ROCKOWE SPAGHETTI: FLEA; PROCESSION; IL ROVESCIO DELLA MEDAGLIA.

Przedstawiając w marcu tego roku włoską scenę rocka progresywnego z lat 70-tych na przykładzie kilku płyt (szukaj w rozdziale ARCHIWA Rockowa włoszczyzna) obiecałem wracać do tematu. Oto więc kolejna porcja wykonawców z Półwyspu Apenińskiego, którą wydobyłem ze swej płytoteki. Tym razem sięgam po płyty z dużo mocniejszym brzmieniem i uderzeniem. Oto próbka włoskiego hard rocka z pierwszej połowy lat 70-tych.

FLEA  „Topi o Uomi” (1972)

FLEA "Topi o Uomi" (1972)
FLEA „Topi o Uomi” (1972)

FLEA to jedna z nielicznych włoskich grup wykonujących ciężką odmianę rocka. Historia zespołu zaczyna się banalnie. Ot, czwórka przyjaciół w 1970 roku postanowiła założyć zespół, który nazwali FLEA ON THE HONEY. Dość szybko przygotowali materiał na płytę i błyskawicznie go wydali. Dla włoskiej publiczności okazał się on jednak zbyt nowatorski i odlotowy toteż i błyskawicznie przepadł. Nie zrażeni tym faktem, po przeanalizowaniu błędów, dokonaniu korekt znów błyskawicznie nagrali nowy materiał i pod skróconą już nazwą FLEA rok później wydali krążek zatytułowany „Topi o Uomi” („Myszy i ludzie”). Tym razem to był strzał w dziesiątkę! Ten trwający w sumie 36 minut album  zawiera tylko cztery kompozycje, z których pierwsza, zajmująca całą stronę „A” czarnego krążka trwa aż dwadzieścia! Mogę powiedzieć, że stylistycznie jest to połączenie wczesnych Black Sabbath z Cream, Budgie i Deep Purple. Rozimprowizowany, wcześniej już wspomniany 20-minutowy tytułowy „Topi o Uomi” pełen jest połamanych rytmów, świetnych riffów i brawurowych solówek. Potęga! Pozostałe trzy kawałki w niczym mu nie ustępują i trzymają poziom. Całość kończy uroczy pięciominutowy „L’Angelo Timido„, świetny hard-prog-rock śmiało mogący być klasykiem gatunku Złotej Ery i Złotego Wieku! Jeśli ktoś nie zna tej płyty, gorąco polecam! Dla fanów włoszczyzny, rzecz jak najbardziej obligatoryjna! I na koniec jeszcze ciekawostka: tuż po nagraniu płyty ten sycylijski kwartet ponownie zmienił nazwę. Tym razem na ETNA (skład w dalszym ciągu ten sam). Wydany w 1975 r. album utrzymany był w konwencji jazz rock fusion. Dodam, że jest to kolejny i – niestety – zapomniany album tamtych lat.

Jeśli ma się talent i odrobinę szczęścia, pewne rzeczy dzieją się błyskawicznie. Tak jak to było w przypadku grupy PROCESSION.

PROCESSION "Frontiera" (1972)
PROCESSION „Frontiera” (1972)

Był luty 1972 roku. Piątka młodych ludzi z Turynu postanowiła założyć zespół. Nazwali się PROCESSION i już w kwietniu dali swój pierwszy koncert, po nim przyszły następne jako, że poziom jaki reprezentowali wbijał dosłownie w glebę i zmiatał ze sceny każdą lokalną konkurencję… Kiedy za sprawą legendarnego producenta, Tuccimei Pini, pojawili się na bardzo prestiżowym Villa Pamphili Pop Festival (taki włoski  Woodstock) krytycy wskazując na Piniego pukali się w czoło. Debiutanci na TAKIM festiwalu!?  Obok czołówki wielkich grup włoskiej sceny rockowej? Obok gości z Anglii z grupami Van Der Graaf Generator, Hookfoot i Hawkwind na czele? To będzie totalna porażka i katastrofa! Ale Pini wiedział co robi. Cała 50-tysięczna publiczność piała z zachwytu. Wręcz oszalała! A krytycy po ich występie padli na kolana! Prosto z Festiwalu Pini zawiózł ich do do Rzymu i zamknął w studio. Kiedy po tygodniu odebrał telefon, usłyszał w słuchawce tylko jedno słowo: „Gotowe!”. Nie wierząc w to szybko przyjechał do studia, posłuchał i kolejny raz… zbaraniał! Zdawał sobie sprawę, że to piątka zdolnych i doskonałych muzyków, ale nie przeczuwał, że aż takich! Od razu zarządził natychmiastowe tłoczenie i płyta, którą zespół nazwał „Frontiera” („Granica”) ukazała się jesienią tego samego roku.

„Frontiera” to rewelacyjny album  łączący ciężkie brzmienia z elementami prog-rocka. Dziewięć utworów. Prawie czterdzieści minut MUZYKI. Genialnego połączenia progresu z hard rockiem zagranego na fenomenalnym poziomie. Dużo tu bowiem brzmień akustycznych i dużo dynamicznego, mocnego rockowego grania. Mimo, że język włoski nie dla wszystkich jest strawny w tym przypadku trzeba się po prostu do niego przyzwyczaić. Warto zdobyć się na taki wysiłek  umysłowy.  Brzmienie PROCESSION oparte jest na brzmieniu dwóch gitar – elektrycznych, które zapodają konkretne, rasowe riffy (np w „Un mondo di liberta”), albo akustycznych („Citta Grande”). O dziwo, nie ma tu instrumentów klawiszowych, a jeśli się już pojawiają to sporadycznie i na drugim planie. Do tego mając do dyspozycji TAKĄ sekcję rytmiczną można już zagrać wszystko.Są tu doskonałe solówki, zmiany tempa, akustyczne wstawki i progresywne odloty. Reasumując – z jednej strony mocny hard rock, a z drugiej piękne subtelne melodie wygrywane przez gitary akustyczne i flet, pięknie zaśpiewane i zaaranżowane. Coś jak Led Zeppelin, ale ten folkujący, z „trójki”. Nie spotkałem żadnego innego zespołu grającego podobnie. Jak dla mnie to jedna z najciekawszych i bardziej oryginalnych płyt włoskiego rocka tamtego okresu. I choć świat ją zna i kocha, u nas – o zgrozo – wciąż prawie nieznana.

Jedną z najciężej brzmiących płyt  włoskiego ciężkiego rocka tamtych lat  – momentami bijąca na głowę i Sabbath i Buffalo i Budgie (co wydaje się wręcz nieprawdopodobne) – jest płyta zatytułowana „La Bibbia” rzymskiego kwartetu IL ROVESCIO DELLA MEDAGLIA wydana w 1971 roku. Uważa się, że to pierwsza, autentycznie hard rockowa płyta nagrana we Włoszech.

IL ROVESCIO DELLA MEDAGLIA "La Bibbia" (1971)
IL ROVESCIO DELLA MEDAGLIA „La Bibbia” (1971)

Ten debiutancki album został nagrany w studio na „żywo” i zawierał sporą porcję bezkompromisowego, opartego na ciężkich riffach i mocnych rytmach, gitarowego rocka. To, co słychać na tej płycie jest naprawdę doskonałe. Sześć utworów i trzydzieści trzy minuty ostrej hard rockowej jazdy bez trzymanki! Prosty, klasyczny skład – gitara, bas, perkusja, wokal (włoski) i okazjonalnie flet. I czterech ludzi. Co prawda płytę otwiera utrzymana w spokojnej, choć nieco groźnej i gęstej atmosferze kompozycja „Il Nulla”, ale potem nie ma już zmiłuj się. Częste zmiany rytmu, karkołomna gra na perkusji i kapitalne drapieżne, a zarazem melodyjne solówki powodują, że każdy miłośnik hard rocka będzie zachwycony. Uważam, że w tym gatunku to absolutna czołówka światowa. Ja od tej płyty długi czas nie mogłem się oderwać. Serio! Jest co prawda trochę surowa, miejscami można powiedzieć, że brutalna, ale jednocześnie… piękna! Bo jest tu wszystko za co kochamy wczesny hard rock, z jeszcze nieśmiałymi elementami progresu. Na razie są to tylko elementy, bo grupa IL ROVESCIO DELLA MEDAGLIA dopiero ewoluowała w kierunku klasycznego włoskiego rocka symfonicznego. Dobrze, że mam wszystkie ich płyty, będzie więc jeszcze okazja do nich wrócić i je przybliżyć. Szczególnie godna uwagi jest „trójka”. Przepiękna…

Na koniec mała anegdota związana z nagrywaniem albumu „La Bibbia”. Muzycy ponoć grali tak głośno, że pomimo wygłuszonych pomieszczeń i tak było ich słychać w całym budynku. W sąsiednim studio znany i popularny włoski piosenkarz Toto Cotugno nagrywał swą nową piosenkę. Zdenerwowany wpadł do chłopaków z prośbą, by grali dużo ciszej, gdyż on nie może w takim hałasie pracować. Gdy zobaczył ich w akcji stanął jak zahipnotyzowany. Zespół właśnie nagrywał utwór „Sodoma e Gomorra”. Piosenkarz sesję przełożył na późniejszy termin. Po tym co zobaczył i usłyszał nie był w stanie śpiewać w tym dniu swoich słodkich popowych piosenek o miłości.

2 komentarze do “ROCKOWE SPAGHETTI: FLEA; PROCESSION; IL ROVESCIO DELLA MEDAGLIA.”

  1. Ja się tutaj dopatrzyłem wpływów King Crimson,nie mniej jest to świetna płyta i wartą ją znać.Świetna recenzja jak wszystkie które Pan pisze.
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *