Odzyskany klejnot. „GOOD YEAR. THE FIVE DAY RAIN ANTOLOGY” (1970/2022)

Niektóre zespoły sukces komercyjny osiągają natychmiast, innym zajmuje to trochę więcej czasu. Bywają też takie, które (jak mawiał Andy Warhol) zadowolić się muszą „trzyminutową sławą”. Five Day Rain pod tym względem są wyjątkowi. Mimo, że  działali niecały rok nie wydali w tym okresie żadnej muzyki, rzadko opuszczali studio by grać na żywo, a nazwa Five Day Rain znana była jedynie najbliższej rodzinie i niewielkiemu gronu przyjaciół to wśród kolekcjonerów ma status zespołu kultowego. Niemożliwe..? A jednak!

Historia grupy jest tak zagmatwana i tak skomplikowana, że zjedzenie przy niej przysłowiowej beczki soli to mały pikuś. Na szczęście niezawodna w takich przypadkach wytwórnia Cherry Red Records nie dość, że jakimś cudem zebrała wszystkie dostępne nagrania zespołu, to jeszcze uporządkowała jego zawiłą historię. Wszystko to znalazło się na dwupłytowym kompaktowym wydawnictwie „Good Year – The Five Day Rain Anthology”, które ukazało się pod koniec lutego 2022 roku.

Nie zagłębiając się w zawiłe meandry w uproszczonym skrócie powiem, że historia Five Day Rain zaczyna się w momencie gdy trzyosobowy zespół Iron Prophet z Sussex powstały w październiku 1969 roku (a nie pod koniec 1968 jak do tej pory mylnie się mówiło) połączył siły z Grahamem Maitlandem. Grający na klawiszach Maitland wcześniej był członkiem beatowego bandu z Glasgow, The Scots Of St James i psychodelicznej formacji Fleur De Lys. W tej ostatniej okazjonalnie śpiewała pochodząca z Johannesburga (RPA) Sharon Tady, która pojawi się tu nieco później. Iron Prophet, który tworzyli Rick Sharpe (g, voc), Clive Shepherd (bg) i Dick Hawkes (dr) zyskał odpowiednią reputację wspierając na koncertach kilku artystów w tym Arthura Browna i Genesis. Mając w składzie Maitlanda przemianowali się na The Entire Building Is About To Collapse, ale zbyt długa nazwa szybko został odrzucona na rzecz Five Day Rain. Jeden z przyjaciół skontaktował ich z Brianem Carrollem i Damonem Lyon-Shawem, producentami z IBC Studios mieszczącego się wówczas na Portland Place w centrum Londynu, którzy wcześniej atakowali listy przebojów utworami „Try A Little Sunshine” i „Mr Lacey” Fairport Convetion i „Second Generation Woman”  grupy Family. Konstruktywne rozmowy doprowadziły do deklaracji – obaj panowie pomogą kwartetowi nagrać album. Sesje zaczęły się w czerwcu 1970 roku i odbywały się gdy studio było wolne. W praktyce oznaczało to nieprzespane, zazwyczaj weekendowe noce. W nagraniach nie uczestniczył Hawkes, którego zastąpił Kim Haworth, młodszy brat Bryna Hawortha gitarzysty Fleur de Lys. Do współpracy zaproszono też parę osób. Gitarzysta John Holbrook (Baba Scholae) zagrał kilka głównych partii, a wspaniała Sharon Tandy i członkowie grupy America wykonali  chórki.

Iron Prophet. Od lewej: Rick Sharpe, Clive Shepherd, Dick Hawkes. (1969)

W efekcie powstał doskonale nagrany i gotowy album składający się z dziesięciu piosenek. Prezentując znakomitą pracę Ricka i Grahama na gitarze i organach w utworach takich jak „Marie’s A Woman” i długim instrumentalnym „Rough Cut Marmalade” brzmienie Five Day Rain jest doskonałym przykładem przejścia od post-modowej psychodelii do wczesnego progresywnego rocka. Zresztą wszystkie stworzone wtedy utwory brzmiały bardzo profesjonalnie, a do tego zespół wykazał się wielką zdolnością do komponowania naprawdę dobrych numerów. Chłopaki na własny koszt wydali je na płycie promocyjnej w formie acetatu. Z dwudziestu pięciu wytłoczonych sztuk dziesięć zabrał Carroll, który miał je rozesłać do wytwórni płytowych. Niestety wszystkie bezpowrotnie przepadły bowiem przez pomyłkę wyrzucił je do śmietnika. Pozostałe piętnaście muzycy częściowo rozdali rodzinie i przyjaciołom, jedynie kilka (mówi się o dwóch, może trzech) trafiły do wytwórni. Pojedyncze, cudem zachowane egzemplarze są dziś absolutnym płytowym rarytasem. Jeden z ocalałych został w 2017 roku sprzedany za cztery tysiące funtów! 

Five Day Rain. Od lewej: G. Maitland, D. Hawkes, R. Sharpe, C. Shepherd (1970)

Kiedy żadne oferty nie napłynęły zespół zmodyfikował pierwotny materiał uzupełniając go czterema nowymi kompozycjami, ale i one nie wywołały odzewu. Nieporozumienia między muzykami, menadżerami i producentami spowodowały, że gotowy album trafił na półkę i nie został wydany, co z kolei doprowadziło do rozpadu zespołu. Sharpe, Shepherd i Maitland utworzyli w 1971 roku krótkotrwały Studd Pump wydając singla „Spare The Children”, który nie odniósł sukcesu i ich drogi się rozeszły. Niewiele później Sharpe dołączył do glam rockowej kapeli Streak, zaś Maitland do progresywnego Glencoe. I tu powinna skończyć się cała historia. Ale to jeszcze nie koniec opowieści…

Studd Pump. Singiel „Spare The Children” (1971)

Kilka lat później, w 1977 roku Sharpe zdecydował się na ponowne nagranie kilku numerów Five Day Rain, a rok później Lyon-Shaw i Carroll wykorzystali zrobione przez siebie remiksy trzech nagrań umieszczając je pod nazwą wymyślonego pseudo projektu One Way Ticket na płycie „Time Is Right” tyle, że bez wiedzy i zgody muzyków. Pod koniec lat 80-tych egzemplarze oryginalnego, testowego wydania zostały w końcu odkryte. Wkrótce na rynku pojawiły się jego pierwsze, bootlegowe reedycje. Jedną z  nich była ta z 1993 roku wydana przez niezależną wytwórnię Background specjalizującą się w reedycjach i niewydanych nagraniach brytyjskiej sceny psychodelicznej i prog rockowej przełomu lat 60 i 70-tych opatrzona grafiką dziennikarza i konsultanta branży muzycznej Phila Smee.

Nieoficjalne, bootlegowe wydanie płyty „Five Day Rain” (1993)

Pierwsze OFICJALNE wydanie na płycie kompaktowej „Five Day Rain” miało miejsce dopiero w 2006 roku. Reedycja zawierająca pewne poprawki powstała przy wspólnym zaangażowaniu członków zespołu z włoską wytwórnią Nightwings, z dużo ładniejszą grafiką Johna Hurforda i 12-stronicową książeczką z historią zespołu opowiedzianą z perspektywy Ricka Sharpa.

Okładka pierwszej oficjalnej reedycji płyty CD „Five Day Rain” (2006)

Nagrania wzbudziły wielkie zainteresowanie wśród kolekcjonerów płyt, którym marzył się kompletny zestaw utworów jaki Five Day Rain nagrał. Marzenie spełniło się szesnaście lat później za sprawą antologii „Good Year” zawierającą ponad dwie godziny muzyki obejmujące wszystkie nagrania zespołu w oryginalnej wersji. Mamy tu więc dwa całe albumy testowe z 1970 roku, singiel Studd Pump, trzy zremiksowane utwory ze składanki One Way Ticket z 1978 roku i dla zachowania kompletności także „poprawki” z lat 90-tych. Dzięki rzadkim zdjęciom, wspomnieniom członków zespołu szczegółowo opisującą jego zdumiewającą historię dostaliśmy w ręce nieocenioną, OSTATECZNĄ WERSJĘ tego legendarnego, niewydanego wówczas projektu studyjnego.

Zestaw otwierają nagrania znane z pierwszej oficjalnie wydanej reedycji płyty z 2006 roku. Dziesięć zawartych na niej kompozycji urzeka melancholią, romantyzmem, ciepłem bijącym z głośników. Każda z nich przykuwa uwagę, każdej słucha się z ogromną przyjemnością. Czuć w niej jeszcze psychodeliczną atmosferę, ale z przebijającą się (jeszcze nieśmiało) muzyką progresywną. To już jest TA muzyka, która dominować będzie w kolejnych latach. Wydawcy „Good Year” zadbali o to, by układ nagrań był zgodny z pierwotnym zamysłem muzyków stąd całość otwiera cover Boba Dylana „Too Much Of Nothing” prowadzony przez organy i mocny bas, który z folkowego klimatu w pierwszej części przechodzi w pełną zadumy końcówkę z mocno brzmiącym i rzadko pojawiającym się w progresywnych zespołach akordeonem. Być może nie oddaje on pełnego obrazu na temat dawnego Iron Prophet, zespołu, który emanował surową mocą, ale jako otwieracz jest znakomity. Delikatne harmonie przetaczają się przez dramatyczny „Leave It At That” otwierając wrota możliwości dla gitarowych eksploracji, które wydawałyby się nie na miejscu w numerze z 1966 roku. Jak na rok 1970 może się to wydawać dość przestarzałe, ale słuchając tego dziś wywiera on (przynajmniej na mnie) bardzo pozytywne wrażenie. Tak samo mam z „Good Year”, utworze wyjątkowej urody z przyjemnie beztroską aranżacją, w którym pierwsze skrzypce gra melotron z delikatnymi gitarami i harmoniami wokalnymi w stylu The Moody Blues.  „Reason Why”, bluesowy numer ze zniekształconym wokalem i klawiszami na pierwszym planie po raz kolejny podkreśla łatwość zespołu do pisania pięknych i chwytliwych melodii. Bardziej dynamiczny „Fallout” prowadzony przez fortepian zawiera ciężkie gitarowe solo Johna Holbrooka będące ozdobą tego nagrania. Przesterowana gitara Sharpe’a, ciężkie dźwięki Hammonda Maitlanda, oraz zapadający w pamięć kryształowy głos Sharon Tandy w „Marie’s A Woman” tworzą wzorcową atmosferę tamtych lat. To jest po prostu boskie…

Klawisze odgrywają ważną rolę także w porywającym „Don’t Be Misled”, w którym wybija się brzęczący bas Shepherda. Urocza melodia z kilkoma fajnymi gitarowymi zagrywkami uzależnia tak bardzo, że chce się do niej jak najszybciej wrócić… W „Sea Song” po raz kolejny pokazuje się Holbrook, któremu towarzyszy fortepian i melotron. A potem mamy rewelacyjną instrumentalną bitwę na Hammonda i gitarę w jedenastominutowym „Rough Cut Marmalade. Ten wyjątkowo żywiołowy, pełen swobody i przeróżnych efektów rockowy monster dający każdemu członkowi zespołu szansę na pokazanie swoich umiejętności to opus magnum tej płyty, Grupa przypomina mi tu Spooky Tooth w najlepszym wydaniu, lub Iron Butterfly w swym niesamowitym „In-A-Gadda-Da-Vida”…  Pierwszy dysk kończą trzy bonusy, z czego pierwsze dwa: „Leave It At That”„Marie’s A Woman” zawierają oryginalne, nad wyraz doskonałe i nieco mocniejsze miksy z 1970 roku, zaś trzeci, „Too Much Of Nothing” jest zwięzły i moim skromnym zdaniem bardziej atrakcyjny. Płyta, jako całość, sama w sobie może nie do końca jest klasyką, ale ma swoje wspaniałe momenty. Przy odrobinie pracy, a także przy odrobinie szczęścia grupa Five Day Rain mogła mieć obiecującą przyszłość…

Drugi dysk z zestawu „Good Year…” zaczyna się od czterech numerów, które zostały usunięte z pierwotnej wersji albumu. O panie, co tu się będzie działo! Wanna Make Love To You” to gorący gitarowy rocker z ostrym solo i harmonijką ustną. Gitara Sharpe’a rozgrzana jest do czerwoności. Podobnie jest w porywającym So Don’t Worry” z grzmiącym basem, mocną perkusją i mnóstwem gitarowych riffów. Nie inaczej jest w Dartboard” wypełniony dużą ilością gitarowych efektów z fuzzem i echoplexem, do których podpina się Mailand ze swoim syntezatorem. A jeśli komuś mało tego „zgiełku” niechaj zachłyśnie się „Miss Elizabeth” z szalejącymi organami, ryczącą gitarą, oraz potężną sekcją rytmiczną. Wszystko to plus wokale nadają mu klimat „Parchman Farm”, mojego ulubionego numeru grupy Cactus. Bez wątpienia te cztery kawałki to zdecydowanie najgorętsze utwory z wczesnych sesji i dużo ostrzejsze niż te zamieszczone na płytowych reedycjach. Kto wie, gdyby to one tam się pierwotnie znalazły czyż nie byłaby to dla zespołu lepsza opcja..? Po takiej dawce mocnego uderzenia mamy kolejną wersję krótkiej i delikatnej ballady „Lay Me Down” pokazującą możliwości wokalne zespołu, oraz soulowy standard jazzowy Bobby’ego Hebba, „Sunny” z gustowną solówką gitarową na zakończenie, który pojawił się na acetacie jako część EP-ki. Następna w kolejce to skrócona o połowę jamowa wersja „Rough Cut Marmalade”, równie twarda jak pierwowzór. Dwa kolejne nagrania pochodzą z singla Studd Pump. Melodyjny „Spare The Children” z ciężkim brzmieniem perkusji wydaje się być gotowy na mający wkrótce wkroczyć glam rock. Oczywiście nie przyniosło to żadnego efektu komercyjnego i chyba słusznie. Dużo lepiej podoba mi się „Floating” z przesterowaną gitarą przypominający słynną „Suzie Q”. O ile Rick Sharpe nie popisał się w Studd Pump, to remiksy jakie wykonał w 1977 roku na „Reason Why” i „Fall Out” robią wrażenie. Pierwszy, bez zniekształconego wokalu ma wspaniałą linię gitary prowadzącej; drugi (z wokalem Sharpe’a) ozdabiają solówki wypełnione efektami wah wah – oba przewyższają oryginały. Kolejne nagrania to cztery podkłady nagrane przez Five Day Rain, które Sharpe zaktualizował w 2005 roku. Instrumentalny „Antonia” rozwija się z dużą ilością gitary, co stanowi prawdziwy hołd dla korzeni power tria Iron Prophet. W „So Don’t Worry” Maitland i Sharpe doskonale się rozumieją i uzupełniają płynnie wykonując swoje partie solowe. a „The Boy” to rozgrzany do czerwoności gitarowo-organowy rocker w stylu Black Sabbath z kosmicznym wokalem Sharpe’a unoszącym się nad rockową gitarą. Ostatni z tej czwórki „Wanna Make Love To You” to bluesowy numer, w którym harmonijka ustna ustępuje miejsca ognistej gitarze dodając heavy metalowego akcentu. Zestaw zamykają trzy remiksy z 1978 roku: „Reason Why”, „Fallout” i „Outroduction (Lay Me Down)” przypisane fikcyjnemu zespołowi/projektowi One Way Ticket.

Z tego fantastycznego zbioru wyłania się kapitalny zespół pełen dobrych pomysłów, a przedstawione  nagrania wciąż wydają się świeże i atrakcyjne. Nie mogę pojąć dlaczego Five Day Rain został wówczas zignorowany. Jestem pewien, że przy wsparciu dobrej wytwórni mógłby zrobić jeszcze kilka interesujących rzeczy. Wielka szkoda, że tak się nie stało, ale przynajmniej dzięki „Good Year…” możemy cieszyć się tym, co miał do ​​zaoferowania przez te wszystkie lata. Poza tym ich nagrania nigdy nie brzmiały tak dobrze jak tu, a to dzięki fantastycznej pracy masteringowej Oli Hemingway z The Wax Works. To obligatoryjna pozycja dla fanów rocka progresywnego i psychodelicznego lat 70-tych, którą gorąco polecam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *