Prawo do marzeń i żądza muzyki. PROGRESIVE TM „Dreptul De A Visa” (1976).

Timisoara leżąca w zachodniej części Rumunii niezmiennie kojarzy mi się ze wspaniałymi rockowymi grupami z lat 70-tych, które tam powstały. Był to m.in. fantastyczny Phoenix, świetny Pro Musica i doskonały PROGRESIVE TM, który w październiku 1972 roku tam się właśnie  narodził. Warto przypomnieć, że w tym czasie Rumunia była „średniowieczem” dla młodego pokolenia artystów jak i całego ruchu artystycznego, w szczególności dla tych, którzy chcieli grać szeroko pojętego rocka. Muzycy byli inwigilowani przez tamtejszą Służbę Bezpieczeństwa, nękani, zastraszani, bez prawa poruszania się po krajach Zachodnich. Pomimo długiego i bolesnego zakazu grania rocka żądza muzyki była dużo silniejsza i zespołom takim jak Progresive TM udało się dobić do brzegu z podniesioną głową,

Początkowo nazywali się Classic XX. Nazwę Progresive TM przyjęli w kwietniu 1973 roku ponoć zainspirowani węgierskim zespołem Locomotiv GT. Pierwszy skład to wokalista Harry Coradini (wł. Harald Kolbl), gitarzysta Ladislau Herdina, perkusista Helmuth (Hely) Moszbrucker, basista Zoltán Kovács i grający na klawiszach Ștefan Péntek. Dwaj ostatni zostali później zastąpieni przez Ilie Stepana (ex- Pro Musica) i Mihály Farkasa. Od czasu do czasu dołączał do nich flecista, Gheorghe Torz. I choć bardzo się z nim przyjaźnili nigdy nie był formalnym członkiem zespołu.

Jedno z nielicznych, zachowanych do dziś zdjęć grupy. (1976)

W swej muzyce połączyli ciężkie riffy w średnim tempie z mocnymi harmoniami wokalnymi i melodiami, które ciekawie wtapiały się w elementy rockowej progresji oparte na bluesie. Dominujące partie wokalne podkreślały wirtuozowskie solówki gitarowe i te grane na flecie. Progresywny charakter wynikał też ze złożoności struktur rytmicznych, a także ze spokojniejszych momentów, w których fortepian towarzyszył gitarom, a flet nabierał lirycznego odcienia. Nic dziwnego, że ta muzyka szybko uwiodła najpierw lokalną społeczność, a potem rozlała się po całym kraju.

W  listopadzie 1973 roku w Radio România nagrali zestaw pięciu utworów z czego „Amintiri” (Wspomnienie) i „Anotimpuri” (Pory roku) zostały rok później wydane na singlu. Pierwszy z utworów to ukłon w stronę progresywnego rocka z fletem, organami i bardzo fajną gitarą; drugi ciągnął w stronę balladowego folk rocka. Oba znakomite, a przy tym trwały łącznie ponad dziesięć minut.

Po wydaniu singla zostali zaangażowani do Węgierskiego Teatru Państwowego „Csiky Gergely” w Timisoarze, gdzie wystawili pop rockowe przedstawienie „Acest pâmînt” (Ta ziemia), z którym koncertowali po kraju. We wrześniu 1975 udaje im się w końcu wyprodukować dużą płytę. Album „Dreptul De A Visa” („Prawo do marzeń”), nie bez pewnych problemów, ukazał się ostatecznie w czerwcu następnego roku. Okładkę zaprojektował rumuński grafik Waleriu Sepi, nadworny artysta grupy Phoenix.

Front okładki

Mocarna gra, subtelne, doskonałe harmonie wokalne, kaskadowe partie fletu, wysoki profesjonalizm muzyków to najkrótsza reklama tego wspaniałego krążka. Już po pierwszym przesłuchaniu naszła mnie myśl, że Progresive TM to zdecydowanie jeden z najbardziej wpadających w ucho rumuńskich zespołów lat siedemdziesiątych, którego nie da się zbyt łatwo sklasyfikować. Uwielbiali wielkie melodie, pomieszany blues, folk, jazz i figlarnie pokręcone rockowe wzory. Gitara miała chropawe i rozmyte zniekształcenie blisko temu, co Tony Iommi zdzierał z gryfu na bardzo wczesnych albumach Black Sabbath nawet gdy kompozycja przypominała raczej zrelaksowaną i jazzową balladę. Produkcja jest niezwykle prosta, prawie nie używa się tu efektów studyjnych, co sprawia, że ​​album jest nieco „suchy” w brzmieniu, ale talent do nieoczekiwanych melodii, jak wyśmienita „Clepsidra”, (prawdziwie progresywne cudo), czy rozdzierająca serce ballada „Nimeni Nu E Singur” w pełni to rekompensuje. To co dostajemy to naprawdę urzekający, dobrze zagrany kawałek muzyki rockowej łączący wpływy wszystkiego, co było fajne w czasie, gdy zespół powstawał w 1972 roku, a więc  chwytliwy ciężki folk rock w stylu  Golden Earring i Jethro Tull, wschodnioeuropejski styl Omegi i Phoenixa, niesamowicie miażdżąca moc gitar wczesnego Black Sabbath i kilka progresywnych szaleństw z jazzowymi wtrętami. Mimo tych porównań album ma rumuńską tożsamość, którą dodatkowo podkreślają teksty śpiewane w języku ojczystym.

Płyta otwiera się ciężkim progresywnym utworem „Omul E Valul” (Człowiek jest jak fala) z ciekawym jazzowym intro przechodzącym w potężny riff. Wspaniała energia jaka rozlewa się do ostatniej nuty kończy się świetną gitarową solówką. Już po tych sześciu minutach słychać, że nie ma zmiłuj – ten zespół jeńców nie bierze. Po tak dynamicznym kawałku bardzo szybko dostajemy rockową balladę „Nimeni Nu E Singur” (Nikt nie jest sam). To tak na uspokojenie, albowiem w „Rusinea Soarelui” (Wstyd Słońca) muzycy ponownie nabierają ciężkiego szaleńczego tempa podkreślone już na samym początku fantastycznym fletem o specyficznym brzmieniu. Zwracam uwagę na świetną  jazzową sekcję w środku, co czyni ten utwór wielce kuszącym. W tekście pojawia się linijka „Wolność nie jest prawem do poddania się/ Jest obowiązkiem walki i nadziei”, którą cenzura nieopacznie przepuściła. Jak nic czyjaś głowa na pewno spadła… Czy rock progresywny polega li tylko na rozbudowanych, często zbyt nadętych kompozycjach? Absolutnie nie! Progresiv TM udowadnia, że w czterech i pół minutach można zawrzeć całą esencję gatunku, a dowodem jest wspomniana przeze mnie wyżej „Clepsidra”!

Tył okładki

Niektórzy zarzucają, że w „Odata Doar Vei Rasari” (Podniesiesz się tylko raz) zespół poszedł w komercyjną stronę. Bzdura! Chciałbym na każdej innej płycie tego gatunku słyszeć więcej takiej „komercji”. Uważam, że to fantastyczny numer z mówionym fragmentem tekstu wygłoszonym przez Harry’ego Coradiniego, który mógł stanąć twarzą w twarz z każdym wokalistą prog rockowego zespołu tamtej epoki. Tuż po nim kolejny kapitalny kawałek, „Va Cădea O Stea” (Spadająca gwiazda) z wciągającym gitarowym solem, które dorównuje każdej innej dzikiej, latającej solówce jaką kiedykolwiek słyszałem.  Zmiana tempa na bardziej  powolną płaszczyznę są jak delikatna podróż, która szybko zmienia się w wściekłą gonitwę. Ten kontrast pomiędzy słodkim fletem i żrącym dźwiękiem gitary jest zachwycający! Płytę kończy epicki, dziesięciominutowy utwór tytułowy, „Dreptul De A Visa/Poetul Deveniri Noastre” (Prawo do snu/Poeta naszego odrodzenia), będący kwintesencją rumuńskiego prog rocka. To jedna z takich kompozycji, która wydaje się trwać nie dziesięć, a trzy minuty. Do bólu spójna i ustrukturyzowana jest przecudownym zakończeniem naprawdę niesamowitego albumu.

Do tej płyty wracam bardzo chętnie co jakiś czas. I zawsze po jego wysłuchaniu nachodzi mnie refleksja ile wspaniałych rzeczy mogli stworzyć rumuńscy muzycy w latach 70-tych, gdyby nie byli stopowani przez najbardziej opętanego dyktatora Bloku Wschodniego…

2 komentarze do “Prawo do marzeń i żądza muzyki. PROGRESIVE TM „Dreptul De A Visa” (1976).”

  1. Tak, muzyka jako forma odreagowania na frustrację dnia powszedniego.. Ale jeśli najważniejszym człowiekiem we wsi i w cenzurze był „szef kołchozu” to cóż się dziwić.
    Dobrze, że minęły te czasy powszechnej szczęśliwości, na czele z najbardziej wpływowym sołtysem z Kraju Raju.
    Nieco odbiegłam od muzyki, więc kończę i .. słucham. 🙂

    1. Dziękuję pięknie za komentarz (mimo, że nie muzyczny 😉) mając jednocześnie nadzieję, że to co zostało opisane pokryło się z Twoimi odczuciami podczas słuchania muzyki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *