali materiał na płytę, która ukazała się w lipcu tego samego roku.  W pierwszym tygodniu tylko w samej Belgii album rozszedł się w ilości 3 tys. sztuk co było wówczas sporym osiągnięciem. Tamtejsi fani pokochali ten album. Nie ma się czemu dziwić –  był to bowiem autentycznie hard rockowy killer. Zawierał rewelacyjny, ekspresyjny materiał oparty na urokliwej melodyce, współbrzmieniu ciężkich gitar i organów, oraz mocnym wokalu. Nie lubię porównań, ale by dać pojęcie o granej przez ten zespół muzyki było to granie w stylu Deep Purple, Atomic Rooster, wczesnego UFO, czy Uriah Heep. Po wydaniu płyty zaczęła się seria czterdziestu (!) koncertów u boku tak znakomitych grup jak Focus, Dr.Feelgood i Yes. Szczęście jednak nie trwało długo. Amerykańska firma płytowa  dość szybko zbankrutowała i tak zakończył się ich amerykański sen. Zdążyli wydać jeszcze trzy single, które włączono do kompaktowej reedycji. Mimo braku kontraktu płytowego dalej grali i koncertowali. W listopadzie 1974 roku wracając do domu po kolejnej serii występów ulegli wypadkowi samochodowemu. Klawiszowiec  Paul Lambert poniósł śmierć na miejscu. To jemu została dedykowana druga, wspomniana już wyżej reedycja kompaktowa wdana przez Fuzzy Records. Z kolei perkusista Raf Lensses odniósł bardzo ciężkie obrażenia, które wykluczyły go ostatecznie z dalszego muzykowania.

W 1975 roku ogłoszono, że IRISH COFFEE przestał istnieć. Tak jak w przypadku grupy WATERLOO pozostał niedosyt, że nie nagrali więcej płyt. I smutek po tragedii jaka ich spotkała. Ta wybornie przyrządzona irlandzka kawa przez piątkę belgijskich młodych i uzdolnionych muzyków była naprawdę wyśmienita…

2 komentarze do “WATERLOO „First Battle” (1970); IRISH COFFEE „Irish Coffee” (1971)”

  1. Warto wspomnieć, że po „przejściach”, z nieco zmienionym składem grupa się reaktywowała. Nagrali kilka albumów, w tym świetny album koncertowy z występu w Rockpalast w roku 2005.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *